Ewakuacja z Pokrowska: Zabrać ze sobą kawałek ojczyzny
8 września 2024– Opuszczenie własnego domu jest trudne. Strach przed wyjazdem do innego miasta może być większy niż strach przed śmiercią – mówi Hennadij Judin z zespołu ewakuacyjnego „Biały Anioł". Wraz z nim i trzema jego kolegami jedziemy ulicami Myrnohradu, górniczego miasta w obwodzie donieckim, na południowy zachód od okupowanej przez Rosję Awdijiwki.
Armia rosyjska coraz bardziej zbliża się do miasta. Linia frontu znajduje się już mniej niż dziesięć kilometrów od Myrnohradu, który obecnie cierpi z powodu ciągłego ostrzału. Według władz w mieście pozostało mniej niż 2000 z 47 000 mieszkańców.
Zespół „Białego Anioła" składa się z funkcjonariuszy policji, którzy wywożą ludzi z miasta opancerzonym minibusem. W pojeździe znajdują się kamizelki kuloodporne i kaski zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. – Praktycznie nie ma tu już dzieci – mówi Judin, dodając: – Wciąż są dwie rodziny z dziećmi, które szukają zakwaterowania, ale wyjadą same.
Urzędnicy nie mogą zmusić ludzi do ewakuacji, dodaje Judin.
On sam musiał opuścić Awdijiwkę, która jest obecnie okupowana przez Rosję, dlatego wie, jak trudno jest ludziom porzucić swoje domy. – Podaję przykład Awdijiwki, gdzie obecnie nie ma ani pogotowia, ani szpitala. Nikt nie może tam pomóc w ewakuacji – wyjaśnia Judin. W ten sposób zawsze udaje mu się przekonać ludzi i namówić ich do wyjazdu.
Akcja ewakuacyjna
Dziś „Białe Anioły" jadą po dwóch mężczyzn, którzy chcą dobrowolnie opuścić miasto. Ich domy znajdują się na południowych obrzeżach miejscowości, gdzie już teraz dochodzi do ataków rosyjskich dronów. Jednak na miejscu nie zastają mężczyzn i próbują skontaktować się z nimi telefonicznie. Jedyne, co słyszą, to szczekanie psa w sąsiedztwie. Psy, które zostały pozostawione, wędrują wzdłuż drogi.
Okazuje się, że jeden z mężczyzn, Witalij, w międzyczasie wyruszył pieszo w kierunku Pokrowska, skąd odjeżdżają pociągi ewakuacyjne. Policjanci doganiają go i pomagają mu załadować bagaż do pojazdu. Potem odbierają drugiego mężczyznę, Serhija, z przystanku autobusowego przy drodze. Są tam jeszcze trzy inne kobiety, ale nie chcą odjeżdżać. – Jeszcze możemy znieść tę sytuację – mówi jedna z nich.
Funkcjonariusze jadą dalej do Pokrowska. Dwaj ewakuowani mężczyźni są smutni i mało mówią. W Pokrowsku czeka na nich autobus, który zawiezie ich do Pawłohradu w sąsiednim obwodzie dniepropietrowskim. Następnie jadą do miasta Kropywnycki, do schroniska dla osób wewnętrznie przesiedlonych.
Czekając na pociąg
Pokrowsk leży na południowy zachód od Myrnohradu. Według administracji regionalnej w mieście nadal przebywa 26 000 z niegdyś 60 000 osób, w tym ponad tysiąc dzieci.
Rano w mieście toczy się zwykłe życie. Mieszkańcy spacerują ulicami, na targu rozstawione są stragany z warzywami. Sprzedawczyni Natalya mówi, że pomyśli o ewakuacji dopiero wtedy, gdy jej towary zostaną wyprzedane. – Gdzie mam się podziać? Nie każdego stać na wynajęcie mieszkania – mówi. Sprzedawca Serhij dodaje, że na razie chce zostać, ale jego dziecko powinno zostać zabrane w bezpieczne miejsce.
