Imigranci bez pieniędzy daleko nie zajadą
22 lipca 2015W Niemczech trwa gorąca publiczna debata ws. ogromnego napływu do tego kraju nielegalnych imigrantów. Jak donoszą media, w samym Rosenheim na granicy z Austrią policja zatrzymuje dziennie kilkaset osób z Bliskiego Wschodu i Afryki, z których część potem po prostu wypuszcza, bo nie nadąża z ich rejestracją i pobieraniem odcisków palców.
Reakcje Niemców są różne: od podpaleń ośrodków dla uchodźców do wspólnych akcji zapraszania ich na posiłki czy organizowania szkoleń zawodowych. Podobnie władz: od obaw wyrażanych przez prawicę do domagania się ze strony SPD ustawy imigracyjnej. Władze samorządowe m.in. w Bawarii donoszą o tym, że nie mogą pozwolić sobie na przyjmowanie kolejnych przybyszów, podczas gdy telewizje pokazują przepełnione łodzie i ośrodki dla uchodźców.
Raport eksperta
To wszystko nie pokazuje prawdy o imigracji do Niemiec – twierdzi prof. Jochen Oltmer z Instytutu Badań Międzykulturowych Uniwersytetu w Osnabrücku. W swoim badaniu przeprowadzonym we współpracy z organizacją pomocy imigrantom Terre des Hommes analizował on ruchy migracyjne na całym świecie i swoje wnioski przedstawił w raporcie „Związek między migracją a rozwojem”.
Oltmer skupia się przede wszystkim na scenariuszu, którego boją się przeciwnicy przyjmowania kolejnych imigrantów: że Europa zostanie zdominowana przez przybyszów z Afryki i Azji. Jak podkreśla, większość ludzi przyjeżdżających do Niemiec z zamiarem osiedlenia się pochodzi z krajów UE, co odpowiada światowej tendencji: fale migrantów przesuwają się głównie między krajami sąsiadującymi ze sobą, rzadziej – między kontynentami.
Najwięcej uchodźców od czasu II wojny
Badacz przyznaje jednak, że w ostatnich latach fale te są coraz większe. ONZ na podstawie swoich danych ocenia, że 230 mln ludzi na świecie można obecnie określić jako migrantów – osoby, które z różnych przyczyn opuściły swoje kraje. 21 mln z nich to – wg definicji ONZ - uchodźcy. Całkowitą liczbę uchodźców ONZ szacuje na 60 mln, większość nie opuściła jednak granic swoich państw. Oznacza to, że liczba uchodźców jest obecnie największa od zakończenia II wojny światowej. Od początku XXI maleje natomiast imigracja z krajów biedniejszych do bardziej rozwiniętych. Co to oznacza? – Skoro bogate państwa ograniczyły liczbę przyjmowanych imigrantów, muszą ich pomieścić kraje biedniejsze – zauważa Oltmer.
Wg niego debata ws. imigracji koncentruje się w najbogatszych krajach głównie na tym, jak powstrzymywać napływ niechcianych gości. – Mówi się głównie o zapobieganiu przyczynom migracji już w krajach pochodzenia przybyszów. Ale jak to robić, skoro tam często panuje przemoc i trwają konflikty zbrojne? – pyta badacz.
Podstawa? Pieniądze
Podkreśla też, że – wbrew temu, co się uważa - poprawa warunków życia w krajach pochodzenia wcale nie zapobiegnie emigracji części ich ludności. – Nasze badania pokazują, że pieniądze to najważniejszy warunek udanej migracji. Papiery, podróż czy przemytnicy – to wszystko kosztuje. Im mniej masz pieniędzy, tam bardziej prawdopodobne, że nie dotrzesz do celu – mówi profesor.
Co więc najlepiej ochroni Niemcy i inne rozwinięte kraje przed imigrantami? – Bieda. Nie pomagajcie im się bogacić – prowokuje Oltmer.
- Kwestia podstawowa to nie to, czy chcemy imigrantów, ale to, jak z nimi postępować – mówi Danuta Sacher, przewodnicząca Terre des Hommes. Najważniejszym zadaniem rządzących jest teraz wprowadzenie takich rozwiązań, by migracja okazała się projektem udanym: umożliwiających integrację przybyszów i zwiększenie ich szans na wykształcenie oraz pracę.
Liczby? Rekordowy rok w Niemczech
W zeszłym roku o azyl w Niemczech wystąpiło ponad 200 tys. osób, a w bieżącym może to być ponad 300 tysięcy – wynika z danach MSW.
Policja federalna opublikowała tydzień temu (13.07.2015) raport ws. nielegalnej imigracji do Niemiec w 2014 roku. Wg danych ubiegły rok był rekordowy. Także w pierwszym półroczu 2015 roku odnotowano ogromny napływ nielegalnych imigrantów: o azyl w Niemczech wnioskowało do końca czerwca już 179 tys. cudzoziemców. W porównaniu z tym samym okresem 2014 roku jest to wzrost o 132 procent. Przybywają najczęściej z krajów dotkniętych konfliktami jak Syria, Erytrea i Afganistan, ale też z krajów bałkańskich.
Heiner Kiesel / Monika Margraf