Rentner
26 października 2010Wcześnie wstać, śniadanie i wymarsz. Nikolaus Netzhammer jest na nogach najpóźniej kwadrans po siódmej. Do wykończenia czeka jeszcze projekt książki.
Historyk hobbysta z Bonn odnalazł swoje powołanie w badaniu rodzinnej przeszłości. Jego cioteczny wuj Raymund był w latach 1905 -1924 katolickim arcybiskupem w Bukareszcie i sumiennie prowadził dziennik. Po stu latach, prawie dokładnie co do dnia, Nikolaus Netzhammer zaprezentował na Akademii w Bukareszcie rumuńskie tłumaczenie dzienników. Tomy dzienników przekazał nawet Teoctistowi, patriarsze Ortodoksyjnego Kościoła w Rumunii. To jeszcze nie wszystko. 71-letni rencista pracuje obecnie nad rumuńskim wydaniem pozostałych dzieł ciotecznego wuja. „Zajmowanie się historią jest fascynującym zajęciem” - mówi Netzhammer. Jednocześnie jego mottem życiowym jest stwierdzenie, że „tylko rzeczywistość jest realna” i dodaje: „Życie nad Renem daje mi poczucie pełnego w nim uczestnictwa”. Przy tym chętnie jedzie do Bukaresztu, Wiednia, gdzie pracuje w państwowych i kościelnych archiwach, albo do Rzymu, by wystąpić na międzynarodowym sympozjum.
Nauka musi sprawiać przyjemność
Nikolaus Netzhammer odnosi wrażenie, że teraz, jako emeryt, ma więcej zajęć, niż kiedy był zawodowo aktywny. Przez 36 lat Netzhammer i jego żona prowadzili prywatną szkołę. Szkoła narzucała im pewien rytm życia. Netzhammer chętnie wspomina ten czas: „Wszystko funkcjonowało jak obieg zamknięty, na zasadzie dawania i brania między nami, uczniami i nauczycielami. Coś takiego już nie istnieje”. Szkoła prywatna była własnym zamkniętym światem, mikrokosmosem. Nikolaus Netzhammer, mimo że jest na emeryturze, nie może narzekać na brak zajęć. Odkąd zachorowała jego żona, sporo czasu pochłaniają zajęcia w domu. Jednak zawsze udaje mu się wygospodarować chwilę na badania i wtedy siedzi przed komputerem. W dwóch dużych szafach przechowuje korespondencję, notatki do książek oraz materiały archiwalne. „Chciałbym robić kilka rzeczy naraz”. Przypuszcza, że bierze się to stąd, że jest leworęczny, ale zmuszono go do pisania prawą ręką. Dlatego usiłuje zawsze wszystko robić obydwoma rękami. Jest to jedna z jego słabości.
Wędrówka do stanu wyczerpania
Kto jest tak aktywny, potrzebuje czasem odrobinę spokoju i wytchnienia. Nikolaus Netzhammer znajduje je na długich spacerach. „Podczas pierwszych dwóch godzin wychodzi z podświadomości wszystko, co nie zostało przerobione. Pojawiają się rzeczy, o których zapomniałem a które wymagają szybkiego załatwienia. Potem jestem już spokojniejszy. Nie zaprzątają mnie więcej myśli, lecz bardziej miłe odczucia i uczucia. Daje się nim unieść”.
W połączeniu z naturą
Nikolaus Netzhammer urodził się w małej miejscowości Erzingen na granicy ze Szwajcarią. Wychował się w ścisłym kontakcie z przyrodą w rodzinie rolniczej. Rodzice posiadali wystarczająco pól i łąk, by spokojnie wyżywić dwunastoosobową rodzinę. „Miałem szczęśliwe dzieciństwo, chociaż rodzice byli bardzo wymagający. Naturalnie pomagaliśmy im w polu i domu”. Regularne spotkania rodzinne w ojczystej miejscowości należą już do tradycji. Nikolaus Netzhammer uważa się za szczęśliwca, chociaż nie udało mu się spełnić swego życiowego marzenia: zawsze chciał zostać organistą.
Pytanie: Znacie uczucie wyczerpania, jakie towarzyszy po długiej wędrówce?
Autorin: Marina Borisowa/ Alexandra Jarecka
Redaktion: Birgit Görtz
Emeryt Nikolaus Netzhammer z Bonn
Früh aufstehen, frühstücken und los marschieren. Spätestens um viertel nach sieben ist Nikolaus Netzhammer schon auf den Beinen. Ein Buchprojekt muss noch abgeschlossen werden!
