AI: Damaszek korzysta na losie zaginionych ludzi
5 listopada 2015Od początku wojny domowej w 2011 roku, w Syrii zaginęło co najmniej 65 tys. osób. Zostały aresztowane, porwane, wywiezione w nieznane miejsce, zamordowane. Ich bliscy są gotowi zrobić wszystko, by przynajmniej dowiedzieć się czegoś o ich losie. Na ich desperacji opiera się „perfidny czarny rynek, na którym zrozpaczone rodziny szukające zaginionych bliskich, są bez skrupułów wyzyskiwane”, pisze Amnesty International (AI) w raporcie opublikowanym w czwartek (5.11.2015) w Londynie. Zdaniem AI na tych machinacjach korzysta też rząd w Damaszku.
Tysiące dolarów za informację
Bez śladu znikają demonstranci, obrońcy praw człowieka, lekarze, dziennikarze, pracownicy organizacji humanitarnych. Inni zostają aresztowani pod zarzutem nielojalności albo dlatego, że są krewnymi jakiegoś „podejrzanego”. Według obserwacji grupy „Syrian Network for Human Rights“ w ostatnich latach mnożą się też przypadki zaginięć umotywowanych względami finansowymi lub będących osobistym aktem zemsty. Amnesty International przytacza jeden z wielu szokujących przypadków, kiedy w 2013 roku aresztowana została z sześciorgiem dzieci dentystka Rania al-Abbasi. Dzień wcześniej podczas obławy zaresztowano jej męża. Do dzisiaj po rodzinie nie ma śladu.
Bliscy zaginionych są pozbawieni jakichkolwiek informacji o ich losie. Jeżeli spróbowaliby dowiadywać się czegoś w urzędach, muszą się liczyć z tym, że sami powiększą grono zaginionych. Próbują więc zdobyć informacje innymi drogami. Tak powstał czarny rynek, na którym pośrednicy kasują od rodzin zaginionych dziesiątki tysięcy dolarów za informacje. AI donosi o rozbudowanej sieci pośredników z kontaktami do władz i urzędników.
- Zdesperowane rodziny zadłużają się, sprzedają cały swój dobytek - mówi Philip Luther, szef sekcji Amnesty International ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Raport AI podaje przykład mężczyzny, którego trzech braci zaginęło w 2012 roku. Za informacje o miejscu ich pobytu zapłacił 150 tys. dolarów – nie dowiedział się niczego. Dzisiaj pracuje w Turcji i próbuje spłacić długi.
Autorka aktualnego raportu Nicolette Boehland powiedziała agencji AFP, że istnieje szereg dowodów potwierdzających, że państwo zarabia na tej procedurze. – Jesteśmy pewni, że urzędnicy państwowi i pracownicy więzień czerpią zyski z pieniędzy płaconych przez rodziny zaginionych. Potwierdziły to setki świadków – powiedziała autorka raportu. Jest przekonana, że rząd Asada musi być wtajemniczony. – Praktyki te są tak rozpowszechnione, że trudno założyć, iż rząd o nich nie wie. W rzeczywistości je aprobuje, bo nie robi niczego, co pozwoliłoby je ukrócić – argumentuje Boehland.
Ciasnota, gwałty, tortury
Raport AI mówi o rozgałęzionej sieci więzień, w tym tajnych, w których zatrzymani żyją w „strasznych warunkach”, całkowicie odcięci od świata. Wiele osób umiera z wycieńczenia, na skutek tortur, wiele zostaje straconych bez wyroku. Aresztowana w lutym 2014 studentka Raneem Matuk była przetrzymywana w areszcie cztery miesiące, przez dwa miesiące jej rodzina nie wiedziała, czy dziewczyna jeszcze żyje. W swojej relacji Ranim mówiła o gwałtach, pobiciach, torturach w więzieniu. Była w celi z dziewięcioma innymi kobietami, na dwóch metrach kwadratowych pełnych robactwa.
Philip Luther, szef sekcji AI ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej zarzuca reżimowi Baszara el-Asada prowadzenie „starannie przygotowanej kampanii, której celem jest sianie grozy i tłumienie w całym kraju najmniejszych oznak sprzeciwu”.
afpd, kna / Elżbieta Stasik