Francja. Fast fashion będzie musiała przyhamować
9 kwietnia 2024Pełna zgoda we francuskim Zgromadzeniu Narodowym co do jakiejś konkretnej kwestii należy do rzadkości. Rząd nie ma w parlamencie większości absolutnej i często spotyka się ze zdecydowanym oporem ze strony opozycji. Jednak „ustawę ograniczającą wpływ przemysłu tekstylnego na środowisko” poparły wszystkie frakcje.
Minister środowiska Christophe Béchu mówił o „ważnym kroku naprzód”, który z Francji czyni „pierwszy kraj na świecie ustawowo ograniczający ekscesy fast fashion”. (Fast fashion, czyli szybka moda, to model biznesowy w branży odzieżowej, który pojawił się około 30 lat temu, dotyczy produkcji i sprzedaży tanich, ale modnych ubrań, a polega na szybkiej wymianie kolekcji, zgodnie ze zmieniającymi się trendami mody – przyp.) Ostateczna wersja ustawy nie została jeszcze uzgodniona. Senat będzie ją omawiał od połowy kwietnia.
Nowe zasady mogłyby wejść w życie w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Jednak zarówno eksperci od mody, jak i działacze na rzecz ochrony środowiska już się cieszą na myśl o tej ustawie, nawet jeśli nie każdego z nich zadowalają zaplanowane w niej sposoby postępowania.
Nowe zasady mają dotyczyć tych producentów, którzy codziennie wprowadzają na rynek więcej produktów niż ustalony próg. Jego wartość zostanie określona później w drodze rozporządzenia. Ustawa dotknie przede wszystkim gigantów fast fashion, takich jak założona w 2008 roku w Kantonie w Chinach spółka Shein, która kilka lat temu przeniosła się do Singapuru, czy istniejąca od dwóch lat internetowa platforma handlowa Temu z USA, która należy do chińskiej spółki PDD Holdings z siedzibą w Szanghaju.
W przyszłości takie firmy będą musiały umieszczać na swoich stronach internetowych dobrze widoczne informacje o wpływie mody na środowisko i zachęcać do recyklingu. W przeciwnym razie będą grozić im grzywny w wysokości do 15 tysięcy euro.
Dzięki nowemu systemowi ekopunktów źle oceniane firmy będą płacić ekstra daninę, na początek w wysokości do pięciu euro od sprzedawanego artykułu, a od 2030 roku do dziesięciu euro. Od 2025 roku zakazana będzie również reklama przedsiębiorstw fast fashion lub ich produktów. W przeciwnym razie będą im grozić kary w wysokości do stu tysięcy euro.
„Wygraliśmy kulturową batalię”
Dla Julii Faure projekt ustawy to „wspaniała wiadomość”. Jest projektantką mody i współprzewodniczącą ruchu En Mode Climat, który zrzesza około 600 firm produkujących modę zrównoważoną. – Wygraliśmy kulturową batalię – mówi DW. – Fast fashion to katastrofa ekologiczna, społeczna i ekonomiczna, która niczym walec parowy spłaszcza wszystko z wyjątkiem sektora luksusu.
Jest to wyraźny sygnał, że ubrania z wełny produkowane lokalnie otrzymują dobrą ocenę ekologiczną, a z tkanin syntetycznych pochodzące gdzieś z daleka niską. – Niemniej jednak musimy uważać, aby rząd nie ustalił zbyt wysokiej wartości progowej, według której będą definiowane firmy fast fashion – ostrzega.
Philippe Moati, profesor ekonomii na Uniwersytecie Paris Cité i założyciel paryskiego instytutu badań rynku ObSoCo, obawia się, że próg ten może być zbyt niski, a tym samym wpłynąć również na francuskie firmy. Ekspert jest również dość sceptycznie nastawiony do ustawy pod innymi względami.
– W ten sposób stygmatyzuje ona nabywców tej mody, którzy według badań, które obecnie prowadzimy, pochodzą z klasy robotniczej i mają stosunkowo niskie dochody – tłumaczy w rozmowie z DW. – Stać ich na coś, co sprawia, że czują się częścią społeczeństwa – dodaje. Moati szacuje, że ultra-fast fashion (moda ultraszybka), jak ją nazywa, stanowi około trzech procent rynku mody we Francji. Dokładnych danych brak.
– To kulminacjatrendu fast fashion, który marki takie jak Zara i H&M wprowadziły w latach 90-tych. Zamiast dwa razy w roku, teraz oferują nowe kolekcje co tydzień, co przyjęło wiele innych firm – wyjaśnia. – Natomiast firma Shein produkująca i sprzedająca ultra-fast fashion, każdego dnia wprowadza na rynek około 7200 produktów.
