60 lat po skandalu z Conterganem: „Jeszcze żyjemy“
28 listopada 2021Kwiecień 1962: Poród domowy u rodziny Kornja w Allendorfie, Gunhild jest trzecim dzieckiem. Położna pokazuje matce tylko głowę. Jej dziecko ma skrócone ręce, po cztery palce u każdej dłoni, niektóre są zaklinowane, a odbyt znajduje się z boku biodra. Wezwany lekarz nie jest pewien, „jak długo dziecko będzie żyło". Rodzice chrzestni i pastor zostają wezwani do nagłego chrztu w salonie.
Potem następuje wiele operacji i długie miesiące w ośrodku rehabilitacyjnym z dala od domu. Gunhild jest pierwszym niepełnosprawnym dzieckiem, które uczęszcza do szkoły w wiosce. Szkoła buduje dla niej specjalne biurko.
W okresie dojrzewania zmaga się z własnym ciałem i krótkimi ramionami, ma czarne myśli, w kryzysowym momencie zażywa za dużo tabletek… – ale wszystko kończy się dobrze. Potem uczy się sztuk walki, zdobywa brązowy pas w Jiu Jitsu. Przez 23 lata pracuje w Urzędzie Stanu Cywilnego, wychodzi za mąż, ma córkę.
Jej ciało ciągle musi się wysilać, by rekompensować krótkie ramiona. Żeby po coś sięgnąć czy założyć sweter, musi się obracać, schylać, pochylać do tyłu i do przodu. Do pomocy używa nóg. Przemęczenie daje znać o sobie. W wieku 38 lat Gunhild Krämer-Kornja musi przejść na emeryturę i przechodzi poważną operację jelit. Staje się aktywną lokalną liderką, uczy niezliczoną ilość dzieci pływać i pisze książkę o swoim życiu z talidomidem, sprzedawanym w Niemczech pod nazwą Contergan.
„Pożegnajcie się”
Wrzesień 1961: Gratulacje z powodu narodzin? Nie. Rodzicom Klausa Michela lekarze w Unna mówią: „Chłopiec długo nie pożyje. Pożegnajcie się. Ten „chłopiec" ma teraz 60 lat. W wywiadzie dla DW Klausowi Michelsowi łzy napływają do oczu: „Moja matka powiedziała mi to dopiero po okresie dojrzewania".
Klaus chodzi do szkół dla niepełnosprawnych, potem dużo pracuje – aż do wypalenia zawodowego. Na wcześniejszej emeryturze uprawia sport i angażuje się we wspólnotę kościelną oraz szkołę swojego syna. W zarządzie Federalnego Stowarzyszenia Ofiar Conterganu chce prowadzić kampanię na rzecz lepszej opieki medycznej.
Wtłoczona w gorset
Maj 1962: „Czy wszystko jest na swoim miejscu?" pyta Gisela Weinert, gdy w klinice w Kolonii słyszy pierwszy płacz swojej córki Claudii. Nie otrzymuje odpowiedzi.
Dziewczynka ma krótkie ręce, dużo czasu spędza na rehabilitacji, jest wpychana w gipsowy gorset, przywiązywana w pozycji leżącej, maltretowana ciężkimi protezami: „Tortury były ogromne, także psychiczne.”
W Kolonii Claudia uczęszcza do szkoły dla dzieci niepełnosprawnych, z których wiele zostało okaleczonych przez talidomid. Potem studiuje, pracuje na uniwersytecie, a ostatnio jako nauczycielka w szkole specjalnej. Samotnie wychowuje syna Malte.
„Nieszkodliwy” lek
Gunhild, Klaus i Claudia są trojgiem z około 5000 dzieci w Niemczech i 10 000 na całym świecie, które urodziły się z deformacjami. Ich matki zażywały dostępny bez recepty środek nasenny i uspokajający talidomid z firmy Grünenthal. Cztery do pięciu na dziesięć dzieci umierało wkrótce po urodzeniu. Nie wiadomo, ile było poronień i martwych urodzeń.
