Andrej Babisz. Pandora Papers i kampania wyborcza á la Orban
5 października 2021Czeski premier Andrej Babisz posiada miliardowy majątek i prowadzi luksusowe życie. Mimo to chętnie prezentuje się w roli zwykłego przedsiębiorcy i obrońcy interesów ludu – przyjazny, bezpretensjonalny i antyelitarny.
Tak jak tego dnia, w którym odwiedził elektrownię węglową i rozmawiał z robotnikami. W drodze z zakładu do samochodu służbowego zagadnęła go pewna dziennikarka śledcza, która spytała, czy ma firmy offshore na Karaibach. Babisz zareagował na to pytanie lodowatym milczeniem i polecił swoim ochroniarzom brutalnie odepchnąć od siebie tę drobną kobietę.
Do incydentu doszło w elektrowni Prunerov w północno-zachodniej części Czech. Babisz właśnie miał tam występ wyborczy, gdy dopadło go opublikowanie wyników dziennikarskiego śledztwa Pandora Papers. Z dokumentów tych wynika, że w 2009 roku nabył na Lazurowym Wybrzeżu we Francji kilka luksusowych nieruchomości o łącznej wartości 15 mln euro, w tym zamek, w wyniku skomplikowanego mechanizmu finansowego wykorzystującego fikcyjne firmy, dzięki czemu mógł sam sobie udzielić kredytu.
Czeska policja prowadzi teraz postępowanie wyjaśniające, czy w tej sprawie Babisz nie dopuścił się prania brudnych pieniędzy. Grozi mu także śledztwo we Francji i USA, między innymi z podejrzenia o oszustwo podatkowe.
Babisz: nieszczęście czy zbawca Czech?
Opublikowanie Pandora Papers przypadło w niekorzystnym dla Andreja Babisza czasie, na krótko przed wyborami parlamentarnymi w Czechach 8 i 9 października. Do tej pory on i jego rządząca partia Akcja Niezadowolonych Obywateli (ANO) przodowały w sondażach. Ta afera jednak może kosztować go reelekcję, ponieważ obok jego wiernych zwolenników, wielu wyborców wciąż nie wie, na kogo będą głosować. Na ich decyzję może wpłynąć to, że premier, który od lat opowiada się za transparencją i potępia wywożenie pieniędzy do rajów podatkowych, sam postępuje dokładnie odwrotnie.
Może go zatem spotkać porażka, tym bardziej, że walka wyborcza i tak w znacznym stopniu skupia się na postaci kontrowersyjnego premiera Czech. Jego populistyczny styl sprawowania władzy oraz liczne afery polityczne podzieliły czeski elektorat. Część wyborców dostrzega w nim człowieka, który przyniósł Czechom największe szkody po aksamitnej rewolucji w tym kraju w roku 1989, inni zaś uważają go za zdolnego menedżera i obrońcę Czech przed zalaniem ich przez falę nielegalnych migrantów oraz przed UE, która rzekomo zagraża czeskiej suwerenności.
Z tych względów zbliżające się wybory parlamentarne w Czechach uchodzą w oczach wielu czeskich polityków jak i wyborców za jedne z najważniejszych w ostatnich latach.
Pochodzenie miliardowej fortuny
– Dla Babisza te wybory to gra o wszystko – mówi czeski politolog Petr Just w rozmowie z DW. – Dla niego chodzi w nich nie tylko o jego przyszłość polityczną, ale także osobistą, ze ściganiem go przez czeski wymiar sprawiedliwości i jego pozycję biznesmena włącznie – dodaje ekspert.
Andrej Babisz, 67-letni miliarder i założyciel konglomeratu Agrofert, rozpoczął karierę polityczną w 2011 roku. Założył partię, a mówiąc ściślej ruch polityczny, pod nazwą Akcja Niezadowolonych Obywateli, którego skrót ANO znaczy po czesku „tak”. W 2014 roku Babisz został ministrem finansów, a w 2017 – premierem Czech. Stale obiecywał przy tym walkę z korupcją, prześwietlenie elit, ograniczenie biurokracji oraz więcej przejrzystości i skuteczności. Do dziś jednak nie wyjaśnił, skąd się wziął jego majątek.
Konflikt interesów i współpracownik StB
Aby uchronić się przed zarzutami o konflikt interesów, Babisz w 2017 roku przekształcił koncern Agrofert w fundusz powierniczy. Wielu rzeczoznawców wskazuje jednak, że ma on nadal wpływ na jego działanie.
Od lat także wlecze się za nim afera związana z budową centrum wellness „Bocianie Gniazdo”, w której należąca do Babisza firma uzyskała niezgodnie z prawem dotację z UE w wysokości 2 mln euro. W Czechach śledztwo w tej sprawie umorzono, ale władze UE mogą postąpić inaczej.
Zdaniem Komisji Europejskiej Babisz znajduje się w konflikcie interesów, ponieważ jako premier Czech miał wpływ na rozdysponowanie unijnych dotacji dla rolnictwa, których część trafiła także do koncernu Agrofert.
