Ściana wody zbliża się do Czech. Most w Dreźnie zaczeka
11 września 2024Takiego komunikatu Czesi już dawno nie słyszeli. Co najmniej od 2002 roku, kiedy Wełtawa zatopiła Pragę. Albo nawet od roku 1997, gdy wielka woda pustoszyła Morawy.
Od czwartku do niedzieli w niemal całym kraju będzie padać. I to mocno. Według prognozy Czeskiego Instytutu Hydrologicznego, który wydał w środę ostrzeżenie o zbliżających się ekstremalnych opadach deszczu, przez najbliższe cztery dni w niektórych miejscach w kraju może spaść do 300 litrów wody na metr kwadratowy.
W cztery dni jak przez pół roku
Ale są też prognozy przewidujące opady przekraczające nawet 450 litrów. Tyle może napadać do niedzieli w Jesionikach – górami na północy Moraw graniczącymi z dominującym nad ziemią kłodzką Masywem Śnieżnika, najwyższym pasmem polskich Sudetów Wschodnich. W samą tylko sobotę może tam spaść nawet 200 litrów wody na metr kwadratowy.
Dla porównania: w Czechach średni miesięczny opad we wrześniu w latach 1991-2020 wyniósł 60 litrów, a w przynoszącym najwięcej deszczu lipcu tylko o połowę więcej. Krótko mówiąc, przez najbliższe cztery dni może spaść w Czechach tyle wody, ile średnio spada przez pół roku. Tylko w sobotę może jej być więcej niż zazwyczaj przez trzy miesiące. Oczywiście nie wszędzie. Problem w tym, że zwłaszcza w górach woda spływa bardzo szybko i gwałtownie zatapia to, co leży niżej.
Jak w filmie katastroficznym
W takiej konferencji prasowej, jak w środę popołudniu, dziennikarze w Pradze dawno nie uczestniczyli. W miarę, jak przemawiali kolejni ministrowie, którzy się przed nimi pojawili, ich słowa coraz bardziej przypominały scenariusz katastroficznego filmu.
Zaczął szef resortu środowiska Petr Hladík i to od razu bardzo mocno. – Ta sytuacja, która nas czeka w ciągu najbliższych czterech, a może i pięciu dni, będzie bardzo podobna do sytuacji z lat 1997 i 2002 – powiedział. Padać ma od północy ze środy na czwartek, najpierw na południu, potem na coraz większym obszarze, w końcu w całym kraju.
Hydrometeorologowie przewidują ekstremalne opady najpierw w połowie kraju, a w sobotę nawet na dwóch trzecich jego powierzchni. Padać ma przede wszystkim na Morawach, w Beskidach i Jesionikach, ale obszar ekstremalnych opadów sięgać będzie na północy po Karkonosze, których głównym grzbietem przebiega granica polsko-czeska, i na południu po Szumawę, góry oddzielające Czechy od Niemiec, które po drugiej stronie noszą nazwę Bawarski Las.
Padać będzie zatem w dorzeczach wszystkich wielkich czeskich rzek, zarówno wypływającej z Szumawy Wełtawy, która za Pragą wpada do płynącej z Karkonoszy Łaby niosącej swe wody do Niemiec, jak i spływającej do Polski Odry, a także Morawy, która ma źródło pod szczytem Śnieżnika Kłodzkiego, opływa Jesioniki, płynie przez całe Morawy, by tuż przed Bratysławą połączyć się z Dunajem.
Scenariusz bardziej optymistyczny
Według ministra Hladíka fala opadów zatrzyma się na górach na północy kraju, po czym zacznie stopniowo zawracać. W tym się kryje największe niebezpieczeństwo: o ile bowiem pierwszy deszcz spadnie na wysuszoną glebę, która będzie w stanie wchłonąć sporo wody, o tyle ten, który nadejdzie po dwóch dniach, nie będzie już miał gdzie wsiąkać. Tak właśnie było w 1997 roku, podczas powodzi na Morawach.
Dodatkowym problemem będzie silny wiatr, który według ministra środowiska może osiągać w porywach nawet 100 kilometrów na godzinę. To z kolei stwarza ryzyko, że pod jego naporem stojące w rozmiękczonej glebie drzewa zaczną się przewracać, stwarzając tym samym dodatkowe niebezpieczeństwo dla ludzi, ich majątku, samochodów.
– To jest ten bardziej optymistyczny scenariusz, według którego w Jesionikach spadnie 395 mm deszczu – kontynuował Hladík. Czyli 395 litrów wody na metr kwadratowy.
Spakujcie bagaż, naładujcie telefony
– W tym bardziej pesymistycznym scenariuszu będą to 452 mm. To będą naprawdę ekstremalne opady, do których się przygotowujemy – powiedział szef resortu środowiska. – Nie chodzi o to, żeby straszyć czy płoszyć. W żadnym wypadku – zapewnił i dodał, że jeśli się te prognozy nie w pełni sprawdzą, „będziemy tylko szczęśliwi”. Po czym dodał jeszcze, że powodzie grożą nie tylko „klasycznym obszarom zalewowym” wzdłuż rzek, gdzie ludzie mają już doświadczenie. – Powodzie błyskawiczne mogą się pojawić także i tam, gdzie się ich nikt nie spodziewa – wytłumaczył Petr Hladík.
– Prognozy nie są optymistyczne – przyznał czeski minister spraw wewnętrznych Vít Rakuszan. Organizatorów masowych imprez poprosił, żeby się zastanowili, czy w piątek i sobotę będą w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwo. Do mieszkańców zagrożonych obszarów zaapelował, by spakowali bagaż ewakuacyjny, odstawili auta na położone wyżej miejsca, przenieśli cenne rzeczy na wyższe piętra, zrobili zapasy wody pitnej, naładowali telefony i powerbanki.
Most w Niemczech nie jest priorytetem
Potem przyszedł czas na pytania. – Niemcy miały poprosić Republikę Czeską, by zmniejszyć przepływ wody w Łabie. Czy tak się stanie? – zapytał dziennikarz Czeskiej Telewizji.
Minister rolnictwa Marek Výborny przyznał, że taka prośba rzeczywiście dotarła do Pragi za pośrednictwem Międzynarodowej Komisji Ochrony Łaby. – Niestety, odpowiedź nie może być pozytywna – stwierdził. Wręcz przeciwnie, zagrożenie powodziowe wymaga opróżniania zbiorników. Na Morawach już się to dzieje, w dorzeczach Wełtawy i Łaby zacznie się w czwartek. W Dieczinie, ostatnim mieście nad Łabą przed niemiecką granicą przepływ wody wzrośnie od środy do czwartku ze 138 do 172 metrów sześciennych na sekundę.
– Wierzę, że saksońscy koledzy zrozumieją, że most, który rzeczywiście się zawalił, nie może mieć pierwszeństwa i priorytetu przed ochroną nie tylko majątku i życia obywateli Republiki Czeskiej, ale i Niemiec – powiedział Výborny. Dodał też, że nawiązał również kontakt „z kolegą z Polski”, żeby informować go, co grozi w Polsce w związku z sytuacją w dorzeczu Odry.