1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Donbas. Lisiczańsk pod ostrzałem

29 maja 2022

Lisiczańsk leży w niewielkiej części obwodu ługańskiego, którą nadal kontrolują siły ukraińskie. Armia rosyjska zniszczyła miasto, ale wielu mieszkańców nie poddaje się.

https://p.dw.com/p/4Bzk9
Lisiczańsk: starsza kobieta czeka na ewakuację
Lisiczańsk: starsza kobieta czeka na ewakuacjęZdjęcie: Mykola Berdnyk/DW

Do Lisiczańska trzeba jechać z maksymalną prędkością. Na drodze prowadzącej do miasta z pewnością nie grozi mandat za szybką jazdę. Jeśli jednak jedzie się zbyt wolno, ryzykuje się trafienie przez rosyjską kulę. Rosjanie chcą przejąć kontrolę nad odcinkiem od miasta Bachmut, nazywanym „drogą życia” ze względu na jego humanitarne znaczenie. Celem Rosjan jest odcięcie Lisiczańska i sąsiedniego Siewierodoniecka od reszty Ukrainy.

Niepokojąco puste ulice przemysłowego miasta, w którym przed atakiem Rosji na Ukrainę mieszkało 100 tys. osób, przypominają miasto Prypeć po awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu, z tą różnicą, że w Prypeci nie doszło do zniszczeń. W Lisiczańsku zaś na każdym rogu można zobaczyć sklepy i budynki mieszkalne uszkodzone lub zniszczone przez ostrzał.

Zniszczenia w Lisiczańsku
Zniszczenia w Lisiczańsku Zdjęcie: Mykola Berdnyk/DW

Syreny przeciwlotnicze, które codziennie słychać w ukraińskich miastach od Kramatorska po Lwów, już dawno ucichły w Lisiczańsku, gdzie nie ma elektryczności. Miasto jest jednak cały czas ostrzeliwane przez artylerię. Pocisk może uderzyć w dowolnym miejscu i czasie. Ludzi ostrzegają jedynie same eksplozje, ale nie dają im one czasu na zejście do schronu. Jedyna zasada, która obowiązuje: jeśli usłyszysz gwizd lub wybuch, natychmiast połóż się na ziemi.

Bez prądu i wody

Jedynym pełnym życia miejscem w Lisiczańsku jest centrum pomocy humanitarnej. Przed budynkiem i w jego wnętrzu znajduje się kilkadziesiąt osób, w większości starszych. Niektórzy czekają na autobus do ewakuacji, inni na wodę pitną. W mieście nie działa już ani wodociąg, ani dostawy prądu czy gazu. Załamała się również sieć telefonii komórkowej.

W piwnicy służącej za schron
W piwnicy służącej za schronZdjęcie: Mykola Berdnyk/DW

Wira Pawliwna od kilku godzin czeka na samochód dostawczy z wodą pitną. Dostawy są tylko co dwa, trzy dni. – To przerażające, ten grzmot ponad naszymi głowami. To już nie jest życie, siedzimy w piwnicach, tylko w ciągu dnia wychodzimy na zewnątrz – skarży się 75-latka.

Jak większość mieszkańców unika rozmów o polityce. Mieszkańcy obawiają się prześladowań, gdyby miasto zostało zajęte przez Rosjan. – Dość, jeszcze mnie rozstrzelają, żebym już nie gadała – mówi żartobliwie i nagle zaczyna płakać. – Kto się wtedy zajmie kotem, to kot moich dzieci!

Życie w ciemności

Dzieci Wiry uciekły do Dniepru. Nie udało im się namówić matki do ewakuacji. – Jak mam tam żyć z emerytury? Jeśli wynajmę mieszkanie, to co mi zostanie? – pyta.

W Lisiczańsku nadal mieszka około 20 tys. osób. W sąsiednim Siewierodoniecku, który jest znacznie silniej ostrzeliwany, przebywa jeszcze 12-13 tys. mieszkańców. To przybliżone szacunki władz lokalnych i , bo trudno policzyć cywilów ukrywających się w piwnicach.

