"Kobiecie daję rozgrzeszenie, umiera dwie sekundy później"
30 stycznia 2014Obok wojsk francuskich wezmą w niej udział także polscy i niemieccy żołnierze wspierający działania wojskowe od strony logistycznej. 20 stycznia 2014 na wysłanie żołnierzy do Republiki Środkowoafrykańskiej zgodzili się szefowie dyplomacji państw UE. Zadaniem unijnej misji ma być ochrona ludności cywilnej w regionie wokół stolicy kraju, Bangi a szczególnie zabezpieczenie terenu lotniska, gdzie przed prześladowaniami na tle religijnym schroniło się ok. 100 tys. uchodźców. Unijni żołnierze mają pozostać w Republice Środkowoafrykańskiej do sześciu miesięcy, po czym przekazać zadania siłom Unii Afrykańskiej.
Misja i obecność zagranicznych żołnierzy jest nadzieją nie tylko dla ludności afrykańskiej, ale także dla działających tam misjonarzy, którzy codziennie muszą drżeć o swoje życie i życie wiernych, których mają pod swoją opieką.
Ojciec Robert, polski misjonarz z Bocaranga (północny-zachód RŚA), opisuje dwa dni, kiedy do miasta wkroczyli bojówkarze Seleka (o orientacji muzułmańskiej), walczący z Anti-Balaka.
Anti-Balaka to bojówki chłopskie, stworzone do obrony przed ex-rebeliantami Seleka. Jak donosi organizacja "Open Doors", Seleka w 95% składa się z muzułmanów. Jedynie około 10% rebeliantów to obywatele Republiki Środkowoafrykańskiej. Większość grupy to islamscy bojownicy z sąsiednich krajów: Czadu i Sudanu. "Analiza zagrożenia chrześcijan pokazuje, że w konflikcie zostało zabitych co najmniej 13 księży, spalono wiele kościołów, domów i szkół, podczas gdy muzułmanie i muzułmańskie instytucje pozostają nietknięci". Taki był bilans w październiku 2013 r.
Na froncie walk między obydwoma ugrupowaniami pracują polscy księża i siostry zakonne a ich relacje z wydarzeń unaoczniają dobitnie, jak potrzebna jest interwencja i ochrona ze strony zagranicznych wojsk.
Relacja misjonarza o. Roberta – kapucyna:
Dzień Apokalipsy – wtorek 21 stycznia 2014 roku, Bocaranga, RCA
"Przed tygodniem Anti-Balaka zaatakowała Selekę w Bocaranga. Rezultat: miasto wyzwolone z rąk rebeliantów, trochę radości i nadziei. Później smutek i złość, bo miasto stało sie łupem rabusiów i złodziei.
Zniszczono całkowicie kilka dzielnic, spalono domy (kilkaset), to, co było najpiękniejsze, poszło z dymem. Kilkanaście osób rannych, w tym dzieci i kobiety, kilkoro zabitych (minimum 3 Seleka, 2 Anti-Balaka, 6 cywilów). Przy naszym domu, na werandach, w salach parafialnych, setki ludzi, głównie dzieci i kobiety. Mężczyźni spędzali noce w ogrodzie.
Zwykły rozbój
We wtorek o 13:00 razem z Cipriano chcieliśmy jechać drogą do Bozoum odwieźć dr Ione. Po 80 km mieliśmy mieć spotkanie z karmelitami, z którymi dr Ione miała odjechać, a my z powrotem. 5 km od Bocaranga dowiedzieliśmy sie o grupie Seleka, którzy się zbliżają w stronę misji. Zawróciliśmy do domu. O 13:45 strzały w całym mieście. Potężne wybuchy, świst kul. Ludzie na naszej misji spanikowani, chowają sie, gdzie kto może, do łazienek, do kuchni, do pokojów. Strzały coraz bliżej, wreszcie kilka strzałów w nasze drzwi do refektarza i w bramę. Później na podwórzu kilkanaście strzałów. Ojciec Cirillo i ja wychodzimy z podniesionymi rękoma. Strzały z AK nie ustają. Kilkunastu Seleka wchodzi do naszych pokoi, biorą, co popadnie, żądają pieniędzy, samochodów, strzelają pod nogi i w sufit, przy głowie. Jeden samochód uruchamiają i wyjeżdżają, drugi najpierw został ostrzelany, zniszczono deskę rozdzielczą, rozbito szyby. Biorą kilkanaście motocykli, które ludzie pozostawili u nas. Te, które nie mogą odpalić - strzał w silnik.
