1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Die Zeit: Rumunia idzie śladem Polski i Węgier

Elżbieta Stasik
3 stycznia 2019

Rząd Rumunii, która przewodzi od stycznia Radzie UE, jest coraz bardziej pewny siebie - pisze „Die Zeit”, zastanawiając się, czy kraj ten, tak jak Polska i Węgry oddala się od UE i dryfuje w kierunku autorytaryzmu.

https://p.dw.com/p/3Aydy
Premier Rumunii Viorica Dăncilă i szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker
Premier Rumunii Viorica Dăncilă i szef Komisji Europejskiej Jean-Claude JunckerZdjęcie: picture-alliance/AP/G. Vanden Wijngaert

Blisko rok temu ponad 600 tys. Rumunów wyszło na ulice Bukaresztu, by protestować przeciwko rządowym planom rzekomego zwalczania korupcji, w rzeczywistości umycia rąk przez będących u władzy polityków. Dziesiątki tysięcy demonstrowały też w innych miastach. Była to największa fala protestów w Rumunii od obalenia reżimu Nicolase Ceaușescu zimą 1989. „Tak jak wówczas, także w tym lodowatym styczniu 2018 wydawało się, że Rumunia stoi przed przełomem. Żadna rewolucja, żaden przewrót, ale skorumpowany rząd zostane zmieciony” – pisze „Die Zeit” w artykule „Rada i zdrada”.

„Hotii! Hotii!”

Złodzieje! Złodzieje! – wołali wówczas demonstranci – przypomina gazeta. Dziś przed rumuńskim parlamentem protestuje tylko zagubiona garstka: bezdomny, student pobity na letniej demonstracji przez policję, emeryt utrzymujący, że tajne służby założyły o nim grubą tekę i zwolniony z pracy w trybie natychmiastowym dziennikarz Mălin Bot. „Hotii! Hotii!” –

Złodzieje! Złodzieje! – wołają, kiedy przejeżdża jakiś samochód z posłem.

Rumunia nie radzi sobie z korupcją

„Oczywiście, że nie wszyscy posłowie rumuńskiego parlamentu są złodziejami, ale wobec bardzo wielu istnieje uzasadnione podejrzenie, że są skorumpowani. Przeciwko większości posłów rządzącej partii socjaldemokratycznej toczy się śledztwo” – zauważa „Die Zeit”.

Autor obszernego artykułu Ulrich Ladurner wyjaśniając tło sytuacji w Rumunii pisze, że Partia Socjaldemokratyczna (PSD), na której czele stoi Liviu Dragnea, rządzi od 2016 roku. Wybrana została 46 proc. głosów. Jej szef tylko dlatego nie został premierem, ponieważ jako osoba karana nie może piastować żadnego rządowego stanowiska. Przeciwko 56-letniemu inżynierowi toczy się też śledztwo ws. nadużycia władzy z lat, kiedy był lokalnym politykiem. „Wszystko to Dragnea nie rusza. Zainstalowana przez niego na stanowisko premiera Viorica Dăncilă jest jego marionetką. Bez niego rząd nie zrobi kroku, a tym bardziej przeciwko niemu” – konstatuje Ulrich Ladurner.

Nowa pewność siebie socjaldemokratów

PSD przetrwało protesty. Liviu Dragnea i jego partia są dziś pewni siebie i agresywni, co odczuwają i Rumunii, i Unia Europejska. Z początkiem stycznia Rumunia przejęła prezydencję Rady UE, po raz pierwszy od jej wejścia do Unii w 2007 r. „Jest to wielkie wydarzenie w historii Rumunii, fatalnie zainicjowane jednak przez socjaldemokratów” – pisze „Die Zeit” cytując premier Dancilę, która tuż przed objęciem przez jej kraj prezydencji stwierdziła: „Jesteśmy krytykowani, nie zasługując na to. Jesteśmy karani, ponieważ jesteśmy wschodnioeuropejskim krajem”. W podobnym tonie wypowiedział się Dragnea: „Nie zgodzimy się na traktowanie nas jak kraj drugiej kategorii!“. „Jeszcze nigdy przedstawiciele jakiegoś kraju nie wypowiadali się tak ostro przed objęciem prezydencji Rady UE” – stwierdza „Die Zeit”.

Oburzenie rumuńskich polityków wzbudziła rezolucja Parlamentu Europejskiego z listopada 2018 krytykująca ich plany reformy systemu sprawiedliwości. Zdaniem PE plany te mają wszelki potencjał, by „zaszkodzić skutecznemu zwalczaniu korupcji i osłabić państo prawa”.

„Czy Rumunia weszła na drogę, którą idą Polska i Węgry, oddalając się od UE i dryfując w kierunku autorytaryzmu? Czy stosunki polityczne w Rumunii są dalszą oznaką rozpadania się Unii Europejskiej?” – zastanawia się „Die Zeit”.

Czysty oportunizm

Zdaniem autora artykułu, w przeciwieństwie do Orbána czy Kaczyńskiego wrogość rumuńskich polityków do UE jest czysto oportunistycznej natury. Podczas gdy premier Węgier Viktor Orbán zmierza do demokracji nieliberalnej a „najpotężniejszy polityk w Polsce Jarosław Kaczyński jest narodowym konserwatystą, który UE uważa za rodzaj zabłąkania się historii”, Dragnea nie ma ani programu, ani ideologii, wątpliwe jest nawet, czy w ogóle można go nazywać socjaldemokratą. „Ale wie, że każde osłabienie UE ułatwia mu uniknięcie postępowań sądowych. Jego wrogość wobec UE ma oportunistyczny charakter” – konstatuje „Die Zeit”.

Gazeta przypomina, że tuż przed Bożym Narodzeniem opozycja podjęła ponowną próbę obalenia rządu. Dostrzegała szansę, bo w ostatnich tygodniach i miesiącach niektórzy socjaldemokraci wierni Liviu Dragnea odsunęli się od niego. Przeprowadzone w parlamencie wotum nieufności spełzło jednak na niczym. W trakcie głosowania rząd nakazał wkroczyć żandarmerii, przed parlamentem i do jego wnętrza. „Czegoś takiego nie było od końca dyktatury komunistycznej w 1989 r. Była to nienazwana, ale jednoznaczna próba zastraszenia posłów, znak determinacji socjaldemokratów, być może przedsmak tego, co może się zdarzyć w przyszłości” – podsumowuje „Die Zeit”.