Co rządy Meloni oznaczałyby dla Europy
24 września 2022Jeśli niedzielne wybory (25.9.2022) we Włoszech nie przyniosą ogromnych niespodzianek, to rząd w Rzymie będzie wkrótce opierać się na wyrosłych z postfaszystowskiego konserwatyzmu Fratelli d'Italia (Bracia Italii) w koalicji z Ligą Mattea Salviniego oraz z Forza Italia Silvia Berlusconiego. Już przed ponad dekadą Berlusconi jako premier współrządził z Ligą Północną oraz z postfaszystami z Sojuszu Narodowego, którzy z początku mieli jeszcze przed sobą odejście od jawnej obrony „części dorobku” Mussoliniego. Natomiast „zamknięcia rozdziału Mussoliniego” – przynajmniej publicznie – już dość dawno dokonała Giorgia Meloni, szefowa Fratelii d'Italia oraz murowana kandydatka na pierwszą kobietę na premierowskim fotelu we Włoszech. A jej współpracownicy od paru lat usiłowali na forum Unii „normalizować” swe ugrupowanie, oswajając Brukselę z wizją mocno prawicowej – a zdaniem krytyków skrajnie prawicowej – partii z korzeniami w postfaszyzmie na czele rządu, a nie tylko w roli mniejszościowego koalicjanta jak za Berlusconiego.
Meloni za Ukrainą
Jeszcze przed napaścią Rosją na Ukrainę jednym z sposobów „normalizacji” Fratelli d'Italia na polu unijnym była stanowcza krytyka wobec Rosji, w czym zasługi lubił sobie przypisywać PiS, czyli europarlamentarny sojusznik tej włoskiej partii ze wspólnej frakcji konserwatystów. Meloni, która jeszcze w 2014 roku popierała aneksacyjne referendum na Krymie, teraz jest zwolenniczką zdecydowanej sankcyjnej polityki Unii i silnych transatlantyckich więzi Europy w konfrontacji z Kremlem.
Meloni będzie współrządzić z Salvinim, który w kampanii wyborczej regularnie poddawał w wątpliwość sensowność sankcji i bywa oskarżany przez media o szemrane kontakty z Rosjanami, oraz z partią Berlusconiego, który w tym tygodniu zaplątał się w tłumaczenia, że Putin „tylko chciał podmienić Zełenskiego na władze porządnych ludzi” w Kijowie. Pomimo to Bruksela obstawia, że Rzym – w dużej mierze za sprawą premier Meloni – nie będzie przeszkodą dla jedności UE oraz NATO wobec Rosji, choć zarazem nie będzie tak wiarygodny, jak premier Mario Draghi – pierwszy przywódca dużego kraju zachodniej Europy, który poparł wprowadzenie Ukrainy na drogę do członkostwa w UE.
– Co do sankcji możemy obstawiać, że Rzym nie stanie się zawalidrogą. Ponadto warto pamiętać, że włoscy politycy mają długą tradycję mówienia jednego, a robienia drugiego także w Brukseli – przekonywała Rosa Balfour, szefowa brukselskiego ośrodka Carnegie Europe, podczas niedawnej – organizowanej przez Carnegie – dyskusji o konsekwencjach wyborów we Włoszech. Nawet rząd dwóch ugrupowań mocno krytykujących sankcje, czyli Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazdek (2018-19), nie wetował decyzji UE przy trzykrotnym przedłużaniu restrykcji UE wobec Rosji z 2014 roku.
Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, pytana w tym tygodniu w USA o wybory we Włoszech, wskazała – chyba trochę potem żałując swej otwartości – że jeśli w przyszłości sytuacja w Rzymie będzie szła w „trudnym kierunku”, to Bruksela dysponuje narzędziami wykorzystywanymi teraz wobec Polski i Węgier w obronie rządów prawa. – Prawicowe partie nowej koalicji nie będą dążyć do konfrontacji z UE, choć prawdopodobne są pewne zawirowania w relacjach z Brukselą zważywszy na ich potrzebę pokazania, że bronią narodowych interesów Włoch – przekonuje jednak Luigi Scazzieri w analizie opublikowanej przez Centre for European Reform.
Choć niektórzy z unijnych dyplomatów w Brukseli przywołują teraz analogie z Marine Le Pen, to jednak ustrój Włoch zawiera mocniejsze „bezpieczniki” na wypadek skrajnych pomysłów rządu w porównaniu zabezpieczeniami w ustroju Francji na wypadek skrajnej prawicy w Pałacu Elizejskim. – Włochy od 30 lat mają populistów we władzach, a jednak włoska demokracja wykazała się solidną wytrzymałością – tłumaczyła Balfour. Berlusconi jako premier prowadził wieloletnie boje z czerwonymi togami, jak nazywał „komunistycznych sędziów i prokuratorów”, ale jednak wymiar sprawiedliwości go przetrzymał.
