FAZ: "Historyczne insynuacje to głupie teorie spiskowe”
12 stycznia 2016Niemieckie dzienniki odnotowują we wtorkowych wydaniach (12.01.2016) wizytę ambasadora RFN Rolfa Nikela w polskim MSZ na zaproszenie ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego zaniepokojonego „antypolskimi wypowiedziami niemieckich polityków”. Komentatorzy informują, że trwające 40 minut spotkanie przebiegło w miłej atmosferze. Ich zdaniem spotkanie to pokazało, że "Polacy i Niemcy potrafią rozmawiać ze sobą, lecz trudniej im mówić o sobie", pisze Süddeutsche Zeitung” (SZ) w swoim serwisie internetowym. „Chodziło jedynie o problem w komunikacji z niektórymi niemieckimi politykami”, przytacza SZ w artykule „Pozory harmonii” wypowiedź ministra Waszczykowskiego. Dziennik wskazuje też na ważne deklaracje, które padły z ust niemieckiego dyplomaty, ambasadora Rolfa Nikela, który zapewniał po spotkaniu, iż „stosunki niemiecko-polskie to skarb, którego trzeba strzec, by służył przyszłym pokoleniom i rozwijały się dobrze w przyszłości”.
Tymczasem – pisze dziennik – z perspektywy Niemiec wygląda to tak, że każda wypowiedź kanclerz lub jakiegokolwiek niemieckiego ministra może stać się dolewaniem przysłowiowej oliwy do ognia. Jak zauważa “SZ” “niemiecki rząd unika publicznego komentowania polskiej polityki”. Zdaniem Berlina to Komisja Europejska albo Rada Europy powinny dokonywać oceny “postępowania rządu RP”.
„Nic nie jest w porządku w polsko-niemieckich stosunkach,
W komentarzu w papierowym wydaniu "Süddeutsche Zeitung" pt. "Przesłanie i ambasadorzy" Stefan Kornelius pisze, że "oczywiście nic nie jest w porządku w polsko-niemieckich stosunkach, tak samo, jak relacje innych krajów UE z Polską cierpią z powodu surowego klimatu w Warszawie". Dlatego, zauważa komentator, „ważna w takiej sytuacji jest forma wyrażania niezadowolenia i to, czy zrobi to w ogóle wrażenie na Warszawie”.
Autor komentarza w SZ pisze, że rząd PiS zbyt krótko jest u władzy, więc naciski z zewnątrz mogą mu bardziej zaszkodzić niż go wmocnić. Zaś solidarność z nowym rządem w Polsce nie osłabnie, „jak długo nie dowiedzie mu się ciężkich błędów, których skutki rzeczywiście odczują obywatele”. Tę solidarność, zauważa niemiecki komentator – „wymusi jak zwykle chwytami retorycznymi” Jarosław Kaczyński. Stefan Kornelius wyjaśnia, na czym to polega: "tym, którzy z zewnątrz krytykują niewłaściwy stan rzeczy w Polsce, przypomina się o sytuacji na ich własnym podwórku. A jeśli to nie wystarczy, wtedy sięga się po historyczne argumenty”, takie jak: Polacy nie muszą tolerować pouczeń ws. demokracji akurat od Niemców. „Na truciznę nacjonalizmu i kolektywnego patriotyzmu nie ma lekarstwa. Dlatego wzajemne docinki są szkodliwe”, uważa komentator. Zauważa on też, że „polski rząd wie, że jest pod obserwacją UE, której traktaty podpisała Polska. Zaś polskie społeczeństwo czuje, że jego rząd igra z ogniem”. Dlatego, konkluduje Stefan Kornelius w SZ, ambasador może zadbać o dobry klimat polsko-niemieckich relacji, lecz w tym wszystkim „przesłanie jest inne”.
