Melancholia, rozpacz i tęsknota, takie emocje pojawiały się w ostatnich tygodniach wśród zagorzałych Europejczyków w reakcji na zanik „ducha europejskiego”. Co to były za czasy, kiedy nie trzeba było w ogóle uzasadniać jak dzisiaj idei integracji europejskiej; kiedy nikt nie kwestionował potrzeby jeszcze dalszej integracji; kiedy było wręcz modne nazywanie się Europejczykiem zamiast Francuzem, Niemcem czy Włochem.
Dzisiaj, w pogłębiającym się coraz bardziej kryzysie tożsamości UE, polityczny zachwyt wspólną Europą z okresu założycielskiego przypomina marzenia z beztroskiego dzieciństwa.
Jeśli dzisiaj politycy odwołują się do idei integracji europejskiej, to robią to z nutką groźby. Przewodniczący Komisji UE Jean-Claude Juncker powtarzał wielokrotnie: „Kto wątpi w Europę, powinien pójść na cmentarz wojskowy”. Kanclerz Angela Merkel upominała w momencie kulminacyjnym kryzysu zadłużeniowego: „Jeśli padnie euro, padnie Europa”. Dawny przewodniczący Komisji UE José Manuel Barroso powiedział, także w odoniesieniu do kryzysu finansowego: „Albo popłyniemy razem, albo utopimy się w pojedynkę”.
Nie skutkują ostrzeżenia przed upadkiem
Ostrzeżenia przed upadkiem UE nie będą skuteczne jeśli Europejczycy nie powrócą do pierwotnego ducha założycielskiego Wspólnoty. Są one kontraproduktywne. Wielu obywateli czuje się przez nie ubezwłasnowolnionych. Mają uczucie, że odwoływanie się do wielkich ideałów jest zwykłym trikiem, aby wymusić na nich ofiary, do których składania nie są skłonni.
Niemcy na przykład pytają, czy ich solidarność z Grecją w kryzysie zadłużeniowym nie została przypadkiem nadużyta? Francuzi z kolei użalają się, że Bruksela – lub Berlin za pośrednictwem Brukseli – mieszają się w ich sprawy ekonomiczne. Wielu Czechów czy Polaków nie rozumie, dlaczego w imieniu Europy mają przyjąć uchodźców, których z własnej woli nigdy nie przyjęliby u siebie.
Problem z integracją europejską polega na jej przeidealizowaniu. Akurat w Niemczech formułowanie narodowych interesów było wręcz tabu. Wszystko musiało być pięknie osadzone w kontekście europejskim. Jeśli to się nie udawało, było odrzucane jako nacjonalistyczne. Dlatego akurat Niemcom przychodzi łatwo pozyskanie innych Europejczyków dla rzekomych celów europejskich, których partnerzy wcale nie podzielają, chociażby stałych kwot przejmowanych uchodźców.
Jednakże dbanie o swoje własne interesy jest sprawą najnormalniejszą w świecie. Dla Unii Europejskiej 28 państw członkowskich dzisiaj jest oczywiście trudniej pogodzić wszystkie potrzeby i interesy niż w latach 50-tych szóstce państw założycielskich.
Trudności te wynikają chociażby z tego, że Europa jako względnie mały, bogaty, ale starzejący się kontynent, tylko jako całość może utrzymać swoją pozycję w szybko zmieniającym się świecie.
Wspólna wiara w swoje możliwości
Nie ze względu na abstrakcyjną, europejską ideę, lecz z czystej wiary w swoje możliwości, Europa znalazła późno, ale nie za późno, odpowiedź na kryzys zadłużeniowy. I w ten sam sposób po wielu kłopotach znajdzie też odpowiedź na kryzys migracyjny.
Christoph Hasselbach / tłum. Barbara Cöllen