Białoruś. „Zostanie jedynie granica na mapie i flaga w ONZ“
8 listopada 2021DW: Jak białoruska opozycja ocenia to, co robi dla niej Unia Europejska?
Pawieł Łatuszka: Z jednej strony od pierwszych chwil naszej walki otrzymaliśmy wsparcie jej polityków. Dyktator dostawał jednoznaczne sygnały, że Unia nie pogodzi się z represjonowaniem Białorusinów.
Z drugiej strony oczekiwaliśmy szybszych działań. Gdy na ulice białoruskich miast wychodziły setki tysięcy ludzi, liczyliśmy na decyzje o sankcjach, które zmusiłyby reżim do powstrzymania represji i zwolnienia więźniów politycznych. Mieliśmy nadzieję, że powstanie misja wysokiego szczebla złożona z byłych i obecnych szefów unijnych państw, która doprowadzi do jak najszybszych ponownych wyborów prezydenckich na Białorusi.
Chyba nie powstała?
- Jedynie grupa robocza, która jeden raz spotkała się z siłami demokratycznymi. Natomiast realne sankcje zostały wprowadzone dopiero po porwaniu samolotu Ryanair w czerwcu bieżącego roku. Trudno mi powiedzieć, dlaczego nie doszło do tego wtedy, kiedy na to czekaliśmy. To był czas straconych możliwości.
A jak reagowały unijne państwa?
- Jako były ambasador we Francji wiedziałem, że Białoruś nigdy nie była priorytetem polityki zagranicznej Paryża. W tym regionie Europy Francję interesowała jedynie Rosja. Tym niemniej oczekiwaliśmy, że masowe represje, które dotknęły naród białoruski, doprowadzą do tego, że Francja zacznie działać, a nie tylko mówić. Bo słowa oczywiście były.
A Niemcy?
- Niemcy pomagają białoruskim siłom demokratycznym i imigrantom, ale jest to raczej pomoc w obliczu tego, co się już zdarzyło.
A Unia jako całość?
- Decyzje w Unii podejmuje 27 krajów. Ale są też liderzy, jak właśnie Niemcy i Francja. Gdyby oba te kraje połączyły wysiłki, stworzyłoby to ogromną siłę przebicia i mogłoby doprowadzić do szybszych zmian na Białorusi. Niestety, tak się nie stało.
I co teraz?
- Problem polega na braku strategii rozwiązania kryzysu białoruskiego, który tak naprawdę jest kryzysem bezpieczeństwu całego regionu. Przecież Łukaszenka rozpoczął wojnę hybrydową z sąsiadami - z Litwą, Łotwą i Polską. Wobec tych, którzy brali udział w protestach, wszczęto ponad 5000 spraw kryminalnych, można się więc spodziewać kolejnych tysięcy więźniów politycznych. Zapewne będzie też więcej białoruskich uchodźców uciekających nie z powodu trudnej sytuacji gospodarczej w kraju, ale w związku z prześladowaniami politycznymi.
Dla całej Unii Europejskiej będzie to test na wytrzymałość. Czy mu podoła, czy znajdzie stosowne instrumenty? My je proponowaliśmy. Stworzenie grupy wysokiego szczebla połączone z mocnymi sankcjami przyniosłoby efekt.
Tymczasem na rachunek Łukaszenki w Międzynarodowym Funduszu Walutowym (IMF) wpłynął miliard dolarów w ramach tak zwanych General SDR Allocations [SDR – special drawing right, czyli specjalne prawo ciągnienia – to umowna jednostka rozliczeniowa, której kurs wynosi obecnie 1,41 dolarów amerykańskich. 23 sierpnia IMF przeznaczył na wsparcie państw członkowskich 650 mld SDR, z czego Białoruś otrzymała 653,2 mln SDR – red.].
To znaczy z jednej strony są wprawdzie sankcje, ale z drugiej dodatkowe pieniądze! I to ma być strategia?
Co Unia może zrobić dzisiaj?
- Dzisiaj jest nowa sytuacja. Dlatego sugerujemy, by UE wspólnie z USA wypracowała strategię dla Białorusi. Domagamy się dwóch rzeczy. Po pierwsze odmowy uznawania Łukaszenki za prezydenta – tak, żeby w polityce zagranicznej stał się po prostu zerem. Po drugie uznania reżimu za międzynarodową organizacją terrorystyczną. Mordowanie jego przeciwników zaczęło się tak naprawdę jeszcze w latach 90, ale nasiliło się w minionym roku i jest kontynuowane. Porwanie samolotu, wojna hybrydowa, handel ludźmi, torturowanie aresztowanych – to dalsze fakty dające podstawy podjęcia takiej decyzji.
Apeluję do szefowej Komisji Europejskiej, do przewodniczącego Rady Europejskiej i do prezydentów Francji, Niemiec i innych państw, by głośno powiedzieli: „Drogi powrotu już nie ma. To jest reżim terrorystyczny. Białorusią rządzi uzurpator i przestępca”.
Jaką rolę wobec Białorusi odgrywa Polska?
- Litwa i Polska są tymi krajami, które mocno występowały na rzecz aktywniejszych działań ze strony UE. Ale czy są w stanie podołać temu kryzysowi? Nie sądzę.
Wymienia Pan na pierwszym miejscu Litwę.
