Czy można coś poradzić na masową turystykę?
Turyści są zazwyczaj błogosławieństwem dla miast, bo przywożą i wydają pieniądze. Lecz kiedy nadmiar turystów staje się uciążliwy, nie wynagrodzą tego żadne pieniądze
Spacer po Ramblas
Masy turystów ciągną też na słynny barceloński bulwar Las Ramblas. Aby zahamować napływ przyjezdnych, władze miejskie zakazały budowy nowych hoteli i wprowadziły ostrzejsze zasady wynajmu prywatnych kwater. Drugie co do wielkości miasto Hiszpanii, 1,6-milionowa Barcelona ma już dość kłopotów z obcymi: tłok i eksplodujące ceny czynszów.
400 euro za siadanie
Zobaczyć Rzym i … usiąść na Hiszpańskich Schodach. Owszem można, jeżeli ma się w kieszeni 400 euro. Rzymski magistrat uchwalił właśnie zakaz siadania na historycznych schodach i egzekwują go policjanci. Mogą kasować 400 euro za łamanie zakazu.
Na zabytkach się nie siada
Powód tego zakazu: z jednej strony turyści zostawiają po sobie przykre ślady jak guma do żucia, rozlana kawa czy czerwone wino, a poza tym zakłócają obraz tego architektonicznego dzieła. Rzym odwiedza rokrocznie 7 mln nocujących tu gości i jest on jednym z najbardziej zatłoczonych miast Europy. Choć nie jedynym, które ledwo zipie pod natłokiem przyjezdnych.
Co tu nie pasuje?
Nietrudno chyba odpowiedzieć na to pytanie, bo nie można nie zauważyć jednego elementu, nie pasującego do wizerunku miasta. Jedyna w swoim rodzaju Wenecja cierpi przez gigantyczne wycieczkowce, które przywożą tu tłumy gości: rokrocznie 30 mln osób.
Ahoi!
Miasto niewiele na tym korzysta, bo ci goście ani tu nie nocują, ani nie jedzą. Ci, którzy przyjeżdżają do Wenecji statkiem tylko na jeden dzień, są krótko i wcale nie wydają pieniędzy, traktując to miasto trochę jak historyczny Disneyland.
Pływający hotel
Wenecja chce zakazać zawijania do tutejszego portu gigantycznych wycieczkowców, które najpierw płyną przez kanał Giudecca obok najważniejszych zabytków. Ale w tym celu trzeba zbudować nowy terminal, co może trochę potrwać. Szybszym rozwiązaniem jest opłata za wstęp do miasta, którą uiszczać mają osoby nie korzystające tu z noclegów. Opłata może wynieść w sezonie nawet 10 euro.
To tu grano o tron
Amerykański serial „Gra o tron”, który zna właściwie cały świat, był w przeważającej części kręcony w Dubrowniku na południu Chorwacji. Serial ma fanów na całym świecie. Uwzględniając to wszystko, można sobie wyobrazić, co pielgrzymki tych fanów oznaczają dla 40-tysięcznego miasta.
"Game of Tourists"
Wielu fanów chce obejrzeć miejsca, które do tej pory znają tylko z ekranu. Dla Dubrownika oznacza to kilka statków i 10 tys. turystów dziennie. A miasto ma starówkę o wąziutkich ulicach i raptem 2000 mieszkańców. UNESCO groziło wręcz skreśleniem miasta z listy światowego dziedzictwa kultury, jeżeli nie uda się okiełznać mas turystów.
Limit
Włodarze miasta zdecydowali, że dziennie mogą przybijać tu tylko dwa wycieczkowce z maksymalnie 5 tys. turystów na pokładzie. Jak dotąd miasto się na turystach ponoć nie wzbogaciło. Ludzie pozostają tu najwyżej kilka godzin i przeciętnie wydają 10 euro, odstraszając zamożniejszych gości.
Amsterdam
Najwięcej popularnych celów turystycznych znajduje się w Europie Południowej. Ale podobne problemy ma np. Amsterdam, a szczególnie jego dzielnica czerwonych latarni. Miasto ma wiele kulturalnych atrakcji dla spokojnych gości, ale to także ulubiony cel kawalerskich wieczorów dla rozbawionych młodzieńców. A co to oznacza dla otoczenia – wiadomo.
Nie ma mowy o spokojnym życiu
Jeżeli zliczyć wszystkich turystów odwiedzających Amsterdam, łącznie z tymi, którzy wpadają tylko na jeden dzień, rocznie przyjeżdża tu 19 mln osób, a samo miasto liczy 820 tys. mieszkańców. Magistrat uchwalił, że w centrum nie wolno budować nowych hoteli ani otwierać nowych sklepów z pamiątkami. Właściciele mieszkań mogą wynajmować je turystom tylko najwyżej przez 30 dni w roku.
Co za dużo, to niezdrowo
Życie w wiosce mającej 770 mieszkańców, położonej nad malowniczym jeziorem, może być idyllą. Problem jest tylko, kiedy co roku przyjeżdża tu milion turystów przywożonych przez 20 tys. autokarów. Taki los dotyka Hallstatt w Austrii, gdzie turyści przyjeżdżają jak do Disneylandu, fotografując prywatne domy i ogródki i szybko znów wyjeżdżając.
Zadeptana idylla
Taki napływ turystów przypomina trochę plagę szarańczy, która przechodzi przez teren, pozostawiając spustoszenie. Szczególnie turyści z Azji zachwyceni są malowniczością tego miejsca.
Co najmniej 150 minut
Od przyszłego roku do Hallstatt będą mogły wjeżdżać tylko autokary po uiszczeniu specjalnej opłaty i ich liczba ma być zredukowana z 20 tys. do 8 tys. Poza tym turyści muszą zostać na miejscu przez co najmniej 150 min. Może wtedy skorzysta na tym miejscowa gastronomia i handel.
Repliki?
Ponoć większość Chińczyków zna Hallstatt. Ta miejscowość jest tak popularna, że w prowincji Guangdong zbudowano jej replikę, która kosztowała 800 mln euro i oddalona jest 7000 km od oryginału. A może to byłoby rozwiązaniem problemu uciążliwych turystów? Zbudowanie replik atrakcyjnych miejsc i wysyłanie tam wszędobylskich ludzi.