Bezustanne zagrożenie
Trwa to ponad godzinę, grożą śmiercią, kilka razy wprowadzają pojedynczo do pokoi i strzelają. Później sytuacja sie powtarza u sióstr. Do nas przychodzą jeszcze dwie grupy uzbrojone i sytuacja się powtarza. Około 16:00 odjeżdżają, a ludziom radzimy uciec do buszu. W ciągu dwóch minut kilkaset ludzi przerywa siatkę w ogrodzeniu i uciekają za szkołę katechistów do sawanny. Około 17:00 przyjeżdża jeszcze jeden samochód pełen uzbrojonych ludzi, ale ci nie są agresywni. Chcą tylko łańcuch do ciągnięcia innego samochodu. Na szczęście odjeżdżają. Na misji zostajemy we troje: Cipriano, Nestor i ja. Nestor ma zadraśniętą rękę od rykoszetu. Seleka wzięli jeden nasz samochód, jeden od sióstr i jeden dr Ione, nasz jeden motocykl i kilkanaście od ludzi, 3 komputery, kilkanaście telefonów (ludzie u nas je ładowali), aparaty fotograficzne, pieniądze i mniejsze drobiazgi.
Dwie sekundy później umiera
W ogrodzie znajdujemy jednego starszego mężczyznę, kula rozerwała nogę i przeszła na wylot, i jedną kobietę: rana w brzuch, kula na wylot, krwawi, pełno krwi. Idę do sióstr po dr Ione, u sióstr tak jak u nas. Na szczęście nikt nie jest ranny, nie ma zabitych. Wracam do nas, kobiecie daje rozgrzeszenie, umiera dwie sekundy później. Przynoszą małą dziewczynkę, rana postrzałowa w nogę, kula przeszła na wylot. Lekarka ją opatruje. Na misji już nie ma nikogo.
Dochodzi 19:00, później 21:00, idziemy do swoich pokoi, później 23:00, później pierwsza i tak do rana. Za dużo jak na jedno popołudnie. Rano odprawiamy Mszę, tak jak zwykle, sporo ludzi, przyszli też wziąć swoje rzeczy z misji. W sawannie odkrywają jeszcze kilka ciał, zabitych od kul, kilku rannych. Jedna kobieta ma dwie rany postrzałowe w jedno ramię, zdruzgotane kości.
Na misji niebezpiecznie
Środa, oczekiwanie na następny przejazd Seleka - nerwowo, nie wiadomo co robić, za co sie wziąć. Nestor idzie do buszu, Cyryl też. Jesteśmy z Cipriano. Chowamy niektóre rzeczy, żeby być trochę zajętym.
Wieczorem idziemy do domu naszego kucharza (Massayo), około 500 m od domu, twarda noc na ziemi, bez poduszki na matach. Wracamy dziś około 3:30 do domu. Rano Msza, mało ludzi, kilka sióstr. Cztery młodsze siostry też mieszkają na polach a z nimi 24 dziewczyny z Foyer (internat).
Dziś cały dzień oczekujemy, jesteśmy we dwóch, pojawia sie Cyryl i Nestor. U sióstr działa Internet, wiec korzystamy podając kilka wiadomości. Wczoraj mieli do nas dojechać Seleka, ale jeszcze nie dojechali. W mieście nie ma nikogo, niewielu Anti-Balaka, nie maja juz naboi. Ale i tak grabią miasto, bo karabin w ręku. Kilka razy przychodzą na misje, mówię, że nie mogę ich wpuścić z bronią, akceptują i odchodzą. Siostry decydują się spać dziś w szkole katechistów, my trochę dalej u naszego kucharza. Jest sam a cała jego rodzina w polu. Po chwilach prawdziwego zagrożenia i niebezpieczeństwa, jesteśmy relatywnie bezpieczni. Bracia z Czadu mówią, że może uda im sie odzyskać nasze samochody, które już tam są. Poczekamy, zobaczymy.
Noce w sawannie
Właśnie pisząc te słowa słyszymy odgłosy samochodów. W nogi, do buszu. Piszę po półtorej godzinie. Siostry też poszły do buszu. Zatrzymaliśmy się około jednego kilometra od domu. Ciepło, słońce, kurz, muchy, itp. Pół godziny czekania, samochody podobno odjechały. Wracamy z Cipriano na misję, idę aż do szpitala i na główną drogę, ani żywej duszy. Słowa Ave Maria same cisną sie na usta. Na głównej drodze widać ślady dużego samochodu. Słyszę jakieś dźwięki. Spotykam jednego człowieka, który pracuje przy antenie telefonicznej. Mówi, że widział dwa samochody, jeden 10-kołowy i drugi mały. Ulga.
Ten mały koloru czerwonego widziano wczoraj w Bouar i na niego właśnie czekamy. Wracam na misję około 500 m, posyłam po siostry. Przychodzą do domu. Prawdopodobnie będzie spokojna noc. Prawdopodobnie będziemy spali w sawannie, ale chyba juz spokojniej. Gdzie te samochody pojechały - Ndim czy Ngaoundaye, na razie nie wiadomo. Na samochodzie było pełno żołnierzy Seleka. Miejmy nadzieję, że nie będą nic brać po drodze. Teraz próbujemy dzwonić do Lekarzy bez Granic z Paoua (135 km od Bocaranga), aby ewakuowali trzech mocno rannych. Może dojadą jutro."
opr. Małgorzata Matzke
red. odp. Bartosz Dudek