Burmistrz Syltu w Warszawie: czuję wstyd za poprzednika
6 sierpnia 2019Burmistrz Nikolas Häckel przemawiał w imieniu mieszkańców wyspy Sylt, której najbardziej malowniczą częścią, Westerlandem, w latach 1951–1963 zarządzał były zbrodniarz i jednocześnie szanowany obywatel Heinz Reinefarth. – Napawa nas przerażeniem, że człowiek odpowiedzialny za masowe mordy mógł zostać burmistrzem Westerlandu i zrobić karierę polityczną jako deputowany do Landtagu Szlezwika-Holsztynu – powiedział Häckel podczas uroczystości pod Pomnikiem Ofiar Rzezi Woli. – W poczuciu pokory prosimy o przebaczenie oraz pojednanie naszych połączonych przez los społeczeństw – takie słowa usłyszały setki mieszkańców Warszawy, którzy jak co roku przyszli pod pomnik na warszawskim Lesznie.
Trudna konfrontacja z historią
W rozmowie z DW Häckel przyznał, że przez wiele lat przemilczana historia Reinefartha stała się jednym z pierwszych tematów, którymi zajął się zaraz po objęciu urzędu w maju 2015 roku. – Jak tylko objąłem urząd, przyjechała do nas grupa uczniów z Warszawy. To było poruszające spotkanie, musiałem zająć się głębiej tym tematem – mówił Häckel. – To nasza wspólna zawstydzająca historia – dodał.
Jest dumny z tego, że przy wejściu do ratusza gminy Sylt wisi tablica, która „przypomina, ostrzega i inspiruje do wielu pytań i rozmów”. Można na niej przeczytać informację o walce „żołnierzy polskiego ruchu oporu przeciw niemieckim okupantom”, w której zginęło ponad 150.000 mężczyzn, kobiet i dzieci oraz że Heinz Reinefarth, były tutejszy burmistrz „jako komendant jednej z grup bojowych był współodpowiedzialny za tę zbrodnię”.
List z Polski
Tablica zawisła pięć lat temu, w 70. rocznicę Powstania Warszawskiego. Nie obyło się bez kontrowersji i burzliwych debat mieszkańców. Niektórzy znali brunatną przeszłość byłego burmistrza, lecz woleli milczeć, a inni z zaskoczeniem dopiero dowiadywali się o tej historii. Skrajnie różne reakcje, od szoku i niedowierzania aż po oburzenie, doskonale pamięta pastorka miejscowej parafii ewangelickiej Anja Lochner. To ona doprowadziła do tego, że temat zaistniał publicznie.
Wszystko zaczęło się w 2013 roku od maila, który postawił Lochner przed nieoczekiwanym wyzwaniem. „Czy ma Pani świadomość, że ‘kat Warszawy’ był szanowanym obywatelem i burmistrzem Westerlandu?” Lakoniczny list od osoby, która mieszka w Polsce i po dziś dzień chce pozostać anonimowa, napisany był po angielsku, z nielicznymi niemieckimi wtrąceniami. Anja Lochner udała się do miejscowych archiwów i krok po kroku odkryła fakty, którymi jak mówi, była „zupełnie przerażona”.
Zbrodniarz szanowanym burmistrzem
– Zanim sięgnęłam do archiwów, i wiedziałam i nie wiedziałam o tej sprawie. Podczas mojej pracy w tutejszej parafii nigdy nie było to tematem – mówi. Z wycinków prasowych z lat 1960-tych dowiedziała się, że były burmistrz dowodził oddziałami dokonującymi masowych egzekucji. Podczas rzezi Woli zginęło 50.000 cywilów. Po wojnie, mimo wezwań władz polskich, władze RFN odmawiały ekstradycji zbrodniarza. Przyznano mu nawet generalską emeryturę. W 1962 roku został posłem do landtagu Szlezwiku-Holsztyna z listy ugrupowania Blok Wszechniemiecki / Blok Wypędzonych ze Stron Ojczystych. W 1967 roku wrócił do zawodu prawnika. Zmarł w 1979 roku.
– Na początku wielu odrzucało pomysł zajmowania się tym tematem, bo Reinefarth był wspominany tu bardzo pozytywnie, był szanowany, wielu mieszkańców coś mu zawdzięcza – mówi pastorka Lochner. – Tu wszyscy wszystkich znają, każdy miał w rodzinie kogoś, kto był na wojnie, a wiele z tych osób było w elitarnych jednostkach SS. Sprawa Reinefartha bardzo oburzała ludzi. Ale byli i tacy, co dziękowali – opowiada Lochner. Dostawała rozmaite maile. W niektórych czytała, że takich „pajaców” jak ona i inni członkowie powołanej przez gminę grupy roboczej ds. Reinefartha, należy „postawić pod ścianą”, w innych zaś było mnóstwo pytań pokazujących „głód wiedzy mieszkańców wyspy”.
Anja Lochner była w Warszawie pięć lat temu, w 70. rocznicę rzezi Woli. Po burzy, którą na spokojnej wyspie wywołały jej archiwalne odkrycia, ówczesna burmistrz Petra Reiber była pierwszą, która zorganizowała przyjazd delegacji z Sylt do Warszawy. Także ona mówiła wówczas o pojednaniu i prosiła o przebaczenie.
Była uczestniczka Powstania przebacza
Uczestniczka Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska ps. „Pączek”, która przysłuchiwała się tegorocznemu warszawskiemu wystąpieniu obecnego burmistrza Syltu, powiedziała w rozmowie z Deutsche Welle, że przebaczyła sprawcom. – Oni zabijali, ale ja też zostałam żołnierzem, by zabijać – mówiła 92-letnia kobieta. W Powstaniu walczyła w Szarych Szeregach, była łączniczką i strzelcem. Po wojnie przebywała w kilku niemieckich obozach, w tym w stalagu w Oberlangen, do którego trafiło 1700 kobiet z Powstania.
– W imię Boga trzeba im odpuścić. W imię tego, że chcą poznać, co robili, chcą poznać i zrozumieć, do czego prowadzi faszyzm – mówiła Traczyk-Stawska podczas uroczystości na Cmentarzu Powstańców Warszawy, dodając, że jak długo są ludzie, którzy pamiętają faszyzm, tak długo można próbować nie dopuszczać do szerzenia się faszyzmu we współczesnym świecie. Powiedziała, że "jest szczęśliwa" z powodu obecności niemieckiej delegacji na obchodach.