Czy w brytyjskim referendum zabraknie imigrantów?
25 maja 2015O tym, że część polityków z Partii Konserwatywnej nie chce dopuścić imigrantów do udziału w referendum decydującym o pozostaniu Wielkiej Brytanii w UE, mówiło się już wcześniej. Teraz dołączył do nich jej lider i premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Zdaniem niektórych ekspertów i komentatorów politycznych, on sam wolałby tego uniknąć, ale nie ma większego wyboru, gdyż przeprowadzenie referendum było jedną z jego głównych obietnic w niedawnych wyborach parlamentarnych, w których torysi uzyskali absolutną większość.
Kto będzie mógł głosować
Pierwszą decyzją brytyjskiego premiera w sprawie referendum było uruchomienie procedury, która ma wyjaśnić, kto z ok. 2,8 mln imigrantów z unijnym obywatelstwem, zamieszkałych w Wielkiej Brytanii, będzie dopuszczony do głosowania. Jeśli projekt ustawy w tej sprawie , którą Cameron już w najbliższy czwartek (28.05) chce skierować do parlamentu, zostanie przyjęty - a wszystko na to wskazuje - to zdecydowana większość unijnych rezydentów na Wyspach nie będzie miała nic do powiedzenia. Samo referendum ma odbyć się najpóźniej w roku 2017, ale nie wykluczone, że odbędzie się zdecydowanie wcześniej. Cameron powiedział niedawno, że "im szybciej, tym lepiej".
Zaproponowana przez Davida Camerona procedura referendum opiera się na zasadach obowiązujących w brytyjskich wyborach parlamentarnych. Oznacza to, że prawo uczestnictwa w referendum będzie przysługiwało tylko obywatelom Wielkiej Brytanii, co oczywiste, a poza nimi obywatelom Irlandii i Wspólnoty Narodów (The Commonwealth).
Do tej ostatniej kategorii należą imigranci z Malty i Cypru, co poważnie komplikuje całą sprawę. Oba te państwa są członkami Unii Europejskiej, a ich obywatele uzyskaliby w referendum większe prawa niż imigranci z pozostałych państw unijnych żyjący w Wielkiej Brytanii. Jest ich w tej chwili, jak już podawaliśmy wyżej, prawie 2,8 mln, a wśród nich także wielu Polaków. Projekt ustawy w jej obecnej postaci wprowadza jednak de facto podział na równych i równiejszych, co budzi wątpliwości co do jej zgodności z prawem unijnym. Eksperci zastanawiają się nad możliwością przyznania unijnym imigrantom na Wyspach prawa weta, bowiem referendum w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w UE, bądź wyjścia z niej, wpłynie przecież w dużym stopniu także na ich losy.
Na razie premier Cameron jest nieugięty i nie widzi potrzeby wprowadzania poprawek do projektu ustawy o tym, kto będzie dopuszczony do głosowania. "To ważna decyzja dla naszego kraju, która dotyczy przyszłości Zjednoczonego Królestwa", oznajmiło biuro premiera. "Dlatego uważamy, żeby powinni o niej zadecydować obywatele Wielkiej Brytanii, Irlandii i państw Wspólnoty Narodów". Prawo uczestnictwa w referendum ma przysługiwać także tym Brytyjczykom, którzy żyją za granicą krócej, niż 15 lat oraz mieszkańcom Gibraltaru.
Premier Cameron, reforma UE i Brexit
Obecna aktywność Davida Camerona na polu polityki europejskiej przebiega dwutorowo. U siebie w kraju i partii broni decyzji o przeprowadzeniu referendum i ustala jego uczestników. Za granicą natomiast rozpoczyna w tym tygodniu podróż po wybranych stolicach państw członkowskich UE, podczas której będzie agitował na rzecz potrzebnych, jego zdaniem, reform. Od ich przeprowadzena Cameron uzależnia dalsze pozostawanie Wielkiej Brytanii w unijnych strukturach.
Za przeprowadzeniem referendum opowiedziała się opozycyjna Partia Pracy. Wszystko to razem potwierdza, że tzw. Brexit, czyli wyjście Wielkiej Brytanii z UE, nie jest wcale czczą pogróżką, lecz realną opcją. Tym bardziej, że do mediów wyciekła już informacja o analizowaniu przez specjalistów z Bank of England kosztów, które mógłby pociągnąć za sobą Brexit. Wyniki tej analizy zostaną podane do wiadomości publicznej "w stosownym czasie". Już dziś wiadomo jednak, że w razie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE analitycy obawiają się jej utrudnionego dostępu do ważnych rynków dla eksportu i trudności w funkcjonowaniu brytyjskiego rynku finansowego.
tagesschau.de / Andrzej Pawlak