100 dni Macrona: "Prezydenta czekają ciągłe sprawdziany"
21 sierpnia 2017Deutsche Welle: Panie profesorze Baasner, jak Pana zdaniem wypada bilans pierwszych 100 dni Emmanuela Macrona?
Frank Baasner*: 100 dni to dużo i zarazem mało. Nie można oczekiwać, że wybrany prezydent – który miał jeszcze wybory parlamentarne i musiał stworzyć rząd – po trzech miesiącach przedstawi gotowy bilans. Ale trzeba mu zaliczyć na plus, że zrobił wszystko, co zapowiadał. W tym sensie jest na dobrej drodze, żeby odnosić sukcesy.
Teraz będzie przechodził ciągłe sprawdziany. Jesienią czekają Francję reformy rynku pracy. Są w dalekim stopniu przedyskutowane i wynegocjonowane ze związkami zawodowymi, co Macron włączył w swoje plany i też ustąpił. Właściwie chciał już w sierpniu wprowadzić zmiany w prawie pracy, ale poszedł na rękę związkom zawodowym i przesunął to na początek września. Potem w przyszłym roku czeka go ogromne przedsięwzięcie: reforma systemu emerytalnego. Ma ona zredukować uprzewilejowane regulacje dla byłych urzędników państwowych. Będzie to bardzo trudna reforma. Jeżeli jednak do tego czasu spadnie bezrobocie a gospodarka nabierze dynamiki, Macron ma duże szanse, by powiedzieć: "Widzicie, przeprowadzam właściwe reformy. Robimy to razem i razem osiągamy sukces".
DW: Tyle, że aktualne sondaże pokazują, że popularność prezydenta gwałtownie spadła. Czym można to wytłumaczyć?
FB: Przede wszystkim całkiem niezłe są dane dotyczące gospodarki. Po raz pierwszy powstaje tyle nowych miejsc pracy. Statystyki jeszcze nie odzwierciedlają tego w radykalnym stopniu, ale widać, że przedsiębiorstwa w wielu sektorach znowu zatrudniają ludzi. Ale jest też prawdą, że popularność Macrona się załamała. Myślę, że jest to spowodowane tym, że Macron wszedł w walkę wyborczą z obietnicami uleczenia, zrewolucjonizowania Francji, zmienienia wszystkiego. A potem wszyscy sobie uświadomili, że takie proste to nie jest.
Ponadto mamy letnią flautę i prezydent prawie nie jest obecny w mediach. Jest na urlopie w Marsylii. Nic zatem dziwnego, że tak bardzo ucierpiała emocjonalna aprobata jego osoby.
DW: Punktem, który na pewno bardzo zaszkodził prezydentowi, jest zredukowanie o 5 euro miesięcznie dodatku mieszkaniowego. Jeżeli już 5 euro budzi takie oburzenie, co się stanie, kiedy będzie chodziło o naprawdę poważne cięcia finansowe?
FB: Ten dodatek mieszkaniowy jest dość osobliwy, bo przysługuje każdemu. Jeżeli we Francji studiuje młody człowiek z Niemiec, ze stypendium, wsparciem finansowym rodziców, też go dostanie. Nawet jeżeli nie potrzebuje tych pieniędzy. Uzależnienie tego dodatku od potrzeb byłoby lepsze niż obcięcie 5 euro. Ale ma Pan całkowitą rację. Reakcje będą zawsze gwałtowne, jeżeli w grę wchodzą rzeczy, które akceptujemy i do których się przyzwyczailiśmy.
DW: Oczekuje Pan "gorącej jesieni" protestów?
FB: Nie sądzę, ale trudno wróżyć ze szklanej kuli. Nie wiemy, co jeszcze przyniesie jesień. Ważne, żeby pamiętać, że francuskie związki zawodowe są podzielone. Istnieje obóz tych, którzy negocjują i chcą wszcząć dialog społeczny, żeby kraj nabrał dynamiki. Ale są też inni, którzy zawsze są przeciwko, jeszcze zanim wiadomo, o co chodzi. Taki jest CGT (Powszechna Konfederacja Pracy – DW).
Ale w ostatnich wyborach najsilniejszym związkiem zawodowym nie był CGT, tylko gotowy do rozmów CFTC (Chrześcijańska Konfederacja Francuskich Pracowników – DW). Sądzę, że w międzyczasie większość obywateli i związkowców jest świadoma, że można coś jednak zmienić, że można pertraktować nie obawiając się całkowitego załamania sytuacji.
DW: Podczas pierwszych 100 dni opinia publiczna była konfrontowana z perfekcyjnie wyinscenizowanymi zdjęciami: na przykład jak prezydent Macron w wojskowym kombinezonie opuszcza się po linie na łódź podwodną. Jednocześnie Macron unika bacznej obserwacji medialnej i nie udziela tradycyjnych wywiadów. Jaka strategia się za tym kryje?
FB: Wiele rzeczy się zmienia. Emmanuel Macon jest kimś, kto pielęgnuje graniczący już bez mała z monarchią wizerunek silnego prezydenta. Nie sądzi, że prezydent ma za dużo władzy. Wręcz przeciwnie. Uważa, że to dobrze, że posiada władzę i będzie z niej korzystał. Jednocześnie próbuje przywrócić temu urzędowi więcej godności. Pamiętamy historię z fryzjerem Françoisa Hollande'a w Pałacu Elizejskim albo jego eskapady skuterem do bliskiej znajomej. Macron też o tym pamięta, kiedy inscenizuje zdjęcia i unika sytuacji nadających się do magazynów typu "Gala". Także swój urlop w Marsylii obwarował jasnymi regułami gry. Jeden z fotografów został już oskarżony o molestowanie, bo nie respektował "strefy bezpieczeństwa i sfery prywatnej".
*Professor Frank Baasner (60) jest dyrektorem Niemiecko-Francuskiego Instytutu (dfi) w Ludwigsburgu.
Rozmawiał Andreas Noll
tł. Elżbieta Stasik