Charles Michel zaproponował Unii kompromis budżetowy
14 lutego 2020Szef Rady Europejskiej ogłosił dziś (14.02.2020) projekt kompromisu w sprawie unijnego budżetu na lata 2021-27, który będzie negocjowany na szczycie UE zaczynającym się w najbliższy czwartek. Charles Michel w ostatnich dwóch tygodniach rozmawiał z przywódcami wszystkich 27 krajów Unii, co posłużyło do modyfikacji projektu budżetowego Komisji Europejskiej z 2018 r.
Michel utrzymał – choć publicznie sprzeciwiały się temu Polska i Węgry – zasadę powiązania funduszy z przestrzeganiem reguł państwa prawa. Dotychczasowy projekt zakładał, że propozycja Komisji Europejskiej o zawieszeniu czy nawet zredukowaniu wypłat (od początku 2021 r.) w razie systemowych naruszeń praworządności wchodziłaby w życie, o ile nie zablokowałaby jej większość kwalifikowania w Radzie UE. To co najmniej 55 proc. krajów obejmujących 65 proc. ludności Unii. Natomiast wedle propozycji Michela byłoby na odwrót, czyli trudniej dla Komisji Europejskiej, bo to ona musiałaby znaleźć większość kwalifikowaną dla decyzji o zawieszeniu funduszy.
Czy taka zmiana sposobu głosowania ma szansę na szczycie UE? – Zacznijmy od tego, że Polska i Węgry wciąż w ogóle nie akceptują zasady „pieniądze za praworządność” – tłumaczy jeden z zachodnich dyplomatów. Z kolei m.in. niemiecka dyplomacja jeszcze przed ogłoszeniem dzisiejszego projektu Michela sygnalizowała sprzeciw wobec zmiany sposobu głosowania, bo uczyniłby regułę „pieniądze za praworządność” znacznie trudniejszą do wyegzekwowania. Ponadto przeciw zbytniemu rozwadnianiu tej reformy jest także Parlament Europejski, który musi zatwierdzić cały pakiet budżetowy, jaki wcześniej jednomyślnie uzgodnią kraje Unii. Niewykluczone, że na szczycie boje będą toczyć się też o dokładne kryteria i źródło analiz, na których Komisja miałaby opierać swe wnioski o zawieszanie funduszy np. w Polsce.
Lekkie złagodzenie cięcia dla Polski?
Twarde weto Polski albo Węgier wobec zasady „pieniądze za praworządność” mogłoby wywrócić porozumienie budżetowe, bez którego nie będzie ustaleń m.in. w sprawie funduszy z polityki spójności. Budapeszt i Warszawa to dwie stolice – w liczącej 15 krajów – grupie „przyjaciół polityki spójności”. Te podczas różnych konsultacji w Brukseli podkreślały, że dotychczasowy projekt cięć funduszy (przedłożony w 2018 r.) niesprawiedliwie i szczególnie mocno uderza w te dwa kraje „również z powodów politycznych”. Według dotychczasowego projektu Polska miałaby dostać 64,4 mld euro (w cenach z 2018 r.) w siedmiolatce 2021-27, czyli o 23 proc. mniej niż w obecnym budżecie 2014-20. Część naszych rozmówców w instytucjach UE przyznawała, że zaproponowany w 2018 roku nowy klucz podziału funduszy istotnie „wygląda dziwnie pod względem metodologii.
Charles Michel na krytykę ze strony Polski (i częściowo Węgier) odpowiedział przesunięciem około 6 mld euro z regionów bogatszych do uboższych głównie w młodszej części Unii (cała polityka spójności w projekcie Michele to 323 mld euro). Według naszych wstępnych informacji dla Polski dodatkowo przypadłoby mniej niż jeden mld euro. Ale Michel ponadto utrzymał propozycję „funduszu sprawiedliwej transformacji” energetycznej, z którego zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej miałoby przypaść Polsce dodatkowe 2 mld euro w subsydiach.
Według bardzo wstępnych wyliczeń projekt Michela nie wprowadza wielkich zmian w polityce rolnej w porównaniu z projektem Komisji Europejskiej z 2018 r. Polsce przypadało w nim 27,1 mld euro (w tym 18,9 mld euro na dopłaty bezpośrednie) w cenach z 2018 r. Choć projekt Michela nie pozwala na wyrównanie dopłat rolnych w Unii, to – zgodnie z postulatami m.in. Polski – wprowadza podobne do obecnych ułatwienia w przesuwaniu pieniędzy z funduszu na rozwój obszarów wiejskich do kasy przeznaczonej na bezpośrednie dopłaty rolne (głównie do hektara).
Płatnicy zgrzytają zębami
Projekt Michela to około 1095 mld euro, czyli 1,074 proc. unijnego dochodu narodowego brutto (ten wskaźnik DNB jest bardzo zbliżony do PKB). To mniej niż chciała Komisja Europejska (1,11 proc. DNB), ale znacznie więcej niż domaga się „klub oszczędnych” (1,00 proc. DNB), czyli Holandia, Austria, Szwecja i Dania. Do całkiem niedawna o jednym procencie mówił też Berlin, ale obecnie – przynajmniej z punktu widzenia naszych rozmówców w Brukseli – „Niemcy są już gotowi dać więcej”. Dla pozyskania Niemiec oraz czterech państw z „klubu oszczędnych” Michel proponuje pobrexitowe utrzymanie ich „rabatów” (choć stopniowo się zmniejszających), czyli ulg w składkach do kasy unijnej, które historycznie są powiązane z rabatem brytyjskim. Rabat obecnie zmniejsza składkę Berlina do kasy UE tyko o 4 proc., więc więcej w tym symboliki niż ulgi finansowej.
Michel proponuje, by budżet UE zasilać podatkiem od niezrecyklingowanego plastiku oraz wpływam z zezwoleń na emisje CO2, jak tego chciał europarlament.
Ministrowie ds. UE ze wszystkich krajów UE już w najbliższych poniedziałek będą obradować na temat projektu Michela, który może jeszcze zmodyfikować swą propozycję tuż przed startem szczytu UE.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>