„Niemcy chcą dobrych stosunków z Polską”
W opiniotwórczym dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) w obszernym artykule pt.: „Krytyka i agresja. Warszawa i Berlin pomniejszają znaczenie irytacji z powodu wypowiedzi niemieckich i polskich polityków”, Majid Sattarund i Konrad Schuller zapewniają, powołując się na „wielokrotne wypowiedzi” rzecznika niemieckiego rządu Steffena Seiberta , że „Polska i Niemcy są partnerem i przyjaciółmi, że w interesie Niemiec leży rozbudowanie tych bliskich relacji w dialogu, ‘gdzie tylko to możliwe'”. Niedawno rzecznik rządu powiedział, że dlatego „słusznie” Berlin nie komentuje poszczególnych działań legislacyjnych demokratycznego rządu”. Pilnowanie zgodności prawa krajowego z europejskim „może i musi dokonywać” Komisja Europejska, strażniczka traktatów unijnych. Seibert zaznaczył też, że z zasady nie komentuje on wypowiedzi europejskich polityków. Tym samym, zauważają autorzy artykułu w FAZ, rzecznik rządu dał do zrozumienia, że Warszawa nie dostrzega różnicy między niemieckim rządem a pochodzącymi z Niemiec przedstawicielami instytucji europejskich, takich jak Martin Schulz czy Günther Oettinger.
Powściągliwy nie znaczy bezkrytyczny
Niemieccy dziennikarze informują też w artykule w FAZ, że szef niemieckiego MSZ, Frank-Walter Steinmeier, już podczas pierwszej wizyty Witolda Waszczykowskiego w Berlinie stwierdził, że relacje Polski i Niemiec to „skarb, o który trzeba dbać”. A ostatnio dodał, że to właśnie Niemcy powinny powstrzymać się od publicznego oceniania sąsiadów. Zdaniem Steinmeiera nie oznacza to jednak, że „rząd Niemiec jest bezkrytyczny wobec rządzących w Polsce”, podkreślają autorzy artykułu w FAZ.
"Zagrożenie ze strony Niemiec” to główna broń
Majid Sattarund i Konrad Schuller wskazują w artykuje we frankfurckim dzienniku również na to, że „europejska krytyka” Polski jest przeinaczana i nazywana niemiecką „agresją”, że przy tej okazji przypomina się zawsze o napadzie Niemiec hitlerowskich na Polskę. Po ten „środek stylistyczny” sięgnął też polski minister sprawiedliwości w odpowiedzi na list komisarza ds. sprawiedliwości i społeczeństwa Günthera Oettingera, który wypowiedział się o konieczności postawienia Polski pod nadzorem Komisji Europejskiej, podkreślają autorzy artykułu.
Taka argumentacja odwołująca się do niemieckiej historii przypomina dziennikarzom “FAZ” ateńską polemikę podczas zażegnywania kryzysu greckiego, kiedy to Grecy wyciągnęli dobrą na każdy czas „tajną broń” i ponownie zażądali od Niemiec wypłaty reparacji wojennych.
Nie kto inny, jak sam Jarosław Kaczyński użył takiego argumentu, piszą autorzy w FAZ, kiedy powiedział, że Polska naprawdę nie potrzebuje niemieckiej pomocy, jeśli chodzi o demokrację, gdyż Niemcy są jej ciągle dużo, bardzo dużo winni w każdym wymiarze, począwszy od moralnego po gospodarczy.
W komentarzu w tym samym wtorkowym wydaniu „Frankfurter Allgemeine Zeitung“ podpisanym inicjałami K.F. autor stwierdza, że „polsko-niemieckie stosunki są bliskie, a Polska i Niemcy są ważnymi dla siebie partnerami, że w obliczu ich wspólnej historii jest to wspaniałe”. Ale, jak zaznacza, właśnie przeszłość historyczna tłumaczy, „dlaczego ci partnerzy nie potrafią z większym spokojem reagować na negatywne uwagi”. Z drugiej strony, „narodowi konserwatyści w kraju unijnym, jakim jest Polska, powinni powoli zrozumieć , nawet, jeśli przychodzi im to z trudnością, że nie jest świętokradzwem, jeśli partnerzy zastanawiają się nad tym, co dzieje się w kraju innego partnera – to są realia w UE”, pisze komentator.
„Historyczne insynuacje o ujarzmianiu Polski to głupie teorie spiskowe, (które w pewnym stopniu przypominają Putina)”, konkluduje autor komentarza pt. „Więcej spokoju”.
Oprac.: Barbara Cöllen
Niniejszy artykuł prezentuje opinie wyrażone na łamach niemieckiej prasy i niekoniecznie odzwierciedla stanowisko Redakcji Polskiej Deutsche Welle.