Długi cień hitlerowskiej eutanazji. Dyskusja w Niemczech
25 stycznia 2014Joseph Goebbels skrupulatnie odnotował w swym dzienniku, w styczniu 1941 roku: "40 tys. już załatwionych, 60 tys. trzeba jeszcze załatwić". W tym lapidarnym zdaniu zawarte były masowe zbrodnie, jakie od początku 1940 roku były systematycznie dokonywane przez niemieckich lekarzy, pielęgniarki i pielęgniarzy, którzy mordowali chorych psychicznie i niepełnosprawnych. Bezbronnych chorych i kaleki truto gazem, zabijano preparatami farmaceutycznymi lub morzono głodem. Od 1 września 1939 Niemcy prowadziły wojnę. Chorych psychicznie czy upośledzonych uważali za "balast", którego należało się „pozbyć”.
"Dobra śmierć"
- Faktycznie w czasach narodowego socjalizmu, pod płaszczykiem eutanazji zamordowano od roku 1939 ok. 300 tys. osób - wyjaśnia historyk medycyny Gerrit Hohendorf, wykładający w Zakładzie Historii Medycyny i Etyki Lekarskiej na monachijskim Uniwersytecie Technicznym. Jest on autorem książki "Śmierć jako wyzwolenie od cierpienia. Historia i etyka eutanazji od końca XIX w. w Niemczech". Eutanazja oznacza "dobrą", albo "ładną” śmierć. Pojęciem tym określa się także współcześnie w Niemczech problem, który jest wciąż dyskutowany.
Zbrodnie hitlerowskie, a przede wszystkim "Akcja T4", były szczególną formą eutanazji: bezwzględnej i okrutnej. Hitlerowcy chcieli wyeliminować ze społeczeństwa grupy, które uważali za "zbędne", w tym ludzi, których lekarze uznali za "nieuleczalnie chorych”, co równało się wyrokowi śmierci. - To byli chorzy psychicznie, upośledzeni umysłowo, ludzie nieprzystosowani społecznie, a w ostatnich latach wojny także ludzie upośledzeni fizycznie, również robotnicy przymusowi, którzy już się nie nadawali do pracy – wylicza Gerrit Hohendorf, wyjaśniając przerażającą dynamikę zbrodniczych akcji.
Podwaliny ideologiczne
Od strony ideologicznej grunt pod zbrodnie hitlerowskie, dokonywane pod płaszczykiem eutanazji, przygotowała wydana w 1920 r. książka psychiatry Alfreda Hoche i prawnika Karla Bindinga na temat „eliminacji istnienia niegodnego życia”.
Binding był autorem idei "bezkarnego aktu litości". Zastanawiano się, jakie grupy społeczne można by objąć tą „litością” i jako pierwszą grupę zakwalifikowano wszystkich, nieuleczalnie chorych, którzy w pełni świadomi, prosiliby o śmierć - wyjaśnia Michael Wunder, psycholog i psychoterapeuta z fundacji Ewangelickiej Alsterdorf a zarazem członek Niemieckiej Rady Etyki.
Binding i Hoche określili także drugą grupę ludzi, którzy, jako chorzy, nie byliby w stanie wyrazić swej woli; również woli utraty życia.
Według nich do eutanazji kwalifikowali się ludzie, którzy z własnej woli decydowali się na samobójstwo i ludzie, którzy nie byli w stanie wyrazić swojej woli.
- Stąd od samego początku widać już, jak podwójne oblicze miała debata o eutanazji - zaznacza Michael Wunder. - Można powiedzieć, jeżeli pominie się specyfikę sformułowań, że była to współczesna rozprawa, bardzo nowoczesna publikacja, która do dziś nie straciła na swej ostrości - uważa.
Wciąż bowiem dyskusja o eutanazji toczy się wokół kwestii: Kto ma prawo decydować, czy jakieś życie jest godne istnienia czy nie? W hitlerowskich Niemczech lekarze przypisali sobie to prawo w setkach tysięcy przypadków - ze zbrodniczymi skutkami.
Historyczna odpowiedzialność
- Chodzi o to, że otwiera się pole do ogromnych nadużyć, gdy naruszy się granicę i aktywnie przyczyni do położenia kresu życiu ludzkiemu i w ręce lekarzy odda się odpowiedzialność, albo możliwość decydowania o wartości czy bezwartościowości istot ludzkich - ostrzega Gerrit Hohendorf.
Śmierć setek tysięcy ludzi zamordowanych w czasach hitleryzmu pod płaszczykiem eutanazji, również dziś nakazuje podchodzić do tematu eutanazji ze szczególnym wyczuciem i odpowiedzialnością.
Mark von Luepcke / Małgorzata Matzke
red.odp.: Iwona D. Metzner