Europarlament: Pegasus i praworządność
10 marca 2022Decyzję o powołaniu komisji śledczej, która ma zająć zarzutami naruszeń prawa unijnego z powodu Pegasusa, poparło 635 europosłów, tylko 36 było przeciw, a 20 wstrzymało się od głosu. Komisja będzie liczyć 38 członków, którzy zostaną wyznaczeni przez Parlament Europejski pod koniec marca.
„Natrętna inwigilacja”
Celem komisji śledczej jest zgromadzenie informacji „co do zakresu, w jakim państwa Unii, w tym między innymi Węgry oraz Polska” stosują natrętną inwigilację w sposób naruszający prawa i wolności zapisane w unijnej Karcie Praw Podstawowych. A także – „ocenienie ryzyka dla demokracji, praworządności i poszanowania praw człowieka” w Unii. Sprawozdanie wraz z rekomendacjami, jak skuteczniej chronić prawo i wartości Unii w kontekście programów inwigilujących, i jak chronić przed nimi instytucje UE oraz ich pracowników, powinno być przedłożone w ciągu 12 miesięcy.
– Wykorzystywanie tego oprogramowania szpiegowskiego do inwigilacji depcze wolności obywatelskie oraz stanowi poważne zagrożenie dla demokracji i praworządności. Musimy ukarać te państwa, które aktywnie korzystają z takiej technologii, i zapewnić, że nie będzie ona stosowana w przyszłości – przekonywała dziś (10.03.2022) belgijska europosłanka Saskia Bricmont, która pilotuje ten temat z ramienia frakcji zielonych.
Presja polityczna
Uprawnienia śledcze Parlamentu Europejskiego nie dorównują uprawnieniom komisji śledczych w parlamentach krajowych, które – jak komisje sejmowe w Polsce – mają do dyspozycji quasi-prokuratorskie narzędzia śledcze. Komisja śledcza nie ma twardych uprawnień do żądania informacji od władz krajowych, lecz tylko od instytucji UE. I może być ograniczona wolą rządzących, którzy nawet nie muszą zgodzić się na rozmowę z wysłannikami Parlamentu Europejskiego.
Jednak komisja śledcza to duże narzędzie presji politycznej. Ponadto może popychać Brukselę do szukania ogólnounijnych rozwiązań w walce z bezprawną inwigilacją.
Część europosłów już wzywa, by instytucje UE przyjrzały się stosowaniu przez Polskę „dyrektywy policyjnej” (LED), która ustanawia wyjątki od standardowych wymogów ochrony danych z przepisów RODO. Wśród innych działań bardzo wstępnie rozważanych w Parlamencie Europejskim jest projekt przepisów unijnych, które dodawałyby nowy obowiązek „należytej staranności” producentów telefonów w sprawie usuwania luk w oprogramowaniu, w tym aktualizacji zabezpieczeń. A także w kwestii należytego usuwania wrażliwych danych po zakończeniu okresu użytkowania telefonu lub innego urządzenia.
„Pieniądze za praworządność” dzielą opozycję
Również dziś Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą Komisję Europejską, by zaczęła stosować przepisy „pieniądze za praworządność”, których zgodność z traktatami unijnymi potwierdził Trybunał Sprawiedliwości UE już w lutym. Za tą uchwałą głosowało 478 europosłów, 155 było przeciw, a 29 postanowiło wstrzymać się od głosu. Jednak nad tym tematem zawisła napaść Rosji na Ukrainę i pytanie, czy w tych tygodniach Bruksela nie powinna odwlec innych spraw drażliwych, zwłaszcza dla krajów Unii przyjmujących uchodźców, czyli głównie dla Polski, ale też Węgier.
Europosłowie Platformy Obywatelskiej (członkowie PO lub wybrani z jej rekomendacji), którzy w tej kadencji dotychczas popierali decyzje czy też rezolucje Parlamentu Europejskiego co do praworządności, tym razem postanowili wstrzymać się od głosu („za” zagłosował tylko Jerzy Buzek i Magdalena Adamowicz). Głosowanie podzieliło PSL (Jarosław Kalinowski „za”, a Krzysztof Hetman oraz Adam Jarubas „przeciw”). Jednak rezolucję poparła zdecydowana większość centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej, centrolewica, lewica, liberalny klub „Odnowić Europę” oraz zieloni.
– Nie możemy hodować dyktatorów w UE! W PE głosuję za tym, żeby łączyć fundusze unijnej z praworządnością. I za stosowaniem wyroków TSUE! Hańbą jest brak jasnego stanowiska w takich sprawach! – tłumaczyła Róża Thun z „Odnowić Europę”. Z kolei Beata Szydło (PiS) ogłosiła, że europarlament przyjął „haniebną rezolucję przeciwko Polsce”.
Rozporządzenie „pieniądze za praworządność” jest znacznie groźniejsze dla premiera Viktora Orbana niż dla władz Polski. Przepisy dotyczą cięć pod dwoma równoczesnymi warunkami. Po pierwsze to naruszenia państwa prawnego, a po drugie to wpływ tych naruszeń „w sposób wystarczająco bezpośredni” (lub poważne ryzyko takiego wpływu) na należyte zarządzanie funduszami UE lub na ochronę interesów finansowych Unii. A rząd Orbana jest od lat oskarżany o nadużycia z funduszami unijnymi. Gospodarowanie unijnymi pieniędzmi w Polsce nadal jest oceniane w Brukseli jako poprawne.
Dlatego w przypadku Polski głównym i przynajmniej na razie najdotkliwszym narzędziem Komisji Europejskiej nadal jest egzekwowanie orzeczeń TSUE. A także uzależnienie wypłat z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) od zmian w sądownictwie, do których Polska zobowiąże się w harmonogramie z KPO.