Białoruś: gospodarcza twarz kryzysu
17 sierpnia 2020Kraj, który wielokrotnie i być może zbyt pochopnie wyśmiewany jest jako ostatnia dyktatura Europy, pewnie prędzej należałoby opisać jako ostatni sowiecki system gospodarczy bez Sowietów. Właśnie ten system był dotychczas gwarantem władzy Łukaszenki – i dokładnie ten system mu teraz zagraża. „It's economy, stupid” – starzejący się władca mógłby sobie czasem śmiało przywołać to zdanie z ery Billa Clintona.
Białoruska „economy" jest zależna od Rosji w tak wielkim stopniu, że wręcz dziwi fakt, iż kraj ten w ogóle jeszcze zachował jakikolwiek margines niezależności od potężnego sąsiada. Białoruś, kraj liczący niespełna 10 milionów mieszkańców, graniczy wprawdzie z krajami UE – Polską, Litwą i Łotwą, graniczy też z Ukrainą, ale ma także Rosję jako bezpośredniego sąsiada – państwo z 144 milionami mieszkańców i produktem krajowym brutto w wysokości 1.666 miliardów dolarów (2018).
PKB Białorusi wynosiło w 2018 roku niespełna 60 miliardów dolarów. Rosja jest największym partnerem handlowym: Białoruś importuje stamtąd prawie 40 procent swoich towarów. Rosja jest też największym wierzycielem, posiadającym 38 procent długu państwowego Białorusi.
Subwencje z Moskwy
Najważniejsza część systemu to jednak wieloletnie subwencjonowanie reżimu Łukaszenki przez Kreml. Rosja dostarczała pokaźne ilości ropy naftowej po cenach światowych, następnie Białoruś przetwarzała ropę w swoich rafineriach i sprzedawała swoje produkty także po światowych cenach. Niemieckie pismo Das Parlament podało niedawno, że bezpośrednie i pośrednie subwencje Moskwy wyniosły – wedle szacunków białoruskiej opozycji – „prawie 90 miliardów euro do 2017 roku”.
Te subwencje w połączeniu z ostrożnym – jak na Wspólnotę Niepodległych Państw – obchodzeniem się z państwowymi firmami, umożliwiały Łukaszence utrzymywać gospodarczą stabilizację. Bank Światowy mówi o „skromnym rozwoju sektora prywatnego”. Na Białorusi prawie nie ma oligarchów, którzy wzbogaciliby się na prywatyzacji państwowych firm. Państwowy sektor to nadal prawie połowa białoruskich przedsiębiorstw, które swoim pracownikom gwarantują zatrudnienie i pewną stabilność finansową – zaledwie 6 procent Białorusinów żyje poniżej granicy ubóstwa (dla porównania: w Polsce to 14,8% - wedle Le Monde diplomatique). Ale państwowy sektor nie pomaga w modernizacji gospodarki.
Dynamiczny sektor IT
Pomaga natomiast dynamiczny sektor IT, przynajmniej w dwumilionowej stolicy Białorusi, Mińsku. Z danych Banku Światowego wynika, że ta branża wniosła do PKB tyle samo, ile rolnictwo, budownictwo i przemysł razem wzięte. Dzięki branży IT rośnie dobrze zarabiająca klasa średnia, podczas gdy dochody poza Mińskiem wynoszą średnio 200 euro.
Relatywna stabilność białoruskiej gospodarki staje jednak pod znakiem zapytania z dwóch powodów: to koronakryzys oraz dający się przewidzieć koniec „roponośnej” dobroczynności Rosji. Już w 1999 roku Mińsk i Moskwa podpisały umowę, która miała być początkiem przyszłej unii obu państw, jednak Aleksander Łukaszenka przez całe lata stosował taktykę uników wobec nacisków Kremla. Teraz ma to swoje konsekwencje. Na początku tego roku Moskwa czasowo zawiesiła dostawy ropy do sąsiada, co natychmiast doprowadziło do 16-procentowego spadku wartości białoruskiego eksportu w pierwszym kwartale. Od początku roku wartość białoruskiej waluty spadła o prawie 19 procent.
Korona i inne kryzysy
Moskwa chce skończyć ze traktowaniem Białorusi na specjalnych prawach do 2025 roku. Zdaniem ekspertów Mińsk mógłby na tym stracić prawie 11 miliardów dolarów do 2024 roku. To pieniądze, których zabraknie, by zapewniać stabilność w kraju.
Bank Światowy prognozuje skurczenie się białoruskiej gospodarki o co najmniej 2 procent w 2020 roku (inne prognozy BŚ mówią nawet o 4-procentowym spadku). Tu ważną rolę grają ograniczenia spowodowane pandemią w Rosji oraz skutki koronakryzysu w UE, która jest drugim co do wielkości partnerem handlowym Białorusi.
Łukaszenko utracił zaufanie swoich zwolenników – powody to długie tuszowanie problemów związanych z pandemią i złe zarządzanie kryzysem. To jedno z wyjaśnień, dlaczego podczas kampanii wyborczej opozycja tak bardzo urosła w siłę. Kryzys sprawił, że Łukaszence zabrakło środków, którymi mógłby poprawić humor swoim zwolennikom.