Francuski ekonomista: Przemysł w RFN tkwi w przeszłości
29 października 2019W wywiadzie dla dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Artus ocenił, że Niemcy przeżywają nie kryzys koniunktury, a „kryzys strukturalny” z powodu niekorzystnej specjalizacji swego przemysłu. Na branżę motoryzacyjną, chemiczną i maszynową przypada tu 7,2 procent zatrudnienia, podczas gdy we Francji jest to 1,8 procent. „Tym gałęziom przemysłu wiedzie się bardzo źle, bo wytwarzają produkty należące już do przeszłości” - powiedział.
Mniej samochodów i plastiku
„Jesteśmy świadkami strukturalnego przełomu i przejścia od świata przemysłu do świata usług. Do tego dochodzą nowe wymogi związane z ochroną środowiska i klimatu. Dziś nikt nie chce już kupować samochodów z silnikiem diesla, od których niemieccy producenci są nadal mocno uzależnieni. Jeśli chodzi o plastik, na który wciąż stawia niemiecki przemysł chemiczny, to obowiązuje nas cel, by 90 procent poddawać recyklingowi. A zatem nowego plastiku prawie nie będziemy potrzebować. Także rolnictwo, które stara się być bardziej ekologiczne, potrzebuje mniej środków chemicznych” - wyjaśniał Artus.
Jego zdaniem przykładem są przekształcenia w Chinach, które też rozwijają się w kierunku usług. Ludzie kupują mniej samochodów, które stają się niepraktyczne w miastach, na weekendy wyjeżdżają wynajętymi autami, częściej wychodzą do restauracji, zostawiając dzieci pod opieką niań. „To wszystko służy rozwojowi usług, a nie przemysłu” - wskazał ekonomista.
Wypożyczanie zamiast zakupu
Podobne oddziaływanie ma rozwój tzw. gospodarki współdzielenia. „Internet sprawia, że logika własności traci znaczenie. Idiotyzmem jest trzymanie w garażu kosiarki, której używa się najwyżej przez godzinę dziennie. Dlatego dzielimy się nią. Posiadanie samochodu nie jest już żadnym powodem do dumy. Z symbolu statusu samochód stał się tylko środkiem transportu. To, co wcześniej się kupowało, teraz się wypożycza. Dlatego w przyszłości na świecie potrzeba będzie dużo mniej kapitału. A niemiecka gospodarka ma problem, bo produkuje jeszcze wiele dóbr kapitałowych” - ocenia Artus. W jego opinii wzrost przeżywają jeszcze takie branże jak lotnicza, dóbr luksusowych czy sektor bezpieczeństwa i obrony.
„Przemysł rozwija się dziś jeszcze w krajach o niskich płacach jak Wietnam, Indonezja, Filipiny czy Europa Środkowa. Ale nawet już w krajach jak Polska sięga się po tańszych pracowników z Ukrainy” - powiedział francuski ekonomista.
Wysokie koszty pracy
Według niego na osłabienie konkurencyjności gospodarki niemieckiej wpływają też wysokie koszty pracy. W 2007 roku Niemcy pod tym względem były na tym samym poziomie co Francja, Hiszpania czy Włochy. A obecnie koszty pracy w Niemczech są o 16 procent wyższe niż we Francji i we Włoszech i o 30 procent wyższe niż w Hiszpanii. Płace w Niemczech rosną średnio o 3 procent rocznie, szybciej niż wydajność - uważa ekonomista, wskazując, że zyski przedsiębiorstw nadal są wysokie, co między innymi jest konsekwencją zerowych stóp procentowych, które są „ogromną korzyścią” dla firm.
Artus prognozuje, że z powodu wysokich kosztów pracy niemieckie firmy w jeszcze większym stopniu będą przenosiły produkcję do tańszych krajów na wschodzie Europy, co może spowodować wzrost bezrobocia. Zdaniem ekonomisty problemem może okazać się też to, że „Niemcy nie są wielkimi konsumentami usług”. We Francji, Hiszpanii czy USA szybciej rozwijają się branże usług związanych z czasem wolnym, gastronomią, handlem detalicznym, pomocą domową czy transportem lotniczym. „W Niemczech wzrost liczby miejsc pracy w usługach zwolnił, podczas gdy gdzie indziej jest nadal znaczny” - wskazał Artus.
Jego zdaniem przedsiębiorstwa w Niemczech powinny przestawić się na „produkty jutra” jak np. samochody napędzane wodorem. Wspierany przez rządy Niemiec i Francji program produkcji baterii dla aut z napędem elektrycznym uznał za „ślepą uliczkę”, gdyż „ta technologia już dziś jest przestarzała”. Producenci potrzebują tanich baterii, których nie produkuje się we Francji czy Niemczech. Dlatego kupować będą w Chinach - uważa Artus.