- Litwa jest krajem niedużym, ale historycznie bardzo bliskim Białorusi. Wzięła na siebie ogromną odpowiedzialność i cierpi z tego powodu. Pierwszy atak wojny hybrydowej był skierowany właśnie przeciw niej.
Niektóre państwa UE już przyjmują Swiatłanę Cichanouską z honorami przysługującymi szefom państw.
- Właśnie! Z jednej Łukaszenka ma realną władzę, bo kontroluje siły specjalne i wojsko, a także ma poparcie i dofinansowanie z Rosji. Z drugiej strony Swiatłana jest uznawana za zwycięzczynię wyborów prezydenckich. To może trzeba by skończyć z tym dualizmem i uznać wreszcie, że prezydentem nie jest już Łukaszenka, lecz wybrana na ten urząd Swiatłana Cichanouska?
To by była mocna decyzja. Zdaję sobie sprawę, że trudna, ale jeśli nie zapadnie, wówczas represje będą kontynuowane, a ich skala będzie rosła.
Jak więc dziś wygląda sytuacja w pańskiej ojczyźnie?
- Przede wszystkim nie ma już społeczeństwa obywatelskiego, po prostu zniknęło. Organizacje pozarządowe zostały zlikwidowane. Nie istnieją już też niezależne media, bo dziennikarze siedzą w aresztach lub wyjechali za granicę. Łukaszenka uznał za ekstremistyczne wszystkie kanały komunikatora Telegram, który wśród 9 milionów Białorusinów miał 6 milionów użytkowników, i zaczyna walczyć z YouTubem. Portal Tut.by, który miał więcej odsłon niż wszystkie państwowe kanały telewizyjne razem wzięte, został uznany za ekstremistyczny przez cały okres jego działalności. Żaden z jego materiałów z ostatnich 20 lat nie może być ponownie publikowany, bo będzie to uznawane za ekstremizm.
Jest jeszcze Biełsat.
- Biełsat też został uznany za ekstremistyczny.
Co to wszystko oznacza?
- Że za dwa, trzy lata Białoruś nie będzie już suwerenna, bo taka jest intencja Rosji. Zostanie z niej jedynie granica na mapie i flaga w ONZ. Nic więcej.
Ale protesty nie ustają...
- Ludzie walczą nadal, protesty trwają. Nawet dzisiaj wyszli na ulice Mińska i oczywiście zostali zatrzymani. Przygotujemy dalsze protesty, strajk, pokojowy ruch partyzancki. W decydującym momencie ulice całej Białorusi znów się zapełnią.
Ruch partyzancki? Co Pan pod tym rozumie?
- Na przykład wywieszanie naszej historycznej flagi [biało-czerwono-białej]. Naklejki, ulotki, rozpowszechnianie informacji. Ludzie pokazują sobie na ulicy znak „v” – victory. To już jest ta partyzantka. Będziemy żyć i działać w podziemiu, bo nie mamy innego wyboru. Nawet za naklejenie białej kartki papieru na oknie grozi 30 dni więzienia.
Ale oczywiście nikt nie chce przemocy, aktów terrorystycznych. To nie leży w naszych intencjach ani planach.
I jeszcze ostatnie pytanie: co skłoniło pana, żeby zmienić front?
- Nie zmieniałem frontu. Zawsze, na ile mogłem, byłem za tworzeniem możliwości różnych poglądów, opinii. Jako minister kultury starałem się, żeby ta sfera nigdy nie została objęta cenzurą, choć były takie naciski. Mój starszy brat krytykował mnie mocno za to, że jestem ministrem w rządzie Łukaszenki. A ja mu tłumaczyłem, że jestem jedynym białoruskojęzycznym członkiem tego gabinetu i jedynym, który chce jakiejś zmiany.
W ostatnich wyborach głosowałam na Swiatłanę Cichanouską. Byłem ubrany na biało. To był umówiony sygnał dla obserwatorów, że głosujemy na Swiatłanę, przeciwko Łukaszence. Gdy później zobaczyłem, co się dzieje, przeżyłem szok. Byłem wtedy dyrektorem Teatru Narodowego. Przyjechali do mnie, jako do byłego ministra kultury, przedstawiciele dwunastu innych teatrów. Wyszliśmy przed budynek. Powiedziałem wtedy, że mnie jest wstyd być Białorusinem. Wstyd dlatego, że dziś Białorusini torturują i mordują innych Białorusinów.
Ale jestem też dumny, że jestem Białorusinem. Bo zdecydowana większość moich rodaków chce wolności.
Rozmowa została przeprowadzona 9 września 2021 roku na Forum Ekonomicznym w Karpaczu.
*Białoruski prawnik, polityk i dyplomata Pawieł Łatuszka (rocznik 1973) był w latach 2008-2012 ministrem kultury. Od 2002 roku był ambasadorem Białorusi w Warszawie. Do 2019 r. był ambasadorem Białorusi w Paryżu, a jednocześnie w Madrycie i Lizbonie. Po powrocie objął dyrekcję najstarszej sceny białoruskiej - Narodowego Teatru Akademickiego im. Janki Kupały. Rok później został z tej funkcji odwołany za poparcie protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich. Obecnie Łatuszka jest członkiem prezydium opozycyjnej Rady Koordynacyjnej do spraw Przekazania Władzy na Białorusi, żyje na uchodźstwie w Polsce.