Białorusini o migrantach. Podzielone społeczeństwo
19 listopada 2021„Spakowałam wełniany płaszcz, kamizelkę, ciepłe szaliki, rękawiczki, koc i kurtkę. Z wdzięcznością szybko przyjęto ubrania. Jednej szczupłej kobiecie pasował czarny płaszcz, innej sama założyłam rękawice. Wyciągnęła do mnie swoją zimną dłoń, doprowadzając mnie do łez”. To wpis pewnej blogerki z Mińska, która w mediach nie chce ujawniać swojego nazwiska. Powiedziała, że była to spontaniczna akcja z jej strony, by pomóc migrantom w Mińsku po tym, jak zobaczyła ich w centrum miasta przed domem handlowym „Galeria”.
Jej post na Facebooku ma już ponad 500 polubień i został udostępniony ponad 50 razy. Ale komentarze są nie tylko pozytywne. Niektórzy piszą, że karmi ludzi, którzy zapłacili białoruskiemu rządowi, żeby tylko dostać się do Niemiec. „Oni nie uciekają przed wojną i represjami” – piszą. W innych komentarzach można przeczytać, że większość migrantów ma prawdopodobnie lepszą sytuację finansową niż Białorusini, którzy sami cierpią. Na Białorusi średnia miesięczna płaca to równowartość około 500 euro.
W kwestii postępowania z migrantami zdania Białorusinów są podzielone. Mieszkańcy tego kraju jeszcze nigdy nie musieli uporać się z napływem tak wielu przybyszów z Bliskiego Wschodu. Podczas gdy jedni widzą w nich ofiary reżimów krajów, z których pochodzą, inni mówią o drogich ubraniach i nowoczesnych telefonach komórkowych oraz o pragnieniu dostania się do „bogatych Niemiec”. Ci, którzy z nimi sympatyzują, są oskarżani o wspieraniereżimu Aleksandra Łukaszenki, który sam zorganizował ten kryzys.
„To ludzie tacy jak my”
Fotografka Daria Sapraniecka opowiada, że od końca lata w Mińsku coraz częściej widzi się migrantów. – Jesienią było ich coraz więcej. Wcześniej myślało się jeszcze o turystach, można było pomyśleć, że Białoruś z jakiegoś powodu stała się atrakcyjna dla ludzi z Bliskiego Wschodu. Teraz widzimy ich ze śpiworami i plecakami – mówi Sapraniecka. Ale nie zauważyła żadnych negatywnych reakcji ludzi na ulicy. – Jeśli Białorusini są z czegoś niezadowoleni, dyskutują o tym w domu lub w internecie – dodaje.
Daria przyniosła również ciepłe ubrania dla migrantów. – To nie moja sprawa, dlaczego i po co oni przyjechali. To ludzie tacy jak my, bez względu na kolor skóry – mówi. – Mała dziewczynka, która nie umie jeszcze chodzić, siedziała w kangurzym plecaku na brzuchu matki, bez butów, tylko w skarpetkach. Starsza dziewczynka, może dwuletnia, miała na sobie tylko puchatą syntetyczną piżamę. Nie mieli czapek. Taka podróż do granicy białorusko-polskiej to zagrożenie dla ich życia.
Daria żałuje, że nie wszyscy jej rodacy doceniają to, co robi. Niektórzy pytają ją, czy pomaga również Białorusinom. Odpowiada im: – Jeśli widzisz ludzi w potrzebie i możesz im pomóc, to pomagasz. Współczuję ludziom, którzy marzną na ulicy.
„Atakują polskich pograniczników”
Aleksiej Leonczik, założyciel Fundacji ByHelp, pomaga Białorusinom, którzy zostali dotknięci represjami, a także tym, którzy z tego powodu musieli opuścić kraj. Jego zdaniem istnieje różnica między białoruskimi uchodźcami a migrantami, którzy dziś chcą dostać się na Zachód przez Białoruś.