Gunhild Krämer-Kornja mówi: „W moim przypadku narządy wewnętrzne są jak kawałki układanki - wszystkie są, ale nie tam, gdzie powinny być." Kilkanaście razy była operowana, pierwszy raz w wieku trzech miesięcy, kiedy to przesunięto jej jelita na właściwe miejsce. Jej nerki są w miednicy.
„Nieszkodliwy jak herbatnik z cukrem", tak reklamowano talidomid, zalecano go nawet dla niemowląt i małych dzieci – i przeciw mdłościom w ciąży. Był to wielki hit w kraju i za granicą. Lek i jego nieautoryzowane imitacje sprzedawano w 70 krajach.
Skutki na całe życie
Grünenthal badał substancję czynną w eksperymentach na zwierzętach. Nie istniały wtedy ścisłe regulacje dotyczące dopuszczania leków, prawo takie weszło w życie dopiero w 1978 roku – jako nauczka po skandalu z talidomidem. Talidomid pojawił się na rynku w 1957 r. Lekarze po raz pierwszy zaobserwowali uszkodzenia nerwów u dorosłych, a od 1959 r. wzrost wad rozwojowych u dzieci.
Australijski lekarz poinformował o tym brytyjską firmę licencyjną Distillers. Własne badania prowadził też hamburski pediatra Widukind Lenz, który poinformował władze o swoich podejrzeniach. W dniu 26 listopada gazeta "Welt am Sonntag" poinformowała o podejrzeniu, a 27 listopada nastąpiło wycofanie z rynku w Niemczech. W niektórych krajach sprzedaż trwała jeszcze przez wiele miesięcy.
Dla wielu wycofanie się z leku przyszło za późno, również dla Claudii, córki Giseli Weinert. Tym, którzy mogliby coś zmienić, życzyła "przeżycia takiego dnia jak ja": gapienia się i proszenia obcych ludzi w toalecie o podciągnięcie i opuszczenie spodni z powodu zerwanego sznurka od suwaka. Dziś wiadomo, że niektórzy rodzice ukrywali swoje dzieci przed światem, czasem w piwnicy na węgiel lub ze zwierzętami w stajni.
Winni bez kary
W 1968 r. rozpoczął się proces karny przeciwko pracownikom Grünenthala. W 1970 r. proces został przerwany bez wydania wyroku. Wcześniej zawarto porozumienie w sprawie wypłaty odszkodowań.
100 milionów DM wpłacił Grünenthal, 100 milionów rząd federalny na rzecz nowej fundacji wspierającej ofiary talidomidu. Po fali protestów Bundestag podwyższył ofiarom emerytury.
Rząd federalny wydał do tej pory na odszkodowania około 1,8 miliarda euro, poinformowała DW Fundacja Talidomidu. W 2009 roku Grünenthal zapłacił kolejne 50 milionów euro. Według Fundacji Talidomidu ponad 2200 osób dotkniętych chorobą żyje jeszcze w Niemczech i otrzymuje renty oraz specjalne świadczenia roczne. Dokonano również płatności na rzecz ponad 280 poszkodowanych osób w 42 krajach na całym świecie: od Egiptu i Australii po Belgię, Brazylię, Irlandię, Meksyk, Syrię, Tajlandię i USA.
W 2012 roku dyrektor generalny Grünenthal Harald Stock przeprosił dotkniętych ludzi i ich matki za to, że firma nie znalazła „bezpośredniej drogi” do ofiar przez prawie 50 lat. I tylko tyle.
Co sądzi Gunhild Krämer-Kornja? „Firma Grünenthal jest winna, wypuściła na rynek tabletki, które być może można było wycofać z rynku wcześniej. Pieniądze rządzą światem." Ale nie ma w niej gniewu. „Nie pozwalam już na to. Niech inni mają wrzody, a nie ja". Co dodaje jej odwagi? „Życie. Patrzeć, jak dorasta moja wnuczka". Jej motto, gdy los uderza: Upadaj, podnoś się i idź dalej.