Wielu z nich to emeryci i renciści. Jednak w schronie przeciwlotniczym pojawiają się też dzieci.

Dzieci w schronie
Dzieci w schronie Zdjęcie: Mykola Berdnyk/DW

Chłopiec, może pięcioletni, częstuje się słodyczami z paczek. – Rysujemy i odrabiamy lekcje – mówi dziewczynka, której oczy są podrażnione od życia w ciemności. – Kiedy znów będzie światło, będziemy mieć lekcje matematyki i języka ukraińskiego – dodaje chłopiec. Dzieci mówią, że ich rodzice nie zdecydowali się na ewakuację, bo nie wiedzą, gdzie w tej chwili może być bezpiecznie.

Do miasta nie dociera prawie żadna żywność

Tysiące cywilów walczących o przetrwanie w Lisiczańsku i Siewierodoniecku jest skazanych na pomoc humanitarną. Jeśli jest jedzenie, to tylko za gotówkę, a o tę trudno, bo bankomaty w mieście bez prądu już nie działają.

Przed centrum pomocy humanitarnej w Lisiczańsku
Przed centrum pomocy humanitarnej w LisiczańskuZdjęcie: Mykola Berdnyk/DW

Coraz trudniej jest też z dostawą żywności. Kierowcy ciężarówek boją się, że znajdą się pod ostrzałem. „Droga życia” z Bachmuta do Lisiczańska nie jest kontrolowana przez wojska rosyjskie, ale są tam dywersanci. Alternatywne trasy są również ryzykowne, ponieważ nie wszystkie drogi są utwardzone.

Jest coraz mniej możliwości zaopatrzenia Lisiczańska i Siewierodoniecka w żywność oraz ewakuacji ludzi – mówi gubernator obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj. – Od trzech miesięcy próbujemy nakłonić ludzi do wyjazdu, bo Rosjanie zniszczą te miasta – skarży się i podkreśla, że chodzi o ewakuację, a nie deportację. Jak mówi, nadal można opuścić miasto. – Nawet jeśli tylko dziesięć osób poprosi o ewakuację, postaramy się je wyprowadzić, bo to są nasi obywatele, to są Ukraińcy.

„To jest mój Donbas”

Obecnie udaje się co kilka dni wydostać z miast i wsi w obwodzie ługańskim zaledwie kilkadziesąt osób. Małą grupę spotykamy w centrum pomocy humanitarnej w Lisiczańsku. Większość z nich czeka w środku na autobus. Wolontariusze obawiają się, że większe tłumy na ulicy mogą sprowokować rosyjski ostrzał artyleryjski.

Lisiczańsk
LisiczańskZdjęcie: Mykola Berdnyk/DW

Mimo to kilka osób stoi na ulicy. To ewakuowani z Biłohoriwki, gdzie toczą się zacięte walki. Nie reagują już na odgłosy eksplozji. – W Lisiczańsku jest jeszcze stosunkowo spokojnie – mówi mężczyzna z grupy. Na pytanie, dlaczego dopiero teraz zdecydowali się na ewakuację, emerytka Hałyna mówi: – Myśleliśmy, że to wszystko nas ominie. Ale teraz jesteśmy przerażeni. Chcemy przecież żyć!

Hałynę czeka niebezpieczna podróż. Ci, którzy pozostali w Lisiczańsku, będą musieli znosić niekończący się ostrzał i życie bez wody i jedzenia. Muszą też liczyć się z zajęciem ich domu przez Rosjan. Jednak niektórzy ludzie nie tracą optymizmu. Kobieta, która wyszła ze schronu, by zaczerpnąć świeżego powietrza, chce, aby ukraińscy żołnierze otrzymali następującą wiadomość: – Powiedzcie naszym chłopcom, żeby przegonili wszystkich, nasi obrońcy muszą nas chronić. To jest mój Donbas, tu się urodziłam, wszystko będzie dobrze. 

Grupa Valentyna: Pomagają Ukrainie wygrać wojnę