„Antysemityzm spotyka się nawet w najlepszych restauracjach”
16 marca 2016Na Międzynarodową Konferencję Parlamentarzystów przeciwko Antysemityzmowi w Berlinie 100 uczestników przyjechało z bez mała 40 krajów świata. Dlaczego brał Pan w niej udział?
Michael Groys: Zostałem zaproszony, ponieważ angażuję się przeciwko antysemityzmowi. Jestem członkiem stowarzyszenia przeciwko obchodom Światowego Dnia Jerozolimy (Dzień Al-Kuds). Jestem żydowskim aktywistą i członkiem SPD (w Dzień Al-Kuds demonstrują przeciwnicy i krytycy Izraela - przyp. red.).
Z sondaży wynika, że w Europie wzrasta nienawiść wobec Żydów. Czy może temu przeciwdziałać konferencja parlamentarzystów?
Bardzo istotne jest, że walka z antysemityzmem odbywa się nie tylko na ulicach i w szkołach ale także na płaszczyźnie parlamentów. Tego typu konferencja ma wielką symboliczną siłę i odbiła się echem także za granicą. Pomimo tego jestem zawiedziony, że wzięła w niej udział tylko garstka posłów do Bundestagu.
Ale przybyli na nią chociaż Angela Merkel i minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier oraz minister sprawiedliwości Heiko Maas.
Pani kanclerz w swoim wystąpieniu mocno zaakcentowała temat wrogości wobec Izraela. Jest to ważne, ponieważ wszyscy mówią o nienawiści do Żydów. Ale często pomija się antysemityzm odnoszący się do państwa izraelskiego. Dlatego jestem jej za to wdzięczny. W wystąpieniach brakowało mi jednak rozwiązań. Co wynika z takich analiz? Czy będą jakieś zmiany ustawowe?
Minister sprawiedliwości oświadczył, że chciałby powstania jednolitego kodeksu w Europie przeciwko mowie nienawiści w portalach społecznościowych.
Ale to nie jest jakiś problem narodowy, dlatego trzeba zwalczać go na płaszczyźnie europejskiej. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby Niemcy stały się w tym punkcie prekursorem i gdyby po tej konferencji nie pozostały tylko puste słowa, lecz by minister Maas i inni politycy forsowali ten temat w Unii Europejskiej. Bardzo mnie poruszył fakt, że kanclerz Merkel, pomimo katastrofalnej sytuacji po wyborach landowych znalazła 10-15 minut, by w poniedziałek przyjechać na tę konferencję. Nie chcę być posądzony o naiwność, ale jest to wielce wymowne, że wybrała taki priorytet.
Czy zwrot na prawo widoczny po trzech wyborach landowych w niedzielę zdominował dyskusję na konferencji?
Wynik wyborów położył się lekkim cieniem na całą konferencję, ale nie był tematem centralnym. Generalnie sądzę, że dawną nienawiść i antysemityzm w Niemczech wciąż jeszcze czuje się w powietrzu w Niemczech, podobnie jak w reszcie europejskich państw. Zatarły się granice między krytyką a hasłami jawnie wrogimi wobec Żydów. Ludzie nie mają już tak dużych zahamowań.
Dlaczego tak się dzieje? Czy winę ponosi Internet?
Chodzi o debaty, które są tak opakowane, że nie ma tam jasnej wrogości wobec Żydów, ale otwierają one drzwi antysemityzmowi. Przykładem może być debata o rytualnym obrzezaniu chłopców. Można mieć różne nastawienie do tego rytuału, ale w ten sposób podsyca się resentymenty. Sam już to przeżyłem. Media społecznościowe, jak Facebook, odgrywają przy tym oczywiście także pewną rolę. Kursuje tam całe mnóstwo teorii spiskowych.
Co można na to poradzić?
Ja na moim profilu facebookowym rozpocząłem kampanię. Każdy poniedziałek jest u mnie „poniedziałkiem spiskowym” i przedstawiam wtedy jednego członka rodziny Rothschildów. Piszę np. że dostaję pieniądze od Rothschildów za proizraelskie wpisy. Kiedy postuję zdjęcie w nowym garniturze piszę pod nim: „sponsored by Rothschild”. I ludzie w to wierzą! Racjonalne tłumaczenia nic nie pomagają. Dlatego próbuję pokazać ludziom lustro i uzmysłowić im, jak jest to idiotyczne. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że antysemityzm w konsekwencji może mieć śmiertelny finał. Zaczyna się od słów - tak było też przed rokiem 1933 - potem paliło się książki a jak to się skończyło, wszyscy wiedzą. Trzeba być tego świadomym. Obłędu antysemitów nie powstrzymają żadne ustawy, dlatego potrzebne są kroki prewencyjne. Trzeba coś zrobić z podręcznikami szkolnymi, bo nauka historii nie może się kończyć na roku 1945. Ważne jest, żeby dzieci dowiedziały się, że wielu ocalałych z Holokaustu mieszka w Izraelu, w kraju dającym Żydom schronienie, gdzie znaleźli nową ojczyznę.
Jest to bardzo ważne dla ludzi nowo przybywających do Niemiec z krajów muzułmańskich. Mówi się już o „importowanym antysemityźmie”.
Jeżeli mówi się o polityce zero tolerancji, to musi ona odnosić się do wszystkich, czyli także do imigrantów. Ale twierdzenie, krążące np. w kręgach Pegidy, że temat antysemityzmu nabrzmiał dopiero z napływem uchodźców, jest błędne. Ludzie, których nigdy nie obchodził antysemityzm, nagle stają się przyjaciółmi Żydów. To dla mnie to dość dziwne. I chcę wyrazić mój sprzeciw. Uważam, że antysemityzm to problem ogólnospołeczny, natknąć się można na niego także w najdroższych restauracjach czy nawet w kręgach naukowców. Ale oczywiście trzeba traktować poważnie obawy Żydów wobec ludzi przybywających z krajów, gdzie antysemityzm był na porządku dziennym. To nie są jacyś gorsi ludzie, tylko wzrastali oni w tej atmosferze. Twierdzenie, że nie ma sprawy, byłoby fatalne. Trzeba starać się o dialog.
Gdzie w Pana przekonaniu kończy się krytyka Izraela a gdzie zaczyna się nienawiść?
Wydaje mi się, że polityka państwa izraelskiego jest szczególnie często tematyzowana i krytykowana. „Spiegel” pisze nawet o psie Netanjahu. Kogo w ogóle interesuje pies szefa rządu państwa mającego powierzchnię Hesji?
Wszystko to jest przesadą. W Niemczech mamy 82 mln ekspertów bliskowschodnich. Każdy chce mi wyjaśniać, jak można rozwiązać konflikt na Bliskim Wschodzie.
Czy sądzi Pan, że to jakaś obsesja?
Owszem, przynajmniej w mediach. A przy tym wiele spraw przedstawia się w wielkim skrócie, nie ukazując różnorodności Izraela. Nie każda krytyka polityki izraelskiego państwa jest antysemicka. Ale przedstawianie tego państwa jako monolitu uważam za bardzo problematyczne.
Rozmawiał Peter Hille / tł. Małgorzata Matzke
Michael Groys, lat 26, jest publicystą i żydowskim działaczem, studiuje administrację na uniwersytecie w Poczdamie