Kilka dni temu Babisz został ukarany z powodu innego konfliktu interesów najwyższą w takich sprawach karą w wysokości 10 tys. euro jako posiadacz koncernu medialnego Mafra. Poza tym parę lat temu wyszło na jaw, że był tajnym współpracownikiem czechosłowackiej służby bezpieczeństwa StB.
Orban jako pomocnik wyborczy Babisza
Dla ratowania swojej przyszłości politycznej Andrej Babisz prowadzi ostrą kampanię wyborczą, nakierowaną głównie na rzekome zagrożenie dla Czech ze strony migrantów. „Nie dopuścimy do powstania muzułmańskiej Europy” – oświadczył i niesłusznie oskarżył Ivana Bartosza, przewodniczącego dwupartyjnej koalicji, złożonej z partii Piratów i ruchu samorządowców STAN, o chęć masowego sprowadzania migrantów do Czech.
Migranci znaleźli się także w centrum uwagi podczas kulminacji kampanii wyborczej Babisza, w postaci wizyty węgierskiego premiera Viktora Orbana w ubiegłym tygodniu w Uście nad Łabą, dużym mieście przemysłowym w północno-zachodnich Czechach. Chociaż zarówno Babisz, jak i Orban, zapewniali, że nie będą uprawiać tam żadnej walki wyborczej, obaj mówili niemal wyłącznie o migracji i migrantach. Andrej Babisz przedstawił tam Viktora Orbana jako „przyjaciela i obrońcę Czech”.
„W 2015 roku Węgry były jedynym krajem, który naprawdę bronił granic strefy Schengen i postawił tam ogrodzenie” – powiedział. Na późniejszej konferencji prasowej z udziałem wybranych dziennikarzy dodał: „A w tym roku do tej pory do strefy Schengen przedostało się 77 tys. nielegalnych migrantów i gdyby nie to ogrodzenie, przeszliby najkrótszą drogą przez Czechy do Niemiec, żeby otrzymać świadczenia socjalne”. Z udziału w tej konferencji wykluczono między innymi dziennikarzy z niemieckiej ARD i francuskiego dziennika „Le Monde”.
Wątpliwe jest, czy plan Babisza, by uczynić z migrantów ważny punkt jego kampanii wyborczej, przyniesie oczekiwane skutki. Obecnie w Czechach praktycznie nie ma żadnych nielegalnych migrantów ubiegających się o azyl. Poza tym z badań czeskiej opinii publicznej wynika, że ta problematyka mało interesuje tamtejszych wyborców.
Koalicja ANO ze skrajną prawicą i lewicą
Z drugiej strony z tych badań wynika również, że w tej chwili od 24 do 27 procent czeskich wyborców chce głosować na Babisza i partię ANO. Jej przewaga nad dwoma blokami opozycyjnymi – konserwatywno-liberalną koalicją „Wspólnie” (SPOLU), której daje się szansę na 23 procent głosów, i liberalnym blokiem Piraci/STAN, mogącym zdobyć około 21 procent głosów – jest jednak minimalna i kurczy się. Oba te bloki wykluczają współpracę z ANO po wyborach. Dla Babisza oznacza to, że może rządzić tylko w koalicji z dwiema innymi partiami, które mają szansę na pokonanie progu pięciu procent głosów: skrajnie prawicową Wolnością i Demokracją Bezpośrednią (SPD) oraz skrajnie lewicową Komunistyczną Partią Czech i Moraw.
SPD domaga się w swoim programie wyborczym rozpisania w Czechach referendum na temat ich wystąpienia z UE. Co ciekawe, komuniści także są eurosceptyczni i w znacznym stopniu nacjonalistyczni. Babisz jest gotowy wejść z nimi w koalicję, a prezydent Czech Milosz Zeman, formalnie socjaldemokrata, od dawna opowiada się za koalicją rządową złożoną z ANO, SPD i komunistów.
Czescy politycy opozycyjni odnoszą się z oburzeniem do takiej perspektywy: „Nie przesadzę, jeśli powiem, że w tych wyborach chodzi o wszystko. Chodzi w nich także o prozachodnią orientację naszego kraju” – oświadczył przewodniczący opozycyjnego bloku SPOLU Petr Fiala.
„Oszczerstwa z zagranicy”
Andrej Babisz raczej nie dopuści do referendum w sprawie wyjścia Czech z Unii Europejskiej, twierdzi politolog Petr Just. Ale, jak dodaje, „usuwanie elementów demokracji na wzór Polski i Węgier jest jednak jak najbardziej możliwe w razie powstania w Czechach rządu złożonego z ANO, SPD i komunistów”.
Na koniec warto wspomnieć o reakcji Andreja Babisza na stawiane mu zarzuty dotyczące jego firm offshore. W tej sprawie poszedł w ślady Orbana, który wypowiada się zawsze w podobny sposób, oskarżając zagranicę o zniesławianie Węgier. Babisz powiedział, że „to wszystko oszczerstwa z zagranicy obliczone na wywarcie wpływu na wynik wyborów parlamentarnych w Czechach”. On sam natomiast „nigdy nie uczynił czegoś nielegalnego i niewłaściwego”.