Eine geistige Reise in die Vergangenheit
Der Freizeit-Historiker aus Bonn hat seine Berufung in der Erforschung der Familienwurzeln gefunden. Sein Großonkel Raymund war von 1905 bis 1924 katholischer Erzbischof von Bukarest und hatte fleißig Tagebuch geführt. Fast auf den Tag genau nach hundert Jahren hat Nikolaus Netzhammer die rumänische Übersetzung in der Rumänischen Akademie in Bukarest vorgestellt. Die Tagebuchbände hat Netzhammer sogar dem Patriarchen der Orthodoxen Kirche Rumäniens, Teoctist, persönlich überreicht. Doch damit nicht genug: Jetzt arbeitet der 71-jähriger Rentner an der rumänischen Ausgabe eines weiteren Werkes seines Großonkels. „Beschäftigung mit Geschichte ist faszinierend“, sagt Netzhammer. Dennoch lautet sein Lebensmotto: „Die Gegenwart ist die einzige Realität“. Außerdem sagt er: „Am Rhein zu leben gibt mir das Gefühl, am Strom des Lebens teilzunehmen.“ Dabei zieht es ihn durchaus in die Ferne - mal nach Bukarest oder Wien, um dort in staatlichen und kirchlichen Archiven zu arbeiten – oder nach Rom, wo er bei einem internationalen Symposium mit einen Vortrag auftritt.
Lernen muss Spass machen
Als Rentner, so scheint es ihm, hat er mehr zu tun als im Berufsleben. Über 36 Jahre haben Netzhammer und seine Frau Maria ihre eigene Privatschule geführt. Die Schule hat den Lebens-Rhythmus vorgegeben. Netzhammer erinnert sich gerne: „Es war immer ein Geben und Nehmen zwischen uns auf der einen Seite und Schülern, Eltern, Lehrer auf der anderen Seite. Das gibt es jetzt nicht mehr, das ist beendet.“ Die Privatschule war wie eine kleine, eigene Welt, ein Mikrokosmos. Im Ruhestand ist Netzhammer nach der Pension keinesfalls. Seit der Erkrankung seiner Frau nimmt die Arbeit im Haushalt viel Zeit in Anspruch. Dennoch findet Netzhammer Zeit für seine Forschungen. Meist sitzt er dabei am Computer. In zwei großen Holzschränken sind die Korrespondenzen, die Buchexzerpte und Materialien aus Archiven gesammelt. "Ich will viele Dinge gleichzeitig machen." Er glaubt, dass hat damit zu tun, dass er eigentlich Linkshänder ist und – wie früher in Deutschland – umtrainiert wurde auf das Schreiben mit der rechten Hand. Daher versucht er nun immer, Dinge mit beiden Händen zu machen. Das gehört zu seinen Schwächen, meint er.
Wandern bis zur Erschöpfung
Wer so aktiv ist, braucht auch Ruhe und Auszeiten. Die sucht er auf langen Spaziergängen. „In den ersten zwei Stunden spült sich alles Unverarbeitete aus dem Unterbewusstsein hoch. Es melden sich die Dinge, die man vergessen hat, was man unbedingt als nächstes in Angriff nehmen muss. Nach etwa zwei Stunden wird es ruhiger: keine konkreten Gedanken mehr, nur Empfindungen und Gefühle, meist angenehmer Art. Man lässt sich treiben.“
Geboren an der Grenze zur Schweiz - im kleinen Grenzdorf Erzingen – ist er in enger Verbundenheit mit der Natur aufgewachsen. Die Familie hatte gerade so viele Felder und Wiesen, um den größten Teil ihres Bedarfs an Lebensmitteln selbst produzieren zu können. Sie waren zehn Kinder in der Familie: „Meine Kindheit war sehr glücklich trotz strenger Eltern. Natürlich arbeiteten die Kinder auf dem Feld und im Haus mit.“ Regelmäßige Familientreffen in der Heimat sind auch heute noch Tradition. Nikolaus Netzmacher schätzt sich glücklich, auch wenn er einen Lebenstraum nicht verwirklichen konnte: Er wäre gerne ein großer Organist geworden.
Feedbackfrage: Kennen Sie den Zustand, der sich nach stundenlangem Wandern einstellt?
Autorin: Marina Borisowa/Danuta Bregula
Redaktion: Birgit Görtz