Europoselski spór o pieniądze i praworządność
5 października 2020Niemiecki minister Michael Roth bronił w poniedziałek (5.10.) wieczorem w Parlamencie Europejskim kompromisowego projektu rozporządzenia „pieniądze za praworządność”, które Rada UE zatwierdziła w zeszłym tygodniu jako swe stanowisko do negocjacji z europosłami. Niemiecka prezydencja, przekładając polityczne ustalenia lipcowego szczytu UE na język prawny, zaproponowała, by unijne fundusze były zawieszanie bądź redukowane w przypadkach naruszeń praworządności, które „dostatecznie bezpośrednio” rzutują na właściwe zarządzanie funduszami UE (w tym dotacjami z Funduszu Odbudowy) i na interesy finansowe Unii. Wniosek Komisji Europejskiej o takie sankcje musiałby zostać zatwierdzony w głosowaniu większościowym Rady UE, a ponadto zagrożony kraj mógłby odwlec taką decyzję nawet o trzy miesiące, prosząc o dyskusję na szczycie UE.
- Na takie zasady zgodzili się przywódcy wszystkich krajów Unii. Już pierwotna propozycja Komisji Europejskiej z 2018 r. wiązała naruszenia praworządności z budżetem UE. To nie jest naszym wynalazkiem. Potrzebujemy teraz kompromisu między instytucjami UE – tak minister Roth bronił się przed zarzutami wielu europosłów, że niemiecka prezydencja zaproponowała dodatkowy tylko „instrument antykorupcyjny” zamiast obrony szeroko pojętej praworządności wykraczającej poza kwestie wymiaru sprawiedliwości w ściganiu przekrętów z funduszami UE.
Główne frakcje: To za mało
- To pseudomechanizm praworządnościowy, który w dodatku jest obciążony ryzykiem, że nigdy nie zostanie użyty– przekonywał Moritz Koerner, przemawiając w imieniu liberalnej frakcji „Odnowić Europę”. Także Daniel Freund w imieniu zielonych krytykował „zbyt wysoko ustawioną poprzeczkę”, czyli odejście od pierwotnej wersji z projektu z 2018 r., wedle której wniosek Komisji o zawieszenie płatności wchodziłby w życie niemal automatycznie (o ile nie zostałyby zawetowany przez 15 krajów reprezentujących 65 proc. ludności UE). – Obecna propozycja nie jest dla nas wystarczająca – zadeklarowała też szefowa frakcji centrolewicowej Iratxe Garzia Perez, domagając się rozszerzenia sankcjonowanych naruszeń na wszystkie wartości podstawowe, łącznie z pluralizmem mediów i równouprawnieniem płci. O zmiany na rzecz „realnie działającego” mechanizmu praworządnościowego apelował też Petri Sarvamaa w imieniu centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej.
PiS: To ideologiczna pałka
Z zupełnie przeciwnych pozycji Rotha krytykowali europosłowie PiS oraz Węgrzy z Fideszu. – To niesprawiedliwa dyskusja o rzekomym braku praworządności. I o projekcie pozatraktatowych przepisów bez podstaw prawnych. Chodzi o przygotowanie ideologicznej pałki do okładania tych krajów, których nie lubi Komisja Europejska – powiedział Bogdan Rzońca. Z kolei Jadwiga Wiśniewska – wypominając Niemcom sprawę reparacji wojennych - przekonywała, że „brak jej słów, gdy niemiecka prezydencja nie dotrzymuje ustaleń” z lipcowego szczytu UE. Premierzy Polski i Węgier – wbrew interpretacjom innych uczestników - przekonywali po nim, że pomysł „pieniądze za praworządność” został zupełnie unieszkodliwiony. Tyle, że wersja niemieckiej prezydencji nie została w zeszłym tygodniu poparta tylko przez Polskę i Węgry. A także przez – bliższą europarlamentowi i przeciwną zbytniemu rozwodnieniu projektu - „grupę przyjaciół praworządności”, czyli trzy kraje Beneluksu, Austrię, Szwecję, Finlandię oraz Danię.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
Podczas innej dyskusji Parlamentu Europejskiego o nowych pomysłach na monitorowanie praworządności Beata Kempa oskarżyła w poniedziałek (5.10.) „unijnych urzędników”, że pod płaszczykiem praworządności chcą wprowadzać w Polsce aborcję, „ideologię gender” i specjalne prawa dla osób LGBT. - Nie ma na to zgody chrześcijańskiej części Europy – powiedziała Kempa. Natomiast Sylwia Spurek (klub zielonych) opowiadała o „12-letniej dziewczynce w Polsce, która zaszczuta na tle orientacji seksualnej popełniła samobójstwo”. Skrytykowała Komisję, że w obronie praworządności ma tylko „słowa, słowa, słowa”, a do polskich władz wciąż płyną unijne fundusze.
Rozporządzenie „pieniądze za praworządność” musi być uzgodnione przez Parlament Europejski oraz unijne rządy w Radzie UE. Do jego zatwierdzenia teoretycznie wystarczy większościowe głosowanie w Radzie UE, ale Polska i Węgry ostrzegają, że mogą zablokować Fundusz Odbudowy (750 mld euro, w tym 390 mld euro w dotacjach), jeśli to rozporządzenie będzie niezadowalające dla Warszawy i Budapesztu.