Ernst & Young: Mniej przypadków korupcji w Niemczech
20 kwietnia 2016Gdzie nie spojrzeć, wszędzie szerzy się korupcja: FIFA, Siemens, MAN, Ferrostaal - wszystkie te koncerny już kiedyś wsparły swój biznes nielegalnymi gratyfikacjami, walcząc o zlecenia.
Także u Daimlera pieniądze płynęły do czarnych kas a VW zjednywał sobie członków rady pracowniczej fundując im luksusowe podróże i gratisowe towarzystwo miłych pań. Te listę można ciągnąć w nieskończoność.
Mniej przypadków korupcji w niemieckich firmach
Do roku 2002 w Niemczech firmy mogły odliczać łapówki od podstawy opodatkowania. Teraz takie działania są karalne. Od tego czasu wiele się zmieniło i przyniosło pozytywne rezultaty. W ostatnich dwóch latach tylko w co 7. niemieckiej firmie odkryto znaczące przypadki oszustw lub korupcji. W roku 2014 jeszcze co 4. firma stała pod pręgierzem.
W skali światowej sytuacja przedstawia się jeszcze lepiej niż w Niemczech. Przypadki oszustw i korupcji stwierdzono tylko w co 8. przedsiębiorstwie, lecz ta średnia wartość nie jest miarodajna, bo całą prawdę odkrywa się w szczegółach.
Występują bowiem ogromne różnice między poszczególnymi krajami. Podczas gdy w firmach w Słowacji, Turcji i Indonezji korupcja zdaje się nie istnieć, na drugim biegunie znajduje się np. Ukraina. Tam prawie co 2. firma zamieszana jest w oszustwa i korupcję; w Kenii jest to 36 proc. firm, w RPA 26 proc.
Wyniki te pochodzą z analizy firmy doradczej Ernst & Young (EY), która przepytała managerów z ponad 2800 firm w 62 krajach. Na podstawie informacji tych trudno jest właściwie stwierdzić, czy wskaźniki dotyczące Niemiec w porównaniu międzynarodowym są względnie wysokie, ponieważ niemieckie firmy wciąż jeszcze chętnie imają się nielegalnych praktyk, czy z tego względu, że oszustwa te wychodzą bardzo szybko na jaw, ponieważ stworzono efektywne struktury compliance czyli zgodności z wytyczonymi sposobami postępowania.
Co myślą o sobie menedżerowie?
Kiedy niemieckich menedżerów pyta się o ich własny wizerunek, okazuje się, że nie uważają się za skorumpowanych, co raczej oznaczałoby, że działa mechanizm compliance, sugeruje Stefan Heissner z EY, potwierdzając, że po wielkich aferach korupcyjnych, które w przeszłości wyszły na jaw, kwestią uczciwości działań firmy zajęli się decydenci najwyższego szczebla.
Tylko 6 proc. menedżerów jest przekonanych, że łapówki i korupcja są w Niemczech bardzo rozpowszechnione. W skali globalnej 39 proc., czyli 2 z 5 menedżerów jest zdania, że w ich kraju te nielegalne praktyki są na porządku dziennym.
Szczególnie drastycznie jawi się sytuacja w Brazylii, gdzie 9 z 10 menedżerów jest zdania, że korupcja jest tam codziennością, na Ukrainie jest to 88 proc., w Tajlandii i Nigerii 86 proc.
Na drugim biegunie zdają się żyć i pracować menedżerowie w krajach skandynawskich i w Arabii Saudyjskiej.
Compliance - tak, sankcje - nie?
Pozytywny jest fakt, że tymczasem już 98 proc. niemieckich firm ma specjalne dyrektywy antyłapówkowe i antykorupcyjne. Jest to wyższy wskaźnik niż średnia światowa, wynosząca 84 proc. Lecz konsekwencje odkrytej korupcji wciąż są jeszcze zbyt niezobowiązujące, uważa Heissner. Tylko 68 proc. menedżerów bierze sobie do serca sankcje grożące przy złamaniu tych wytycznych. Jest to mniej niż dwa lata temu W skali światowej natomiast coraz większy odsetek menedżerów, a mianowicie 75 proc. liczy się z konsekwencjami sięgając po nielegalne środki działania.
W badaniu świadomości popełniania czynów karalnych widać, jak ważne są jasno określone sankcje. Prawdziwa wartość dyrektyw compliance zdaje się ujawniać wtedy, gdy nad firmą zaczynają się kłębić czarne chmury, to znaczy, kiedy firmie grozi nieosiągnięcie zamierzonych celów ekonomicznych, podkreśla Heissner. Co piąty niemiecki menedżer przyznał, że byłby gotów dać łapówkę albo jakieś upominki, by ratować swoje przedsiębiorstwo przed katastrofą.
To jest alarmujące, uważa ekonomista EY, zaznaczając, że właściwie każdy już powinien być uwrażliwiony na to, że szkody powstające przez łapownictwo i korupcję mogą być egzystencjalnym zagrożeniem dla firmy i dla samych menedżerów. Te wykroczenia są bowiem ścigane prawnie, przedsiębiorstwu grozi utrata dobrego wizerunku, poza tym w grę wchodzą także kwestie roszczeniowe.
Pomimo tego 16 proc. niemieckich menedżerów jest zdania, że konkurencyjność firmy traci przez wprowadzenie zasad compliance.
Co odstrasza naprawdę?
A jak jest z świadomością popełniania przestępstwa? Niezbyt dobrze, stwierdza EY. Globalna średnia pokazuje, że skrupuły, by wesprzeć swoje przedsiębiorstwo daniem łapówki czy innych gratyfikacji, są w innych regionach świata jeszcze mniejsze niż w Niemczech. Podczas gdy w Niemczech tylko co 5. menedżer sięgnąłby po takie narzędzia, w skali światowej jest to co 3. decydent przedsiębiorstwa. Wynika to przypuszczalnie z tego, że w Niemczech dużo wyższe jest prawdopodobieństwo, iż sprawa wyjdzie na jaw. Dwie trzecie niemieckich decydentów w gospodarce sądzi, że prokuratury i policja ścigają łapownictwo. W przekroju światowym z takimi konsekwencjami liczy się tylko jedna trzecia menedżerów.
Analityk EY jest przekonany także, że w wielu krajach bardzo wysoka jest liczba utajonych przypadków korupcji. Dla menedżerów z krajów o funkcjonującym systemie ścigania jest to dość frustrujące.
Czy w takim razie ci uczciwi wychodzą na głupków? - Nie - uważa Stefan Heissner. - Łapówki i korupcja działają prawie zawsze jak bumerang. A poza tym korupcja jest błędnym środkiem, bo częstokroć kompensuje brakujące innowacje.
dpa / Małgorzata Matzke