Drago Jančar: Przez literaturę możemy zbliżyć się do siebie
23 października 2023Twórczość Draga Jančara obejmuje powieści, opowiadania, sztuki teatralne, scenariusze i eseje. Do 1974 roku pracował jako dziennikarz, ale stracił pracę, gdy przemycił do ówczesnej Jugosławii książkę opisującą morderstwa popełnione przez komunistów na słoweńskich żołnierzach. Został za to skazany na rok więzienia. Jego ostatnia powieść „Gdy powstał świat” ukazała się w 2022 roku. Słowenia była gościem honorowym na 75. Targach Książki we Frankfurcie nad Menem.
DW: Pańska najnowsza powieść „Gdy powstał świat” rozgrywa się w Mariborze na wschodzie Słowenii w 1959 roku. Druga wojna światowa się skończyła, zaczęła się nowa era jugosłowiańskiego komunizmu. Ale w głowach bynajmniej nie wszystko jest tylko historią. Pańska książka opowiada o tym, że nie ma tylko jednej prawdy, jest ich wiele. Nawet jeśli w Jugosławii przez długi czas obowiązywała tylko narracja zwycięzców.
Drago Jančar: Oczywiście zwycięzcy uważają, że prawda jest po ich stronie. Ale nie da się uciszyć wszystkich. Są też małe grupy ludzi, którzy byli religijni i mieli z tego powodu problemy. Była mniejszość niemiecka, która już przed II wojną światową mieszkała w tym mieście. Tak, wśród nich byli zdrajcy, kolaboranci. Ale oni z kolei potępiali komunistów jako zbrodniarzy, którzy tak wielu zabili. Wszyscy mają swoje prawdy, różne prawdy. Jeszcze dziś ludzie spierają się o to, kto miał rację, a kto nie. To jest także część słoweńskiego folkloru. Ale myślę, że młodzi, to nowe pokolenie, nie są już tym zainteresowani.
Niedawno powiedział pan w jednym z wywiadów, że pańskie historie są w mniejszym stopniu o przeszłości, a znacznie bardziej o jej znaczeniu dla teraźniejszości...
- Właściwie wszystkie moje powieści, opowiadania i sztuki teatralne mają znaczenie dla teraźniejszości. Ludzie nie zmieniają się tak bardzo na przestrzeni dziejów. Nasze namiętności, nasza zdrada, nasza miłość i nasza nienawiść są zasadniczo niezmienne. Myślę, że moja powieść nie jest historyczną, ale współczesną.
„Jako pisarz zajmuję się pytaniami o dobro i o zło”, powiedział pan kiedyś. Ale pańska powieść opowiada właśnie o tym, że to rozróżnienie nie jest takie proste.
- W 1959 roku również byłem dzieckiem i też żyłem w Mariborze. W szkole przekonywano nas, że istnieje tylko dobro i zło, i że ten, kto chodzi do kościoła, robi coś niedozwolonego. Mój bohater, chłopiec o imieniu Danijel, zdaje sobie sprawę, że dobro i zło są w każdym z nas. Ktoś, kto dotąd wydawał się dobrym, w następnym rozdziale robi coś złego. Tak więc dobro i zło walczą w nas i w historii. Nie ma jednoznaczności, ani wobec historii, ani wobec pojedynczego człowieka.
Czyżby „Gdy powstał świat” był autobiografią?
- Jest w tym też wiele zmyślonego. Są tam też opowieści, które wtedy zasłyszałem. Nie potrafię powiedzieć, czy to się wydarzyło w taki czy w inny sposób. Jako pisarz zawsze mocno tkwię w swojej fantazji. Ale to jedno się zgadza. Gdy byłem chłopcem w tym samym wieku, wciąż słyszałem opowieści o wojnie. Wszyscy mówili o wojnie, o okupacji, o męstwie, o odwadze i zdradzie, o partyzantach w lesie. Ludzie byli pełni tych historii.
Jednak wtedy nie byłem tym za bardzo zainteresowany. I długo miałem wrażenie, jak gdyby to chodziło o bardzo odległy okres historii. Ale potem pod koniec XX wieku przyszła wojna w Jugosławii. Nagle zdałem sobie sprawę, że być może znów będziemy mieli wojnę. I mieliśmy ją. A teraz mamy jeszcze jedną, która znów mnie zszokowała, ponieważ nikt nie liczył się z rosyjską inwazją na Ukrainę.
Trzy lata temu otrzymał pan Austriacką Nagrodę Państwową dla literatury europejskiej. Czy istnieje coś takiego jak literatura europejska?
- Nie wiem. Ale czytamy jeden drugiego, tłumaczymy jeden drugiego, zbliżamy się coraz bardziej do siebie. A jednocześnie także wielkie narody interesują się literaturą z tak małego kraju jak Słowenia, która liczy sobie zaledwie dwa miliony mieszkańców. Nigdy nie będzie tak, żeby każdy rozumiał rzeczywiście każdego. Ale jeśli ktoś z innej części Europy ma więcej zrozumienia dzięki moim książkom i moim doświadczeniom, o których piszę, to już dużo. Nagle staliśmy się sobie bliżsi.
Gdy Słowenia w 1991 roku stała się niepodległa, zaproponowano panu stanowisko ministra kultury tego nowego państwa. Pan odmówił. Ale to pokazuje, że był pan postrzegany jako autorytet moralny, jako ktoś, kto mógł również reprezentować coś jednoczącego dla społeczeństwa. A czy pan sam tak siebie widzi?
- Powiedziałem sobie: nie, to nie dla mnie. Jestem pisarzem. Jako polityk musiałbym się zajmować zupełnie innymi rzeczami. Musiałbym toczyć bitwy, których nie chcę toczyć. Pozostałem więc pisarzem i myślę, że to była słuszna decyzja. Nigdy nie mógłbym napisać wszystkich moich powieści i opowiadań, gdybym się zajął polityką.
Ale przecież całkowicie zrezygnować z polityki pan nie potrafi. W dalszym ciągu pisze pan od czasu do czasu eseje na tematy społeczne i polityczne.
- Nie potrafię milczeć, gdy widzę, że coś idzie nie tak. Może to moje doświadczenie z poprzednim systemem, z którego nigdy nie byłem zadowolony. Znam różnice między autorytarnym, totalitarnym i niedemokratycznym systemem a demokracją. Znam jedno i drugie. I dlatego myślę, że mam prawo o tym mówić.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>