Musk kontra UE. Bój o wartości na listy i wulgarne memy
13 sierpnia 2024Elon Musk, jeden z najpotężniejszych „tech bros” - technologicznych magnatów z Doliny Krzemowej – odpowiedział na ostrzeżenie dotyczące jego platformy ze strony komisarza UE ds. rynku wewnętrznego – wulgarnym memem na tejże platformie.
Słowna jazda bez trzymanki
Polityczne ekstremizmy, wulgarne pyskówki, propaganda, przemoc, porno – na takie treści użytkownik X może się natknąć każdego dnia. X, według krytyków, stał się miejscem, gdzie każdy może napisać bezkarnie wszystko. Na rządzonym przez poprzednich właścicieli Twitterze mem wklejony przez Muska w odpowiedzi Thierry’emu Bretonowi mógłby zostać usunięty - jako obelga.
Musk tymczasem dostarczył kolejny argument krytykom, twierdzącym, że przemianowany na X serwis stał się pozbawioną moderacji globalną agorą absolutystycznie pojmowanej wolności słowa. Bo kto w X miałby skontrolować wypowiedź jego samego? Ale każda wielka platforma ma ograniczenie – rynek, na którym chce działać. A UE w ubiegłym roku zabrała się za regulację big techów, przyjmując Akt o Usługach Cyfrowych (DSA).
Bat na wolność słowa czy niezbędna regulacja?
Narzędzie, jakie dostali do ręki unijni urzędnicy, jest naprawdę mocne. Komisja Europejska ma prawo przeprowadzać śledztwa i nakładać kary na wielkie platformy internetowe, dochodzące do 6 proc. ich globalnego rocznego przychodu. W przypadku biznesów zarabiających setki milionów dolarów – kary również idą w miliony.
W „szczególnie ekstremalnych przypadkach”, jak nieskuteczność w walce z treściami np. wzywającymi do przemocy czy zabijania ludzi Komisja będzie mogła – to słowa nikogo innego, jak Thierry'ego Bretona – nałożyć na firmę czasową blokadę, czyli wyłączenie danego serwisu. Komisarz zastrzegał, że takie decyzje byłyby „ostatecznością” i wymagałyby decyzji sądów.
Bruksela przedstawia prawo dotyczące wielkich platform cyfrowych jako narzędzie ochrony obywateli przed mową nienawiści, dezinformacją i ludźmi nadużywającymi swojej władzy i zasięgów do wywierania wpływu na społeczeństwo i politykę całych państw. W tym duchu utrzymany był list Thierry’ego Bretona, który strawestował w nim cytat ze „Spider-Mana”: „wraz z wielką widownią przychodzi wielka odpowiedzialność”.
Breton wypomniał też Muskowi to, jak jego platforma została wykorzystana podczas niedawnych rozruchów w Wielkiej Brytanii. X nie potrafił zapobiec rozprzestrzenianiu się treści nienawistnych wobec imigrantów, nakłaniających do przemocy i wspierających rozprzestrzenianie się protestów. A że treści te są dostępne również dla stu milionów europejskich użytkowników platformy X, serwis podpada w ten sposób pod unijną jurysdykcję. Podobnie jak inne platformy, takie jak Google, Aliexpress, Meta (Facebook i Instagram) czy TikTok, który niedawno jako pierwszy ugiął się przed Komisją Europejską.
Bytedance, właściciel TikToka, zobowiązał się do wycofania zakwestionowanego przez UE programu Rewards z wersji aplikacji Lite dostępnej na terenie Unii. Cała sprawa zajęła niewiele ponad 100 dni. Spory Muska z UE trwają dłużej i jest ich więcej.
Musk kontra Unia
Jesienią 2023 r. Bruksela zaczęła się przyglądać temu, jak X został zalany przez fake newsy i propagandę dotyczącą ataku terrorystów z Hamasu na Izrael 7 października i ofensywy wojsk izraelskich w Strefie Gazy w odpowiedzi na ten atak.
