Ile zarabiają niemieccy menedżerowie?
3 kwietnia 201055 procent niemieckiego społeczeństwa chce ograniczenia niebotycznych zarobków szefów spółek giełdowych do dziesięciokrotności średniego wynagrodzenia w gospodarce. Ale taki poziom wynagrodzenia to czysta utopia.
Wystarczy spojrzeć na listę płac menedżerów spółek giełdowych – na pierwszym miejscu szef Deutsche Bank, Josef Eckermann, z roczną pensją 9,6 miliona euro. Za nim szef koncernu energetycznego RWE, Jurgen Grossman – 7,1 milona, dalej prezes Simensa, Peter Löscher- 7 miliona. Nawet ci najsłabiej wynagradzani szefowie – Peter Bauer (Infineon) oraz Thomas B. Quaas (Beiersdorf), w minionym roku zarobili nieco ponad milion euro, co jest wciąż około 27 razy więcej, niż pensja przeciętnego niemieckiego pracownika w pełnym wymiarze godzin. W 2009 r. bylo to około 41 tysięcy brutto – podaje Federalny Urząd Statystyczny.
Karawana jedzie dalej...
Pytanie czy to te same Niemcy? Czy mówimy o kraju, który w minionym roku został dotknięty najgorszym od ostatniej wojny kryzysem gospodarczym? Czy to tu setkom tysięcy pracowników ustawowo ograniczono wynagrodzenie poprzez obcięcie wymiaru godzin pracy? (Kurzarbeit). Wyjścia są dwa: albo to niemieckim menedżerom czas stanął w miejscu, albo na okres kryzysu „przeteleportowali” się w inny wymiar finansowy. Nic dziwnego, że ludzie są sfrustrowani, a zdaniem ekonomistów i mediów, to właśnie zachłanność, chciwość i ekscesy niemieckiej finansjery wpędziły kraj w tak dotkliwy kryzys. Szczególnie kłują w oczy bonusy, które posady menedżera robią tak lukratywnymi: ich wypłaty kompletnie nie zależą od wyników spółki i menedżerowi należą się jak przysłowiowemu psu buda. Tymczasem wszelkie dodatki motywacyjne powinny być kwantyfikowalne i ściśle związane z trwałą, długookresową strategią rozwoju firmy.
W jakich przypadkach menedżer powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności finansowej? Odpowiedź banalna - odpowiednio. Odpowiednio, czyli jak? Według jakich kryteriów? I czy menedżerowie zarabiają naprawdę tyle, na ile zasługują?
Sukces krojony na wymiar
Niemniej jak antyczni filozofowie Arystoteles i Platon, współcześni filozofowie John Rawls i Jürgen Habermas łamią sobie głowę nad pojęciem „sprawiedliwy" („Droga do globalnej sprawiedliwości”). O jednoznacznej definicji nie ma mowy. W szczególności pojęcie „sprawiedliwość społeczna” stanowi trzon odwiecznej dyskusji. Materiałem badawczym - jak zwykle: walka o pieniądze i podziału zysku. W jednym panuje ponadczasowe porozumienie: Wynagrodzenie powinno chociaż odrobinę zależeć od wyników. Kto więcej pracuje, powinien dostawiać więcej – logiczne. Tylko fanatycy myślą inaczej. Ale w jaki sposób zmierzyć wysiłek? Prymitywne miary jak czas pracy, czy szybkość podejmowania decyzji - te metody w dzisiejszych czasach odpadają w przedbiegach.
Siła rozpędu
„Ostatecznie” - twierdzi Bernd Thomazik, specjalista ds. polityki płacowej firmy konsultingowej Mercer Deutschland – „miernik powinien być jeden: wyniki przedsiębiorstwa”. Akcjonariusze powinni zwracać uwagę bardziej na zachowanie akcji spółek na parkiecie. Ale również ta metoda zawiodła z kretesem przy okazji zupełnie niedawno obserwowanego pęknięcia giełdowej bańki. Ceny akcji zostały sztucznie wywindowane a potem ostro pikowały w dół. I żadna, nawet największa skuteczność czy sprawność zarządzania bossów nie miała na to najmniejszego przełożenia. Ekonomiści uważają, że jedynie 30% decyzji zarządu ma jakikolwiek wpływ na stan firmy.
Ojców sukcesów jak zwykle wielu
Również wzrost dochodów spółki jest, co najwyżej w ograniczonym albo nawet minimalnym stopniu, zależny od skutecznego zarządzania. Tak naprawdę aktualna kondycja firmy jest wynikiem nałożenia się na siebie wielu efektów makro i mikroekonomicznych. Równie ważna jest też scheda po poprzednikach, decyzje polityczne poprzednich dekad czy zmiany ustawodawcze.
Bonus na gwarancji
Być może pomysł wypłacania niebotycznych bonusów powinien być opatrzony klauzulą – do zwrotu. Commerzbankiem od dziesięcioleci kierował parweniusz - Klaus-Peter Müller, czlowiek bez matury, który karierę w banku rozpoczynał od pozycji gońca. Ale to za jego czasów Comerzbank był na szczycie. Dwa lata temu Müllera zastąpił wytrawny, rzutki, doskonale wykształcony ekonomista Martin Blessing. I to pod jego dowództwem bank zalicza najbardziej spektakularną klapę.
Tessa Ranz (FOCUS-MONEY) / Agnieszka Rycicka
red. odp.: Elżbieta Stasik / du