Atak na świąteczny jarmark. Pięć lat od tragedii w Berlinie
19 grudnia 2021Dzwony w berlińskim Kościele Pamięci zabiją dziś wieczorem 13 razy, po jednym uderzeniu dla każdej ofiary. Dokładnie o 20.02, w tym samym momencie, gdy pięć lat temu Anis Amri wjechał skradzioną ciężarówką w jarmark bożonarodzeniowy. Niemcom w bardzo bolesny sposób uświadomiono wówczas, że terroryzm zadomowił się także u nich.
Przypomina o tym pomnik, złota rysa ciągnąca się przez kilkanaście metrów przez chodnik na miejscu zamachu. Na schodach do kościoła wyryto zaś nazwiska ofiar śmiertelnych ataku. Obecnie jest ich 13, całkiem niedawno zmarła, wskutek odniesionych obrażeń, kolejna osoba ciężko ranna w zamachu.
Rodziny czują się pozostawione same sobie
Podczas rocznicowej ceremonii przemawiać będzie prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Prezydent zapewne odniesienie się do sposobu, w jaki obchodzono się z ofiarami tragedii i ich rodzinami. Psycholog Rainer Rothe, który opiekuje się wieloma poszkodowanymi z Berlina, zwrócił się niedawno do głowy państwa, krytykując to, jak fatalny i urągający ludzkiej godności był - jego zdaniem - sposób działania władz.
Rothe wylicza, że pomoc psychologiczna nie przyszła wcale albo dopiero po wielu miesiącach, średnio ludzie musieli czekać na nią prawie rok. Wiele sfrustrowanych osób wystąpiło nawet na drogę prawną. Wniosek: wielu niemieckim instytucjom brakuje kompetencji w dziedzinie terapii traumatycznych przeżyć.
Zaostrzone środki bezpieczeństwa
Niemieckie urzędy i instytucje nie mają zatem czym się pochwalić, ale także w kwestii wyjaśniania okoliczności tragedii na Breitscheidplatz nadal wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Najważniejsze z nich: Czy tunezyjski terrorysta Anis Amri planował i przeprowadził zamach w pojedynkę? Dokładnie w piątą rocznicę ataku niemiecka stacja RBB opublikowała swoje ustalenia, według których Amri dostał rozkazy od wysokiego rangą członka tak zwanego Państwa Islamskiego.
Pięć lat po tragedii jedno wydaje się być widoczne gołym okiem. Wjechanie ciężarówką w ludzi na jarmarku bożonarodzeniowym nie byłoby obecnie takie łatwe. Nie tylko na Breitscheidplatz, ale też na wielu innych placach Berlina, dostęp do jarmarków ograniczają betonowe zapory, ostre środki bezpieczeństwa to odpowiedź na ten najpoważniejszy islamistyczny zamach terrorystyczny na niemieckiej ziemi, ten z 19 grudnia 2016 roku, który wstrząsnął nie tylko Berlinem, ale też całym krajem.
Ucieczka zamachowca
Przed masakrą na Breitscheidplatz Anis Amri, który po wielu latach we włoskim więzieniu trafił w 2015 roku do Niemiec jako uchodźca, zastrzelił polskiego kierowcę ciężarówki Łukasza Urbana, po czym uprowadził jego pojazd. Wyładowany 25 tonami stali tir wjechał następnie w wypełniony ludźmi jarmark świąteczny, zabijając 11 osób i raniąc 60, które do dziś cierpią na skutek odniesionych obrażeń.
Po zamachu Tunezyjczyk ucieka przez Holandię, Belgię i Francję do Włoch. Rankiem 23 grudnia zostaje zatrzymany przez patrol policji nieopodal Mediolanu. Amri zaczyna strzelać do kontrolujących go funkcjonariuszy. Używa tego samego pistoletu, którym wcześniej zabił Łukasza Urbana. Policja odpowiada ogniem, Amri ginie. Tunezyjczyk od lat był pod lupą niemieckich służb specjalnych, które jednak pewnego dnia doszły do mylnego przekonania, że Amri nie stanowi już żadnego zagrożenia.
Służby w ogniu krytyki
Komisja śledcza Bundestagu przez ponad trzy lata szukała odpowiedzi na pytanie, czy zamachowi można było zapobiec. Wnioski z liczącego 1900 stron raportu końcowego są miażdżące. Niemieckie służby specjalne popełniły skandaliczne błędy, głównie w sprawie wymiany informacji między sobą oraz w ocenie zagrożenia ze strony Amriego. Dostaje się także niemieckiemu rządowi, który zamiast, w konsekwencji zamachu, pracować nad jednolitą strategią antyterrorystyczną zajął się zaostrzaniem prawa migracyjnego.
Także władze miasta-landu Berlina przez cztery lata badały popełnione błędy, które doprowadziły do zamachu. I tu wyciągnięto podobne wnioski: Nie ma jednego winowajcy ani jednego konkretnego błędu. Do tragedii doprowadziła suma zaniechań policji i służb specjalnych. Dziennikarz i ekspert ds. ekstremizmu Thomas Moser pisze w swojej książce zatytułowanej „Der Amri-Komplex”, że widzi zbieżność z zaniechaniami, które przytrafiły się niemieckim służbom w sprawie grupy terrorystycznej Narodowosocjalistyczne Podziemie. I nie wierzy, że Amri działał sam.