Był przy tym
7 grudnia 201091-letni dziś Walter Scheel powiedział w wywiadzie, że Willy Brandt gestu przyklęknięcia (pod pomnikiem Ofiar Getta - przyp. red.) nie planował. "Pamiętam to, jak dziś: od rana byliśmy razem. Spędziliśmy wspólnie całe przedpołudnie. Długo siedzieliśmy też obok siebie w samochodzie i rozmawialiśmy o wielu różnych rzeczach. Potem nastąpił ten gest, który był według Scheela spontaniczny. On sam był nim głęboko poruszony i pełen uznania. W wywiadzie powiedział, że Brandt miał dar zjednywania sobie ludzi; że swymi słowami potrafił przemówić wprost do ich serc, i że "u nikogo czegoś takiego nie przeżył".
Scheel: Niemcy mogły być dumne ze swego kanclerza
W przekonaniu Scheela nie słowo odegrało w Warszawie istotną rolę, a przyklęknięcie Willy'ego Brandta: "Uważam, że było bardzo stosownym i symbolicznym gestem. Niemcy mogły być dumne ze swego kanclerza".
Po tym wydarzeniu Walter Scheel nigdy z Brandtem o tym nie rozmawiał: "Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą o tym, co minęło; nasze rozmowy i działania zawsze ogniskowały się wokół przyszłości. Być może klucz do takiego postępowania tkwił w naszej osobowości".
Kamienie milowe
Na pytanie, jaki wpływ przyklęknięcie Brandta miało na pobyt w Warszawie i proces pojednania z Polską, Scheel odpowiedział, że przyklęknięcie oraz układ między PRL a RFN o podstawach normalizacji stosunków były bez wątpienia najważniejszymi kamieniami milowymi w tym procesie, choć do tego doszło jeszcze wiele innych kroków na rzecz poprawy stosunków ze wschodnim sąsiadem.
1970 w Warszawie, jak 1989 w Pradze
W dalszej części wywiadu dla Die Welt Scheel porównuje wagę przyklęknięcia Brandta z wystąpieniem jego przyjaciela, byłego ministra spraw zagranicznych Hansa-Dietricha Genschera (FDP), na balkonie ambasady RFN w Pradze, w 1989 roku.
Układ PRL/RFN spowodował w przekonaniu byłego niemieckiego szefa dyplomacji coś na wskroś rewolucyjnego, mianowicie normalizację stosunków po 20 latach stagnacji. "Codziennie przechodzę w moim biurze obok obrazu, przedstawiającego Rynek warszawskiej Starówki. "Był to prezent dla mnie od Polaków (...). Bardzo lubię ten obraz. Gdy na niego patrzę wracam pamięcią do tamtych dni w Warszawie".
Nie wszyscy w RFN byli za
"Po tym wydarzeniu w Niemczech górę wzięły emocje" - oświadczył Scheel. Mówił, że grożono im śmiercią: "na porządku dziennym były pogróżki, wrogość i niesamowite wprost wyrzuty". "Koniec końców okazało się, że obraliśmy właściwą drogę". Obaj z Brandtem byli zgodni co do tego, iż istotnym sukcesem układu były zbliżenie i normalizacja stosunków.
Po podpisaniu tego dokumentu Scheel został w niektórych komentarzach osobiście zaatakowany, ponieważ 7 grudnia 1970 roku powiedział, że "jest szczęśliwy", podczas, gdy Brandt podkreślił, że "nie był to dzień do świętowania".
Spełnione życie
W wywiadzie dla berlińskiej gazety Scheel przyznał, że był i jest szczęśliwy, gdy uświadamia sobie jak odważnie Willy Brandt i koalicja SPD/FDP forsowała swoje decyzje polityczne i w jaki sposób kanalizowano wtedy przyszłościowe działania i emocje.
Na pytanie, co pozostanie Scheelowi w pamięci z tamtych wydarzeń, były polityk FDP powiedział, że pełen szczęścia i wdzięczności spogląda na swe spełnione życie. "Naszą politykę wschodnią, czyta się jak scenariusz do przywrócenia jedności Niemiec. Jestem szczęśliwy, że wolno mi było być świadkiem tych historycznych wydarzeń i po części je współkształtować".
Die Welt / Iwona D. Metzner
red. odp.: Magdalena Szaniawska-Schwabe