Obrońcy władz Polski
Już dotychczasowy rząd Draghiego, ze względu na jego wielobarwną „koalicję jedności narodowej” (nieobejmującą partii Meloni), nie był w Brukseli aktywnym adwokatem praworządności. Nowe władze będą w tej kwestii jeszcze bardziej wycofane albo nawet zaczną mocno bronić władz Polski i Węgier, choć na razie nie jest aż tak oczywiste, że Rzym zechce trwonić polityczny kapitał w Brukseli na takie batalie. – Pamiętajmy, ile Polska zrobiła dla uchodźców z Ukrainy. Jedności UE nie można osiągnąć, poszukując konfrontacji. Praworządność jest ważna, ale nie wolno nam skażać tej debaty sprawami ideologicznymi – tak w połowie września Raffaele Fitto, współprzewodniczący frakcji konserwatystów (wraz z Ryszardem Legutką), bronił władz Polski w Parlamencie Europejskim. Fitto uchodzi za jednego z kandydatów na włoskiego ministra ds. UE.
Skrajnie prawicowy rys Giorgi Meloni widać w jej napaściach na „ideologię dżender” i „lobby LGBT” w obronie „naturalnej rodziny” oraz „naszej całej tożsamości, która jest atakowana” nie tylko przez nowoczesność, lecz – to również ulubiony temat Orbana – jest zagrożona „zastąpieniem” przez kulturę nieeuropejską. W brukselskiej praktyce politycznej to zapowiada przede wszystkim ostre konflikty o – głównie muzułmańską – migrację, do których Brukselę przyzwyczaił już Matteo Salvini z Ligi w czasie kierowania włoskim MSW do 2019 roku. Najpewniej Włochy będą, wraz m.in. z Polską i Węgrami, stawać okoniem wobec planów pogłębienia eurointegracji poprzez ograniczenie wymogu jednomyślności, co promuje rząd Olafa Scholza.
Co z Funduszem Odbudowy
Zarówno Meloni, jak i Salvini już dawno porzucili hasła o wyprowadzaniu Włoch z eurostrefy. A wspólny program gospodarczy Fratelli d'Italia, Ligi oraz Forza Italia – choć daleki od Maria Draghiego, premiera wręcz idealnego z punktu widzenia Brukseli – nie zapowiada rewolucji. Pomysły, które można by streścić hasłem „najpierw Włochy”, mogą doprowadzić do tarć z Brukselą o nacjonalizację, pomoc publiczną dla włoskich firm, próby chronienia przedsiębiorstw przed konkurencją. Jednak w instytucjach UE dość powszechne jest przekonanie, że Rzym będzie stawiał na współpracę. Bardzo potrzebuje bowiem pieniędzy ze swego KPO (około 200 mld euro w dotacjach i tanich pożyczkach) uzależnionych od reform wynegocjowanych przez Draghiego. Ponadto włoski dług publiczny to obecnie 150 proc. PKB, a wsparcie Europejskiego Banku Centralnego na rynku obligacji jest uzależnione m.in. od realizacji programów unijnych.
Popandemiczny Fundusz Odbudowy został stworzony w 2020 roku głównie ze względu na Włochy, więc teraz porażka włoskiego KPO (największego zastrzyku inwestycyjnego dla Italii od Planu Marshalla) oznaczałby, że głównie kraje unijnej Północy nie dałyby w przewidywalnej przyszłości zgody na powtórkę tego mocno eurointegracyjnego eksperymentu, czyli na wspólne zadłużenie na rzecz wsparcia i inwestycji w całej Unii. Meloni domaga się zmian w KPO, ale „wynegocjowanych we współpracy z Brukselą”, co w optymistycznej interpretacji może oznaczać, że szefowa Fratelli d'Italia potrzebuje nierewolucyjnych modyfikacji, by móc przed wyborcami uznać KPO za swój program. Zresztą, urzędnicy euroinstytucji zakulisowo przyznają, że niektóre zmiany mogłyby być sensowne, gdyby były skrojone pod kryzys energetyczny i presję inflację. To nie przekreśla pytań, czy nowy rząd Włoch podoła przeprowadzeniu m.in. probiznesowych – zapisanych w KPO – reform administracji i sądownictwa gospodarczego.
Podczas kampanii Meloni dbała o przesłanie odpowiedzialności budżetowej, choć znajdowała się pod rosnącą presją obietnic Salviniego w sprawie wzrostu wydatków m.in. na emerytury i zasiłki. Stabilność gospodarcza, którą szefowa Fratelli d'Italia chce – przynajmniej wedle swych deklaracji – zapewnić poprzez szorstką, lecz lojalną współpracę z Brukselą, może zatem prowadzić do niestabilności koalicji rządowej z powodu żądań Ligi. Rząd, którego trzonem będą Fratelli d'Italia, zmniejszyłby wpływy Włoch w Europie i sprawiłby, że relacje z UE byłyby bardziej burzliwe. Ale Włochy nie staną się „nową Polską” czy „nowymi Węgrami”. Ponadto program koalicji wskazuje, że prawicowy rząd byłby znacznie mniej konfrontacyjny wobec UE i NATO, niż sygnalizowała to Marine Le Pen w swoim własnym manifeście wyborczym we Francji – przekonuje Luigi Scazzieri.