23 października 2023 r. wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova oświadczyła, że Elon Musk będzie musiał przestrzegać unijnego prawa i ukrócić nielegalne treści na X, jeśli chce wciąż prowadzić „dobry biznes” w UE. Dodała, że dialog w tej sprawie z Muskiem „nie idzie dobrze”. 17 listopada tego samego roku Komisja Europejska zdecydowała, że przestanie publikować na X płatne posty.
A 18 grudnia 2023 r. ruszyło pierwsze postępowanie oparte o przepisy Aktu o Usługach Cyfrowych – właśnie wobec platformy X. Powód? UE zarzuciła serwisowi Muska, że nie przestrzegał on zobowiązań do walki z dezinformacją i nielegalnymi treściami, a także nie zachował przejrzystości w kwestii reklam oraz dostępu do danych. 12 lipca 2024 r. Komisja formalnie oskarżyła X o złamanie DSA i dopuszczenie do tego, by dezinformacja i mowa nienawiści swobodnie rozprzestrzeniały się w serwisie.
Zarzuty obejmowały też blokowanie zewnętrznym audytorom dostępu do danych i narzędzi, umożliwiających analizę tego, w jaki sposób te treści się rozchodziły. Zakwestionowany został też system niebieskich haczyków, który kiedyś służył do weryfikacji tożsamości, a teraz za opłatą może go mieć każdy.
Wolność słowa kontra dobro użytkownika
Ale w sporze Musk-Breton, czy raczej X – UE chodzi o coś więcej, niż tylko ambicje dwóch potężnych ludzi czy swobodę prowadzenia biznesu. I trudno o lepszy przykład niż ten, który dał sam Musk.
Południowoafrykański bogacz 13 sierpnia przeprowadził w X „wywiad” z Donaldem Trumpem. Musk, który Trumpa otwarcie popiera, dał temu wyraz w tej rozmowie. Nie „grillował” byłego prezydenta USA – a byłoby o co – i pozwolił mu właściwie swobodnie mówić. Po tym, jak jego serwis, ku uciesze przeciwników, z 40-minutowym opóźnieniem odpalił transmisję na żywo.
Musk odniósł się do listu Bretona w rozmowie z Trumpem. „Pojawia się wiele prób cenzury i wymuszenia cenzury na Amerykanach, nawet ze strony innych krajów” – powiedział. Trump jednak nie pociągnął tematu.
O co chodzi Muskowi? Skąd zarzuty o „cenzurze”? Miliarder – i liczna rzesza jego fanów – widzi działania UE jako próbę kneblowania wolności słowa, rozumianej zgodnie z popularną w konserwatywno-prawicowych środowiskach, m.in. wśród zwolenników Donalda Trumpa,literalną interpretacją Pierwszej Poprawki do konstytucji USA. Zakłada ona po prostu, że pisać i mówić wolno wszystko.
Ameryka – choć kongresmeni wzywali już na dywanik szefa Mety Marka Zuckerberga i innych „tech bros”, zabrała się za regulację Big Techów później, niż Europa. Podczas gdy Chińczycy taktycznie wycofali z TikTok Lite kwestionowaną przez UE usługę, Musk na unijne wyzwanie w postaci DSA odpowiedział „sprawdzam”.
Przykład TikToka pokazuje, że może się sparzyć. Opublikowane jeszcze przed wywiadem z Trumpem pogróżki Thierry’ego Bretona o możliwych kolejnych działaniach UE wobec X – „z wykorzystaniem całego dostępnego arsenału środków” – można odczytywać jako pewną demonstrację ze strony tego ambitnego francuskiego urzędnika – zresztą, jak się okazało, list nie został skoordynowany z przewodniczącą KE. Natomiast przykład TikToka i kolejne unijne postępowania wszczynane wobec Big Techów pokazują, że wierchuszka Unii - wszystko jedno, czy autentycznie troszczy się o dobro użytkowników, czy zauważyła, że twarda postawa wobec tych firm daje polityczne owoce – nie zamierza poprzestać na deklaracjach. Jeśli spór eskaluje na poziom relacji na linii Bruksela-Waszyngton, to ewentualne zabiegi Muska o poparcie Białego Domu będą miały swoją cenę. Dla szefa X może się ona okazać zbyt wysoka.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>