Bundestag: burzliwa debata o nazistach
9 listopada 2012Na pierwszy rzut oka ta dyskusja może wydawać się mocno spóźniona. W 67 lat po zakończeniu hitlerowskich rządów bezprawia i terroru posłowie Niemieckiego Bundestagu debatowali nad sprawą rozrachunku z nazistowską przeszłością w ministerstwach i instytucjach państwowych. I to w dniu, w którym prokuratura federalna w Karlsruhe wniosła akt oskarżenia przeciwko neonazistom, podejrzanym o dokonanie w latach 2000-2007 dziesięciu morderstw. To jedno może się wydawać przerażająco aktualne, to drugie - historią. Jednak także przeszłość może być aktualna.
Wraz z wniesieniem aktu oskarżenia przeciwko Beate Zschäpe i jej domniemanym pomagierom sprawa wyjaśnienia tła serii morderstw wkracza w nową fazę. A co do brunatnej przeszłości zachodnioniemieckich ministerstw i urzędów trzeba jasno powiedzieć - pomimo pewnego postępu - rozliczenie będzie trwało jeszcze dosyć długo.To przekonanie umacnia lektura 85-stronicowej odpowiedzi niemieckiego rządu na interpelację klubu poselskiego Partii Lewicy.
Niszczenie akt ma długą tradycję
Ta interpelacja była pretekstem do debaty parlamentarnej, w której ciągle pojawiały się punkty odniesienia do współczesnego neonazistowskiego terroru. W centrum krytyki znalazły się przede wszystkim służby bezpieczeństwa. Zarówno dziś jak i dawniej zdziwienie i przerażenie budzi niszczenie ważnych akt. Siłą rzeczy nasuwają się podejrzenia, że chodzi o tuszowanie sprawy a nawet krycie sprawców. W przypadku ujawnionej w 2011 neonazistowskiej bojówki "Narodowosocjalistyczne Podziemie" (NSU) jest to przypuszczenie. W przypadku rozliczania nazistowskiej przeszłości w okresie powojennym to fakty.
Niechlubną rolę odgrywa tu często niemiecki wywiad BND. I tak w późnych latach dziewięćdziesiątych zaginęły akta masowego mordercy Aloisa Brunnera. Wysoki rangą esesman był prawą ręką Adolfa Eichmanna, organizatora Holocaustu, skazanego i straconego w Jerozolimie w 1961 roku. Chociaż BND wiedział, gdzie przebywa Eichmann, zbrodniarz mógł przez wiele lat beztrosko mieszkać i żyć w Argentynie. BND chronił też innego niemieckiego zbrodniarza wojennego - Klausa Barbie, odpowiedzialnego za śmierć wielu ludzi we Francji. Podobnie jak Eichmann osiedlił się po wojnie w Ameryce Południowej a w połowie lat sześćdziesiątych był nawet agentem BND.
Opozycja liczy na ustępstwa
Wielu posłów krytykowało w czasie debaty, że niektóre akta Barbiego, Eichmanna i wielu innych zbrodniarzy wojennych są nadal utajnione. Wiceprzewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse z opozycyjnych socjaldemokratów zaapelował do chadecko-liberalnej koalicji rządowej, by nie broniła się przed otwarciem tych akt. Z kolei według polityka partii Zielonych Volkera Becka to, że dostępu do akt broni się argumentem "chronienia pracy naszych służb specjalnych" jest sprzeczne z interesem publicznym. Szczególnie w kontekście aktualnej dyskusji o prawicowym ekstremiźmie - dodał Beck.
Jan Korte z Partii Lewicy mówił o "drugiej winie" Niemców. Nawiązał on tym samym do książki Ralpha Giordano, które poruszył w niej temat wypierania i negowania niemieckiej winy za zbrodnie. Poseł CDU Armin Schuster zarzucił mu w polemice, że Korte jednostronnie krytykuje w tym kontekście Niemcy Zachodnie. Także w NRD można było znaleźć byłych nazistów na ważnych stanowiskach - mówił.
Przykład do naśladowania
Posłowie wszystkich partii z zadowoleniem przyjęli fakt, że coraz więcej ministerstw i urzędów zajmuje się krytycznym rozliczaniem się z własną przeszłością. Najczęściej w tym kontekście wymieniano niemiecki MSZ. W 2005 roku, jego ówczesny szef, Joschka Fischer (partia Zielonych), zlecił niezależnej komisji historyków zbadanie udziału tego resortu w zbrodniach III Rzeszy. W ten sposób powstała książka "Das Amt und die Vergangenheit" ("Ministerstwo i przeszłość"). W ostatnim czasie coraz więcej ministerstw i instytucji państwowych podążyło za tym przykładem i zleciło tego typu badania naukowe. Są wśród nich Federalny Urząd Kryminalny (BKA), Federalna Służba Wywiadowcza (BND) i Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV).
Niemiecki rząd deklaruje, że wspiera te badania "bez ograniczeń". Chodzi przede wszystkimi o to, by "wyniki tych prac wywołały krytyczną debatę publiczną". Krytycy, tacy jak Jan Korte, wątpią z kolei w niezależność powołanych naukowców. I tak w przypadku Urzędu Ochrony Konstytucji niemiecki rząd miał postawić naukowcom warunki. W czasie pracy nad projektem nie wolno im było wypowiadać się publicznie. Jeśli już to każda taka wypowiedź musiała być uzgadniana i mieć poparcie kierownictwa Urzędu. To jest cenzura, która dyskredytuje cały projekt - uważa Korte.
Marcel Fürstenau / Bartosz Dudek
red. odp. Iwona D. Metzner