Autokraci: strach przed propalestyńskimi demonstracjami
13 listopada 2023Pod koniec października Egipcjanie mogli zrobić coś, czego nie wolno im było robić od lat, a mianowicie – protestować. W tym autorytarnie rządzonym kraju nie ma prawa do wolności zgromadzeń. Jednak około dwóch tygodni temu egipski rząd pod przewodnictwem prezydenta Abdela Fattaha as-Sisiego zezwolił na propalestyńskie demonstracje pod ścisłymi warunkami i w określonych miejscach.
Izrael bombarduje Strefę Gazy od czasu ataków terrorystycznych bojowników islamskiego ugrupowania Hamas na Izrael w dniu 7 października, w których według najnowszych informacji władz izraelskich zginęło około 1200 osób. Według zarządzanego przez Hamas ministerstwa ydrowia w Strefie Gazy zginęło ponad 11 000 Palestyńczyków.
Demonstranci z placu Tahrir
Zdaniem obserwatorów niektóre protesty w Egipcie są wyraźnie wspierane przez państwo. Demonstranci przybyli na nie autobusami i słychać było okrzyki poparcia dla prezydenta Sisiego.
Byli wśród nich jednak także miejscowi, którzy pojawili się na placu Tahrir – symbolicznym centrum protestów w Egipcie w 2011 roku, stanowiących część ruchu prodemokratycznego znanego jako Arabska Wiosna. Tam okrzyki poparcia dla Palestyńczyków przerodziły się w hasło skierowane pod adresem egipskich władz: „Chleb, wolność, sprawiedliwość społeczna!” – podobnie jak w 2011 roku.
Egipski rząd nie jest jedynym reżimem w tym regionie, który obawia się, że wspieranie Palestyńczyków, dla których wielu ludzi na Bliskim Wschodzie odczuwa głęboką sympatię, może zagrozić jego własnej władzy w kraju.
– Jeśli sytuacja w kraju jest bardzo zła, protesty mogą szybko nabrać charakteru politycznego i stać się krytyką rządzącego reżimu – wyjaśnia Joost Hiltermann, szef programu Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej w organizacji pozarządowej International Crisis Group.
Rząd Bahrajnu w 2011 roku również zakazał protestów, ale w ubiegłym miesiącu zezwolił na propalestyńskie demonstracje. Były większe niż jakiekolwiek protesty w Bahrajnie podczas Arabskiej Wiosny.
Protesty w Tunezji
Także w Tunezji miały miejsce duże protesty propalestyńskie, a coraz bardziej autorytarny prezydent tego kraju Kais Saied wyraźnie kroczy po cienkiej linie w tej kwestii. Wykorzystuje sympatię miejscowej ludności wobec Palestyńczyków do własnych celów.
„Powodem Saieda do zajęcia twardego stanowiska i podsycania powszechnego gniewu ludności Tunezji może być odwrócenie uwagi od tragicznej sytuacji gospodarczej kraju” – napisali eksperci International Crisis Group w komentarzu na początku listopada br.
Saied najpierw poparł projekt ustawy, która uznaje normalizację stosunków z Izraelem za przestępstwo. Ostatnio jednak wycofał się z tego, stwierdzając, że takie prawo zaszkodziłoby przyszłym stosunkom gospodarczym i dyplomatycznym Tunezji.
Powszechne niezadowolenie
– Sytuacja pokazuje, jak słabe są arabskie reżimy, w tym egipski, i jak niezdolne, by wpływać na wydarzenia, ochraniać Palestyńczyków lub doprowadzić do zawieszenia broni – uważa egipski dziennikarz Hossam el-Hamalawy. Jego zdaniem powoduje to powszechne niezadowolenie: – Widać to wszędzie w mediach społecznościowych: ludzie chętnie dzielą się wiadomościami z Palestyny, ale także memami, kreskówkami i żartami wyśmiewającymi as-Sisiego i innych arabskich władców – mówi.
Nie oznacza to jednak, że propalestyńskie protesty przekształcą się w nowy ruch prodemokratyczny. Przynajmniej nie od razu. – Nie jesteśmy u progu nowego 2011 roku, ponieważ istnieje znacząca różnica między ówczesnymi a obecnymi krytykami – twierdzi Hossam el-Hamalawy. Obecny rząd Sisiego w mniejszym lub większym stopniu stłumił prawie wszystkie głosy opozycji w Egipcie.
Egipski dziennikarz zauważa jednak, że istnieją pewne niewielkie, lokalne oznaki rosnącej krytyki: – Im dłużej ta wojna [w Strefie Gazy] się przeciąga, tym bardziej prawdopodobne jest, że coś może się wydarzyć.
Kraje Bliskiego Wschodu, które znormalizowały swoje stosunki z Izraelem lub planują to zrobić, bardzo chcą tego uniknąć. Balansują między gniewnymi publicznymi oświadczeniami w tej sprawie a pragmatyczną polityką realną.
„Dzisiejsi przywódcy arabscy mogą być gotowi stanąć w obronie Palestyny, ale niewielu z nich chce lub jest w stanie przerodzić te deklaracje w realne działania” – napisał pod koniec października na stronie katarskiej telewizji Al-Dżazira jej czołowy analityk polityczny Marwan Bishara.