"Berliner Zeitung": Zamiast patosu potrzebna konkretna pomoc
6 grudnia 2017
"Zdarzają się nieszczęśliwe zrządzenia losu, które powodują, że człowiek myśli, iż świat się zatrzymał. I że potem nie może być taki sam jak przedtem. Najczęściej jednak po pewnym czasie ze zdziwieniem i goryczą musi stwierdzić: a jednak się kręci dalej, dzień powszedni nie bierze tego pod uwagę" - pisze autor komentarza Holger Schmale.
Takimi wydarzeniami były jego zdaniem zamachy z 11 września 2001 roku, a także zamach na jarmarku bożonarodzeniowym przed rokiem w Berlinie. "Pierwszy duży zamach islamistyczny w Niemczech. Tuzin zabitych, ponad 70. rannych" - przypomina autor.
Schmale zwraca uwagę na list otwarty, w którym rodziny ofiar zamachu zwróciły się osobiście do kanclerz Angeli Merkel, wyrażając swoje rozczarowanie i oburzenie: "Zrobiła zbyt mało - przed zamachem i po zamachu, a ponadto nie zwróciła się osobiście do zainteresowanych".
W liście pobrzmiewa oburzenie z tego powodu, że Niemcy i ich szefowa rządu "po pierwszym szoku po prostu odwrócili się i zaczęli żyć swoim codziennym życiem". "Czy te zarzuty są sprawiedliwe?" - pyta komentator.
Jak tłumaczy, sprawa jest skomplikowana, a skarżący się "mieszają różne płaszczyzny".
Uzasadnione oburzenie
Zdaniem komentatora uzasadnione jest oburzenie rodzin z powodu "niewiarygodnego łańcucha potknięć i błędów" wielu urzędów, które miały późniejszego zamachowca Anisa Amriego na oku, nie wyciągając z tego właściwych wniosków.
Zrozumiałe jest to oburzenie z powodu "biurokratycznego chłodu" okazanego rodzinom przez niektóre instytucje - wylicza Schmale. Istnieje ponadto prawo do "publicznych wyrazów współczucia z powodu prywatnej straty", ponieważ strata dotyczyła wszystkich - każdy mógł stać się ofiarą - kontynuuje komentator.
Schmale zwraca uwagę na naturalną kolizję interesów władz i rodzin ofiar. "Zamachy terrorystyczne mają wymiar polityczny. Dlatego przesłanie ze strony polityki, Kościołów i mediów po zamachu w Berlinie i wszystkich innych zamachach islamistycznych na Zachodzie brzmi: żyjmy tak, jak dotychczas, nie damy się zastraszyć.
"To dumna postawa, która niewiele kosztuje. Nie ma ona nic wspólnego z uczuciami rodzin ofiar. Oni nie mogą żyć tak jak dotychczas" - czytamy w "Berliner Zeitung". "Oni oczekują pomocy, słów otuchy i szacunku" - tłumaczy autor.
Komentator przypomina, że zarówno prezydent Niemiec Joachim Gauck, jak i szef MSW Thomas de Maiziere, a także burmistrz Berlina Michael Mueller spotkali się z rodzinami.
Bez patetycznego aktu żałoby
"Czego być może zabrakło, to symbolicznych wyrazów współczucia ze strony państwa. Wielkiego patetycznego aktu żałoby, który jest domeną Amerykanów i Francuzów" - zastanawia się Schmale.
Autor zastrzega, że taka postawa władz odbierana była dotychczas "nie jako mankament, lecz jako siła Republiki Federalnej".
Utrzymywany świadomie w prostej formie akt składający się z przemówienia, muzyki i hymnu narodowego był przejawem "demonstracyjnego zerwania z wojowniczą inscenizacją państwowego majestatu" - tłumaczy Schmale.
Jak zaznacza, Republika Federalna Niemiec "stawia na pierwszym planie obywateli, a państwową symbolikę usuwa na drugi plan".
Zdaniem komentatora krytyka ze strony rodzin ofiar nie może być powodem do powrotu do patosu. "Mniej biurokratycznego chłodu, konkretna pomoc dla ofiar i ich rodzin oraz współczucie okazywane nie tylko w dniu zamachu, mogą dokonać więcej niż symbolika" - konkluduje Schmale.
red. odp. Bartosz Dudek