W południe ruch przenosi się na stację kolejową. Para emerytów siedzi na ławce na peronie, otoczona dużymi torbami. – Widzicie, co tu się dzieje? – pyta Wołodymyr, odnosząc się do ostrzału miejscowości. Dlatego jego żona Halyna i on opuszczają miasto. Para wynajęła już dom we wsi w obwodzie dniepropietrowskim i stopniowo się przeprowadza. – Ale nie można zabrać ze sobą wszystkiego – wzrusza ramionami mężczyzna. Martwi się, czy ich emerytury wystarczą w przyszłości na życie.
– Nie wiem, czy to wszystko przetrwam – mówi 80-letnia Ljubow, która również czeka na stacji. Boi się długiej podróży. Jej pociąg ewakuacyjny dotrze do Lwowa w ciągu 24 godzin. Stamtąd pojedzie do miejsca zakwaterowania w regionie Karpat. Wspiera ją siedzący obok żołnierz. On również czeka na pociąg, aby poddać się leczeniu na zachodzie kraju. Wraz z kilkoma towarzyszami udało mu się uciec z zajętego przez Rosjan miast Nowohrodiwka.
Na peronie ratownicy i wolontariusze pomagają osobom o ograniczonej sprawności ruchowej wsiąść do pociągu. – Lepiej umrzeć, niż zostać inwalidą – mówi 85-letnia Ljudmyla ze wsi Rodynśke. Córka Nelja i jej 85-letnia teściowa Kateryna siedzą obok niej w pociągu. – My też już wyjeżdżamy, bo odgłosy walk stają się coraz głośniejsze i policja już dzwoniła – mówi Nelja. Jej 17-letni syn i starsza córka czekają na nie w Kijowie. Stamtąd wszyscy chcą kontynuować podróż do Finlandii. – Smutno jest opuszczać miejsce, w którym się urodziłaś i dorastałaś – ubolewa Nelja, podczas gdy jej matka Ljudmyla zaczyna płakać. Te trzy kobiety tak naprawdę nie chciały opuszczać swojego domu. Ale kiedy Rodynśke prawie opustoszało, zgodziły się na ewakuację.
Pożegnanie na peronie
Konduktor każe osobom, które nie jadą, opuścić pociąg, który za kilka minut odjedzie na zachód. Wiktoria, studentka, wskakuje do swojego wagonu i zostawia swoją matkę Switłanę na peronie. Płacze, bo też chciałaby pojechać. – Ale musimy tu zostać jeszcze przez miesiąc, wyjechać kombajnami na pola, a potem sprzedać krowy – mówi kobieta, której gospodarstwo znajduje się we wsi Nowowasyliwka. Bardzo żałuje, że musi opuścić gospodarstwo. Jednocześnie jednak zdaje sobie sprawę, jak niebezpieczne jest pozostanie.
Mężczyzna na peronie zagląda przez okno do wagonu, w którym siedzą jego żona i syn. Ten ostatni macha do ojca, który nie może z nimi wyjechać, ponieważ musi pracować w kopalni węgla. – Jeden, dwa dni, tydzień – nikt nie wie, jak długo kopalnia będzie działać – przyznaje.
Starszy mężczyzna również zostaje na peronie. – Wsiądę do następnego pociągu, ten jest już pełny – mówi, chociaż wie, że w pociągu jest jeszcze wiele wolnych miejsc. – Uśmiechnij się – zachęca swoją żonę, która wygląda przez otwarte okno. Gdy pociąg odjeżdża, mężczyzna macha do żony i szybko opuszcza stację, zakrywając twarz obiema rękami.
Godzina policyjna zaczyna się tutaj o 15:00. Po odjeździe pociągu miasto szybko pustoszeje. Od czasu do czasu ulicami przejeżdżają samochody wojskowe i policyjne. – Kiedyś to było bardzo żywe i piękne miasto. W ogóle było najlepsze – opowiada mężczyzna o imieniu Dmytro.
Jego żona i 18-letnia córka zostały już ewakuowane z miasta. Dmytro podkreśla, że on również wkrótce wyjedzie, a teraz zajmuje się tylko pakowaniem rzeczy. – Chcę zabrać ze sobą poczucie domu – mówi. Zaprasza nas do swojego mieszkania i pokazuje wszystko, co jest bliskie jego sercu. – Tu są moje korzenie – dodaje posępnie Dmytro.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>