Fiasko wizji elektromobilności w RFN
19 maja 2017Na portalu internetowym rządu RFN Niemcy wciąż jeszcze szczycą się celem, by do roku 2020 po niemieckich drogach jeździł milion pojazdów o napędzie elektrycznym. Cel ten zapisano w programie rządu w sprawie elektromobilności w roku 2011, aby zmniejszyć zależność od ropy naftowej i optymalnie wykorzystać prąd z odnawialnych źródeł energii, praktycznie bez obciążania atmosfery. Wszystko to były zrozumiałe i jak najbardziej pożądane wizje.
„To się da zrobić” – zapewniała kanclerz Merkel jeszcze przed kilku laty na zorganizowanej przez nią samą międzynarodowej konferencji w sprawie elektromobilności. O ile do dziś kanclerz przekonana jest o tym, że Niemcy poradzą sobie z kryzysem uchodźczym, o tyle wiarę w to, że będą liderami elektromobilności, tymczasem już utraciła.
Nawet przemysł stracił wiarę
– Tak, jak sprawy stoją dziś, nie osiągniemy tego celu – przyznała w połowie maja na posiedzeniu klubu parlamentarnego chadeków. Pomimo specjalnej premii i ulg podatkowych dla nabywców samochodów z silnikami elektrycznymi, sprzedaż tego typu pojazdów nie chce się rozkręcić. Po niemieckich drogach jeździ ich obecnie zaledwie niecałe 100 tysięcy.
W środę (17.05.2017) szef koncernu Daimlera Dieter Zetsche na spotkaniu zrzeszenia producentów samochodów w Berlinie potwierdził obawy Angeli Merkel.
– Pani kanclerz ma rację: do roku 2020 nie osiągniemy miliona elektrycznych samochodów. Sama kanclerz niezachwianie odpierała krytykę ze strony politycznych oponentów: – To żaden dramat.
Wyznaczonej daty 2020 roku nie chcą kurczowo trzymać się ani politycy, ani przemysł. Coraz wyraźniej widać bowiem, że wciąż jeszcze brak rozwiązań największych problemów związanych z elektromobilnością: zasięgu pojazdów, infrastruktury ładowania akumulatorów i ceny pojazdów.
Z tego względu w piątek (19.05.2017) w Stuttgarcie szef Daimlera spotkał się z szefami Audi, Porsche i niektórych poddostawców branży samochodowej u szefa rządu krajowego Badenii-Wirtembergii Winfrieda Kretschmanna (Zieloni). Polityk zaprosił na to spotkanie także zakłady komunikacji miejskiej w Stuttgarcie i koncern energetyczny EnBW, by ogarnąć całą sytuację. Nie miał być to zwykły „szczyt motoryzacyjny”, jak pisali niektórzy dziennikarze, ale „strategiczny dialog o transformacji w sektorze mobilności”.
Przemysł jest za powolny
Zielony szef rządu Badeni-Wirtembergii ma bardzo silną motywację: dla jego kraju związkowego dobrze prosperujący przemysł samochodowy jest najważniejszą branżą i tak powinno pozostać. Z troską w głosie stwierdził on: jesteśmy zbyt powolni. Jego zdaniem należałoby dodać gazu, ponieważ od technologicznych zmian w branży samochodowej uzależnionych jest bardzo wiele dalszych dziedzin.
Kretschmann najbardziej obawia się tego, że wciąż będą występowały jakieś wąskie gardła jak np. niewystarczająca infrastruktura dla elektrycznych samochodów. Problemem nie są stacje ładowania akumulatorów dla niewielu już eksploatowanych samochodów, ale kiedy będzie ich więcej, ich liczbę trzeba będzie zwielokrotnić. Ubolewa on, że wciąż jeszcze nie ma żadnego rozsądnego modelu biznesowego dla takich stacji. – Koszt takiej stacji wynosi może 8000 euro, a ktoś kto z niej korzysta, płaci raptem 5,50 euro. Jak ma to się opłacać?
Późny żal
Stefan Bratzel z Center of Automotive Management w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Bergisch Gladbach uważa, że Badenia-Wirtembergia postępuje rozsądnie, organizując taki dialog. Otwarcie krytykuje on jednak politykę: – To chyba żart, że dopiero w roku 2017 ktoś próbuje wyjaśnić tak zasadnicze kwestie, kiedy cel elektromobilności znany jest już od wielu lat.
Premie na samochód, którego nie ma
Jednocześnie bierze on w obronę szefa rządu Badenii-Wirtembergii, bo jakby nie było, zadanych lekcji nie odrobili przede wszystkim politycy szczebla federalnego. A jeżeli już zaczęli się do tego zabierać, wychodziło to raczej na opak. Jako przykład ekspert podaje premię przy zakupie elektrycznych samochodów. – Nie ma żadnego problemu z popytem, tylko problemy z technologią – uważa Bratzel i sugeruje, że gdyby uchwalono ostrzejsze normy emisji spalin czy ograniczono wjazdy samochodami spalinowymi do centrów miast, być może zmotywowałoby to przemysł do szybszego zaprojektowania i produkcji samochodów o napędzie elektrycznym.
Wcale nie dziwi go, że Badenia-Wirtembergia przejmuje inicjatywę czy wręcz stwarza swego rodzaju wzorcowy model, który będzie można przenieść na całe Niemcy. Stolica tego landu Stuttgart regularnie ogłasza alarm smogowy, bo wciąż przekracza się tu normy zapylenia. Na miejscu jest więc duża presja zarówno na politykę, jak i na pracodawców branży samochodowej.
ARD / Małgorzata Matzke