Holandia. Tych klientów nie obsługujemy
3 lutego 2023Awanturujący się goście nie będą mieli w Holandii łatwo, bo tutejsza branża restauracyjna postanowiła przywrócić czarną listę niepożądanych klientów. W praktyce oznacza to, że osobom sprawiającym problemy będzie groził czasowy zakaz wstępu do lokali. Jego długość zależeć będzie od skali przewinienia.
I tak, maksymalny, czyli dwuletni ban otrzymają osoby, które wniosły do baru, restauracji czy klubu broń albo dopuściły się poważnej napaści. Roczny grozi za kradzież i handel twardymi narkotykami, trzy - lub sześciomiesięczny za bójki lub próbę płacenia fałszywymi pieniędzmi.
– To nie jest nowość ani żaden projekt pilotażowy. Czarna lista, czyli tzw. system kolektywnej dyskwalifikacji sektora restauracyjnego (CHO) istnieje w Holandii już od ponad 10 lat – mówi DW rzecznik Koninklijke Horeca Nederland (KHN), organizacji zrzeszającej holenderskich restauratorów.
Zielone światło od urzędników
Faktycznie, czarna lista klientów funkcjonowała w Holandii już wcześniej. Powstała w 2010 roku i wówczas problematycznym klientom groził nawet pięcioletni ban na lokale rozrywkowe. Lista została zawieszona w 2018 r., gdy w UE w życie weszły przepisy RODO, branża nie chciała jednak z niej tak łatwo zrezygnować. Dlatego na prośbę restauratorów KHN opracował nowy system, spełniający unijne wymagania prywatności. Właśnie dostał on zielone światło od krajowego urzędu ds. ochrony danych osobowych (Autoriteit Persoonsgegevens, AP).
System opiera się na współpracy właścicieli lokali z lokalnymi władzami i policją. Przedsiębiorcy podpisują porozumienie w ramach, którego uzgadniają, że klienci sprawiający kłopoty w jednym z lokali, otrzymają tymczasowy zakaz korzystania ze wszystkich pozostałych w danej strefie.
Jak mówi KHN, współpraca z samorządami i policją jest ważna, żeby zapewnić, że służby również podejmą działania, jeśli gość z czarnej listy będzie mimo wszystko próbował wejść do jednego z lokali czy na przykład wejść na należący do restauracji, baru czy klubu taras. Taka osoba najpierw otrzyma od obsługi lokalu wezwanie do wyjścia. Jeśli nie posłucha, na miejsce zostanie wezwana policja, a klient zostanie oskarżony o włamanie. Zgodnie z przepisami policja będzie mogła awanturnika zaaresztować, po czym sprawa oficjalnie zostanie przekazana prokuraturze. – To zapewni i zagwarantuje skuteczność tego instrumentu – mówi rzecznik KHN.
Można się poskarżyć
Branża zapewnia, że nowy system w pełni spełnia wymagania RODO. – Projekt był dyskutowany i opracowywany wspólnie z AP, wszystko po to, żeby zagwarantować, że prywatność osób, które trafią na listę zostanie zapewniona – informuje KHN.
Organizacja pracuje jeszcze nad nową bazą danych, która pozwoli bezpiecznie przechowywać dane problematycznych gości. Lista będzie zawierać informacje oraz zdjęcie klienta, dostęp do niej będą miały jedynie lokale objęte porozumieniem i uprawnione służby. Osoba wciągnięta na czarną listę otrzyma oficjalną informację o tym, że i dlaczego na nią trafiła, oficjalne oświadczenie zostanie dostarczone listownie lub elektronicznie, przy czym otrzymanie maila wymagało potwierdzenia. Po upływie terminu zakazu, wszystkie dane awanturnika zostaną usunięte, jego nazwisko wymazane z listy, a on sam będzie mógł ponownie cieszyć się wstępem do lokalnych barów i restauracji.
Klient, który uzna, że został wpisany na listę bezpodstawnie będzie mógł oprotestować decyzję, a jeśli uzna, że jego sprawa nie została odpowiednio rozpatrzona przez właściciela lokalu, skierować skargę do krajowego urzędu ochrony danych (AP), a nawet podjąć kroki prawne.
Lista już w siedmiu miastach. Będzie ich więcej
System jest dobrowolny. KHN wyjaśnia, że nie wie jeszcze, ilu przedsiębiorców zdecyduje się wprowadzić czarne listy, ale przyznaje, że pomysł cieszy się sporym zainteresowaniem.
– Jeśli lokalni restauratorzy, urzędnicy i policjanci uznają, że pozwoli im to poprawić bezpieczeństwo życia nocnego, mogą skorzystać z tego modelu – mówi DW rzecznik organizacji.
Zainteresowani muszą wystąpić do organu ds. ochrony danych o zezwolenie na wprowadzenie listy. Jak dotąd urząd wydał 137 zezwoleń w 7 lokalizacjach, w tym miastach Haarlem, Amersfoort i Roosendaal. Kolejne wnioski są właśnie procedowane.
– To oczywiście nie oznacza, że te strefy są szczególnie niebezpieczne. Po prostu tutejsi restauratorzy uznali, że wprowadzenie systemu będzie dla nich korzystne – komentuje KHN.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>