Brytyjski kłopot Ursuli von der Leyen
15 listopada 2019Rząd Wlk. Brytanii dostał wczoraj wieczorem [14.11] osiem dni na ustosunkowanie się do wezwania o „usunięcie uchybienia”, za jakie Bruksela uznała odmowę zgłoszenia kandydata na komisarza, o co Ursula von der Leyen, szefowa elektka Komisji Europejskiej zwracała się dwukrotnie do premiera Borisa Johnsona. Kolejnym etapem postępowania przeciwnaruszeniowego może stać się kolejne wezwanie z Brukseli (w formie „uzasadnionej opinii”), a następnie nawet skarga na Wlk. Brytanię do unijnego Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.
Brexitowy galimatias
Johnson najpierw sygnalizował, że nie zamierza zgłaszać żadnego kandydata, który i tak musiałby ustąpić z Komisji z chwilą brexitu. Ale teraz tłumaczy, że brytyjskie reguły zakazują mu podejmowania decyzji o nominacji przed wyłonieniem nowego rządu po wyborach do Izby Gmin z 12 grudnia. Pomimo to Komisja przekonuje, że obowiązki Londynu wynikające z prawa unijnego są ważniejsze od zasady ograniczonych kompetencji rządu w okresie przedwyborczym.
Ten prawno-polityczny galimatias to pokłosie odroczenia brexitu z końca października na koniec stycznia 2020 r. Choć przywódcy krajów Unii mogą jednomyślnie zmniejszyć liczbę komisarzy (w tym wypadku z 28 do 27, czyli bez Brytyjczyka), stało się zupełnie przeciwnie. Przy okazji decyzji o odsunięciu brytyjsko-unijnego rozwodu przywódcy 27 państw Unii (bez Brytyjczyków) podkreślili bowiem obowiązek wysunięcia przez Londyn kandydata do nowej Komisji Europejskiej.
Zdaniem sporej części unijnych prawników, nowa Komisja mogłaby - po uprzednim zatwierdzeniu przez europarlament i Radę Europejską - rozpocząć kadencję z brytyjskim wakatem z początkiem grudnia. – Fakt postępowania przeciwnaruszeniowego to potwierdzenie, że Bruksela zrobiła wszystko, by mieć komisarza z Wlk. Brytanii – tłumaczy jeden z unijnych dyplomatów. Pomimo to niektórzy eksperci w instytucjach UE mają pewne obawy, że taki niepełny skład Komisji mógłby w przyszłości służyć za pretekst do prób podważania jej decyzji w TSUE. Jeśli w Brukseli miałby przeważyć takie wątpliwości, von der Leyen musiałaby czekać ze startem swej kadencji (pierwotnie planowanej na 1 listopada) na brexit albo na przekonanie Londynu do wysunięcia kandydata tuż po wyborach brytyjskich. Albo Rada Europejska jeszcze przed brexitem musiałaby, za zgodą Londynu, zmniejszyć Komisję, choć wydaje się, że niektóre stolice są bardzo niechętne precedensowemu odejściu od dotychczasowej reguły „jeden kraj - jeden komisarz”.
Węgier przyblokowany
Europosłowe przed miesiącem odrzucili kandydatów na komisarzy UE z Francji, Rumunii i Węgier, a wczoraj [14.11] komisje europarlamentarne przesłuchiwały nowych pretendentów z tych krajów. Pozytywną rekomendację dostał Francuz Thierry Breton, były minister gospodarki, a potem przedsiębiorca, który ma przejąć tekę po Elżbiecie Bieńkowskiej – rynek wewnętrzny, przemysł, kwestie Europejskiego Funduszu Obronnego. Merytorycznie kiepsko wypadła Rumunka Adina Valean, ale i ona dostała zielone światło, by zostać komisarz UE ds. transportu. Jednak pozytywnej rekomendacji na razie nie otrzymał Węgier Oliver Varhelyi – poparła go centroprawicowa Europejska Partia Ludowa (m.in. Fidesz, PO), konserwatyści (m.in. PiS) oraz klub Tożsamość i Demokracja (m.in. partia Mattea Salviniego), ale centrolewica, liberałowie, zieloni zażądali dodatkowych odpowiedzi pisemnych.
Varhelyi, dotychczasowy ambasador Węgier przy UE, miałby zajmować się unijną polityką sąsiedztwa (m.in. wobec poradzieckich krajów Partnerstwa Wschodniego) oraz sprawami rozszerzenia UE. Wielu europosłów od początku zgrzytało zębami na plany oddania takiej teki Węgrowi (najpierw utrąconemu Laszlowi Trocsanyiemu, teraz Varhelyiemu), bo uważają rządy Viktora Orbana za antyprzykład praworządności, której promowanie jest jednym z kluczowych zadań Unii w sąsiadujących krajach. Ponadto, Orban już składa różne obietnice m.in. Turcji, jakby komisarz nie był według traktatów UE niezależny od swego kraju, lecz stanowił reprezentanta rządu Węgier w Brukseli.
– Nie będę przyjmował instrukcji od żadnych rządów. Będę bronił stanowiska Unii w całkowicie niezależny sposób – wielokrotnie przekonywał Varhelyi podczas wysłuchania przed komisję spraw zagranicznych. Ten były pracownik Komisji Europejskiej i chwalony przez innych ambasadorów prawnik wypadł dobrze pod względem meritum, ale zaszkodził mu Orban. Varhelyi, ponoć gorliwy zwolennik Fideszu, nie odpowiadał na wezwania, by publicznie odciąć się od premiera Węgier.
– On musi jasno i całkowicie zdystansować się od działań Vikora Orbana i jego rządu, które łamały kluczowe prawa i wartości UE. Ma czas do poniedziałku – zadeklarowała wczoraj Kati Piri, holenderska europosłanka z klubu centrolewicy. Choć trudno się spodziewać takich deklaracji ze strony Varhelyiego, to jednak są duże szanse, że dostanie w przyszłym tygodniu zgodę europosłów. – Jeśliby go odrzucili, to przecież nie mogliby liczyć, że Orban wystawi nowego kandydata, który zacząłby w Brukseli potępiać politykę swego pryncypała na Węgrzech – tłumaczy jeden z dyplomatów.
Najbliższa okazja do głosowania nad całym składem Komisji Europejskiej (pod warunkiem rozwiązania problemu Węgra i Brytyjczyka) to 27 listopada. Von der Leyen w tym tygodniu zgodziła się, głównie pod naciskiem centrolewicy, na modyfikację nazwy teki Greka Margaritisa Schinasa, jednego z wiceprzewodniczących Komisji. Miał być jej wiceszefem od „ochrony naszego europejskiego stylu życia”, co - w połączeniu z powierzoną mu tematyką migracji - pachniało wielu europosłom retoryką skrajnej prawicy o migracyjnych zagrożeniach dla tożsamości Europy. Von der Leyen zmieniła „ochronę” na „promocję” europejskiego stylu życia.