Ekspert uważa, że rząd musi to ograniczyć, ale poprzez egzekwowanie istniejących przepisów. Obejmują one ustawową dwuletnią gwarancję na odzież, zakaz sprzedaży poniżej kosztów i obowiązek ustalenia realistycznej ceny referencyjnej dla rabatów. – Ponadto nie powinniśmy już nakładać ceł importowych od wartości 150 euro, jak do tej pory, ale na cały import odzieży – mówi ekonomista, dodając, że ultra-fast fashion ma również dobre strony. – Firmy te produkują bardzo małe serie i dlatego nie mają prawie żadnych niesprzedanych zapasów – twierdzi profesor Moati.
Ani Shein, ani Temu, ani Zara, ani H&M nie odpowiedziały na skierowane do nich pytania DW.
Francja europejskim pionierem?
Gildas Minvielle, dyrektor „ekonomicznego punktu obserwacyjnego” w paryskiej szkole mody Institut Français de la Mode, uważa, że dopiero okaże się, czy metoda rządu jest właściwa. – Z prawnego punktu widzenia jest to obszar nieznany. Trzeba obserwować, co będzie funkcjonować – mówi DW. – W każdym razie konsumenci powinni być świadomi niszczycielskiego wpływu fast fashion na środowisko – podkreśla.
Dlatego też znamienne jest to, że prawie wszyscy parlamentarzyści stoją za tym tekstem. – Nowe przepisy są reakcją na głęboki kryzys, w jakim znajduje się od 2022 roku odzieżowy sektor prêt-à-porter („gotowej do noszenia”, będący przeciwieństwem sektora haute couture, „wysokiego krawiectwa”, tworzącego na miarę zamawiającego klienta, którego przedstawicielami są na przykład Dior, Yves Saint Laurent czy Jean-Paul Gaultier – przyp.). Wiele marek ogłosiło upadłość. – Fast fashion zaostrzyła kryzys i jeszcze bardziej zintensyfikowała konkurencję – mówi Minvielle. – Francja, kraj mody, wprowadziła pionierskie prawo. Nowe przepisy powinny jednak zostać rozszerzone na całą Europę, w końcu mamy również jeden europejski rynek – twierdzi.
Jednym z nielicznych odmiennych głosów w parlamencie jest Antoine Vermorel-Marques, deputowany z departamentu Loary w środkowej Francji z ramienia konserwatywnych Republikanów. – W moim rodzinnym okręgu firmy tekstylne zatrudniały w latach 80. około 10 tysięcy osób. Następnie wiele firm przeniosło swoją produkcję do Azji, tak że obecnie w sektorze pracują tylko dwa tysiące – mówi DW.
– Firmy te właśnie zaczęły ponownie zatrudniać ludzi, ponieważ istnieje trend w kierunku towarów produkowanych lokalnie. Potem pojawiła się fast fashion i ponownie wywarła presję na branżę. I temu musimy przeciwdziałać – tłumaczy. Zakaz reklamy nie jest jednak jego zdaniem właściwym podejściem. – Utrudnia funkcjonowanie rynku zamiast go regulować. Powinniśmy ograniczyć się do systemu ekopunktów, który pozwala na uwzględnienie w cenie negatywnych efektów zewnętrznych, takich jak zanieczyszczenie środowiska wywołane przez produkty – mówi Vermorel-Marques.
Konieczne działania
Z kolei dla Pierre’a Condamine’a, rzecznika stowarzyszenia Stop Fash Fashion, które obejmuje kilka organizacji pozarządowych prowadzących kampanie na rzecz ochrony środowiska, przepisy nie idą wystarczająco daleko. – Próg dla fast fashion powinien zostać zdefiniowany w prawie tak, żeby obejmował również francuskie marki, takie jak sklep sportowy Decathlon – mówi w rozmowie z DW.
– W wypadku negatywnej oceny ekologicznej firmy powinny płacić minimalną opłatę za produkt, co do tej pory nie miało miejsca. Ponadto firmy z branży fast fashion powinny być zobowiązane do publikowania danych dotyczących sprzedaży we Francji, żebyśmy wreszcie wiedzieli, z czym mamy do czynienia. Pomoże nam to również w przestrzeganiu paryskiego porozumienia klimatycznego. Tak żeby każdy obywatel kupował pięć sztuk odzieży rocznie, a nie 50, jak ma to miejsce dzisiaj – twierdzi Condamine.