Chiny, Unia - dwa bratanki?
28 października 2011W ubiegłym roku wzajemny wolumen handlowy UE i Chin wzrósł o blisko miliard euro do pułapu 395 miliardów. Eksport z UE do Chin zwiększył się w tym samym okresie o 38 procent i wyniósł 113 mld euro. Te liczby mówią same za siebie, ale nie mówią wszystkiego...
Nie tylko deficyt
Deficyt unijnej wymiany handlowej z Chinami osiągnął w roku ubiegłym pułap 168 miliardów euro. Dla Chin oznaczało to poważną nadwyżkę i zwiększenie rezerw dewizowych, które są dziś największe na świecie i wynoszą 3,2 mld dolarów, przy czym rezerwa w euro wynosi obecnie okrągłe 600 miliardów.
Coś z tym trzeba zrobić i dlategi unijni politycy liczą na dalsze zaangażowanie Państwa Środka na rynku europejskim. Czy Chiny zdecydują się wesprzeć fundusz ratunkowy euro? Zapewne tak, o czym dalej, ale nie wiadomo jeszcze za jaką cenę.
Z drugiej strony 27 państw członkowskich UE należy do pięciu największych inwestorów na rynku w Chinach; obok Tajwanu, Hongkongu, USA i Japonii. Przeszło 20 procent europejskich inwestycji zagranicznych ulokowanych jest w Chinach. Same Chiny jednak nie spieszą się z inwestowaniem w Europie. Ich udział wynosi w tej chwili zaledwie 1,7 procent wszystkich inwestycji zagranicznych na naszym kontynencie.
Firmy europejskie, działające w Chinach, nadal uskarżają się na utrudniony dostęp do tamtejszego rynku wewnętrznego, na nierówne traktowanie w porównaniu z chińskimi przedsiębiorstwami oraz na liczne przeszkody natury prawnej i biurokratycznej. Odrębnym problemem jest ochrona własności intelektualnej. Chińczycy nadal lubią kopiować interesujące ich artykuły. W praktyce równa się to kradzieży. Boryka się z tym siedem na dziesięć firm rodem z Europy.
Dlaczego pomogą
Za zwiększonym zaangażowaniem Chin w funduszu EFSF przemawia wiele argumentów. Ponieważ 27 państw unijnych zakupiło w roku ubiegłym w Chinach towary o łącznej wartości 282 miliardów euro, Chińczycy są żywotnie zainteresowani utrzymaniem stabilnych stosunków z ich najważniejszymi klientami. Świadczy o tym także wspomniany już wcześniej fakt, że jedna czwarta chińskich rezerw walutowych ulokowana jest w europejskich papierach wartościowych, takich jak obligacje państwowe. Jeśli kryzys zadłużenia w strefie euro się pogłębi, wspólna waluta straci na wartości, co Chińczykom nie jest na rękę.
Za zaangażowaniem się Chin w program ratowania euro przemawia zatem czysty interes, ale nie brak także głosów przestrzegających przed lokowaniem nazbyt dużych sum w europejskich obligacjach. Tego zdania są m.in doradca chińskiego banku centralnego Daokui Li oraz były doradca chińskiego banku emisyjnego Yongding Yu, który przstrzega dodatkowo przed nadmiernym rozdymaniem chińskich rezerw walutowych.
Drugi argument ma charakter obosieczny. Jeżli Chiny wesprą fundusz EFSF, nie zrobią tego za darmo. Ceną za tę usługę będzie najprawdopodobniej uznanie Chin za państwo o gospodarce rynkowej, co oznaczałoby automatycznie zniesienie przynajmniej części dotychczasowych barier handlowych oraz zgodę UE na dodatkowe gwarancje dla Chin na ich pieniądze ulokowane w EFSF.
Na związane z tym zagrożenia zwraca take uwagę organizacja Amnesty International. Jej zdaniem ceną za chińską pomoc dla euro może okazać się przymknięcie oka na liczne przypadki łamania praw człowieka w Państwie Środka.
Podobnie patrzy na to ekspert gospodarczy Peter Bofinger, zasiadający w radzie pięciu mędrców, która co kwartał wydaje prognozę ekonomiczną dla Niemiec. W jego przekonaniu, nie jest dobrze, kiedy państwo o ustroju dalekim od demokracji uzyskuje wpływ na kraje unijne. Taka siatka zależności może okazać się krępująca dla UE w podwójnym tego słowa znaczeniu - twierdzi.
Andrzej Pawlak (Reuters, dpa)
Red.odp.: Barbara Coellen