– Ci ludzie świadomie kupują bilety na podróż od oszusta Łukaszenki – mówi Leonczik. W ten sposób współfinansują reżim i zwiększają presję na kraje, takie jak Polska i Litwa, które promują demokratyczne zmiany na Białorusi. – Nie mam zrozumienia dla faktu, że atakują polskich pograniczników – krytykuje.
Aleksiej Leonczik mówi, że wśród osób próbujących dostać się do UE przez Białoruś są głównie Syryjczycy, Jemeńczycy i Kurdowie z Iraku. – Nie uważam, że Syria jest bezpiecznym krajem, ale Syryjczycy uciekają do Turcji, a nie do Niemiec – zaznacza, dodając, że Jemeńczycy nie wiedzą, dokąd uciekać. – Ale iracki Kurdystan zawsze był najbezpieczniejszym regionem w Iraku, jeszcze przed „Państwem Islamskim” i teraz też – mówi aktywista.
Uważa on migrantów za ofiary reżimów, ale jednocześnie zauważa, że mają oni wybór, czy kupić bilet na Białoruś, czy nie. – Nie kupiłbym biletu u dyktatora. Dla każdego, kto gra po stronie mojego wroga, nie mam współczucia – podkreśla. Nie ma empatii dla ludzi, którzy zostali oszukani, ale dawali pieniądze na reżim tortur pana Łukaszenki.
Czerwona linia
Ale czy w ogóle jest coś takiego, jak „właściwy” stosunek do migrantów? Nasta Łojka, działaczka na rzecz praw człowieka, która od wielu lat pracuje z uchodźcami, uważa, że zwłaszcza w społeczeństwach demokratycznych ludzie o różnych poglądach powinni próbować się dogadać. – Nie można wzywać do działań dyskryminacyjnych czy przemocy wobec tych ludzi. Przestępstwa z nienawiści to linia, której nie wolno przekroczyć – podkreśla.
Łojka widzi dziś dwie reakcje Białorusinów: – Z jednej strony obelgi w internecie i mowa nienawiści wobec migrantów, a z drugiej pomoc i współczucie – mówi. Odrzucenie wobec migrantów nie jest rzadkością wśród ludzi – mówi – ponieważ są oni zazwyczaj podejrzliwi wobec obcych, którzy różnią się językiem, wyglądem, kulturą i religią. – Ale ponieważ ludzie są inteligentnymi istotami, mówimy o dyskryminacji i apelujemy o zwracanie uwagi, gdy w człowieku odzywa się coś zwierzęcego albo stare stereotypy. Opierając się na faktach, można zmienić swoje nastawienie – mówi obrończyni praw człowieka.
Jej zdaniem na postawę Białorusinów wpływa również fakt, że zdają sobie sprawę, iż szlak migracyjny został zorganizowany przez białoruskie władze. Niechęć do władzy państwowej przenosi się na migrantów, jakby byli wspólnikami Łukaszenki. Ale najprawdopodobniej nie wiedzą nawet, jak on się nazywa. Po prostu zapłacili za wizę z obietnicą dostania się do Niemiec. – Nawet jeśli zdadzą sobie sprawę, że są po prostu wykorzystywani, że praktycznie nie ma szans na przedostanie się do Niemiec, że po obu stronach jest dużo przemocy, wciąż mają nadzieję i być może żadnych pieniędzy na powrót.
Z drugiej strony, jak twierdzi Nasta Łojka, chęć pomocy istnieje również na Białorusi. Białoruska organizacja obrony praw człowieka Human Constanta opublikowała niedawno post o tym, jak pomagać migrantom i dokąd przynosić rzeczy dla nich. – Ten post naszej organizacji jest jak dotąd najczęściej udostępniany, komentowany i czytany. Ludzie reagują, to ich angażuje – twierdzi aktywistka. Uchodźcy – jak mówi – to nie tylko płaczące dzieci. – To ludzie, którzy być może mieli jakiś dobrobyt i musieli sprzedać swoją własność. Ale ich życie, zdrowie i bezpieczeństwo były zagrożone w ich własnym kraju, tak jak teraz są zagrożone w lesie na granicy – stwierdza Łojka.