Imigranci na kursach niemieckiego: "Tu jest jak w raju"
30 maja 2016- Dziś nauczymy się czytać i zapisywać liczby dwucyfrowe - mówi przyjaznym głosem Lucyna Krux, nauczycielka języka niemieckiego w Volkshochschule w Bergisch Gladbach i wita się z uczniami. Polka od kilku lat uczy tu imigrantów podstaw niemieckiego. Tak zwane kursy alfa to początek drogi dla każdego, kto otrzymał azyl w Niemczech. Ale na powitanie Lucyny odpowiadają tylko nieliczni. Większość z chodzących na zajęcia uczniów nie ma pojęcia, o czym jest mowa.
- Uczenie imigrantów od zera to bardzo długi i skomplikowany proces. Niektórzy z nich są w Niemczech od kilku lat i nie potrafią policzyć do dziesięciu. Na szczęście są też tacy, którzy już po kilku miesiącach zaczynają mówić - przyznaje docentka i spogląda w stronę Zeyneb.
To najlepsza uczennica w grupie. Urodziła się w Iranie. Jednak, jako córka imigrantów z Iraku niemiała dostępu do edukacji i nie mogła chodzić do szkoły. W Iranie poznała swojego męża Afgańczyka i razem z nim wyemigrowała kilka lat temu do Niemiec. Tu chce zacząć nowe życie. - Nigdy wcześniej nie chodziłam w szkoły. Tu jest jak w raju. Marzę, by zostać opiekunką osób starszych albo sprzedawczynią - mówi łamanym niemieckim Zeyneb i serdecznie się uśmiecha.
Hobby: oglądanie telewizji
Z Iraku, Syrii, Afganistanu, Pakistanu. Muzułmanie, chrześcijanie, starzy i młodzi. Na zajęcia Lucyny uczęszcza dziewięć osób, o różnej historii i bagażu doświadczeń. - Ich zdolności językowe zależą od tego, z jakiego kraju pochodzą, jakie mają wykształcenie i czy znają już inne języki - mówi kierownik sekcji językowej Dietmar Paaß. Jego zdaniem, najtrudniej mają ci, którzy nigdy wcześniej nie chodzili do szkoły i nie umieją czytać i pisać nawet we własnym języku. W ich przypadku najważniejsze jest to, by choć w minimalnym stopniu nauczyli się komunikować.
W grupie Lucyny to prawie jedna trzecia osób. Aise i Ramziyah to gospodynie domowe, które nigdy nie miały książki w ręce. Na pytanie, co najbardziej lubią robić, odpowiadają - oglądać telewizję. - To jest inna kultura - tłumaczy Lucyna. - Kobiety w islamie mają zajmować się domem i dziećmi, a nie robić karierę - dodaje. Dla nich wyznacznikiem statusu jest macierzyństwo, a nie znajomość języków obcych.
Większość imigrantów ma problemy z nauką, bo nie jest przyzwyczajona do samego procesu uczenia się. Nie pomagają też niestandardowe procesy nauczania, gry ani dydaktyka w ruchu. Kiedy Polka chciała zainicjować jedną zabawę, uświadomiła sobie, że dla większości zrozumienie choćby prostych reguł wiąże ze stresem i strachem. Najskuteczniejszy w nauce okazuje się więc czerwony długopis. - Jak poprawiam im błędy na czerwono to są zadowoleni. Trzeba operować prostymi komunikatami. To jest poprawne, a to jest błąd - stwierdza Lucyna.
Na ten problem natrafia też Edyta Z.*, także nauczycielka niemieckiego prowadząca kursy alfa w jednej ze szkół językowych w Wuppertalu. - Oni nie potrafią abstrakcyjnie myśleć. Raz na zajęciach poprosiłam, by przeprowadzili ze sobą dialog. Dopiero po dokładnym pokazaniu jak to zrobić zaczęli mnie naśladować - mówi nauczycielka.
Kiedy na twój dom spada bomba
Na brak koncentracji wpływają też wojenne traumy i zaburzenia emocjonalne. Jeden z kursantów Edyty pochodzi z Libii, z małej wioski leżącej przy granicy z Syrią. Kilka dni po zeszłorocznych zamachach w Paryżu przyszedł do klasy ze łzami w oczach i wyznał, że w wyniku rosyjskich i francuskich nalotów bomba spadła na ich dom i zabiła 17 członków jego rodziny. - To bardzo trudne momenty dla nauczyciela, bo nie wolno mi oceniać politycznych decyzji. Ale dałam mu wsparcie i na kolejnych zajęciach zawsze pytałam jak się czuję - mówi Edyta.
Ciekawe zjawiska dają się zaobserwować w samym procesie nauczania. Imigranci operujący zupełnie innymi systemami językowymi mają tendencje do upraszczania. - Śmiejemy się z koleżankami, że za dwadzieścia lat nie będzie się mówiło gewesen tylko gesein, że znikną formy nieregularne czasownika - mówi Edyta. Jej zdaniem do języka niemieckiego przenikać będą wpływy arabskie. Już teraz w ramach żartów zamiast słowa stop, nauczycielki między sobą mówią „lalala”, co po arabsku oznacza „stop, stop, stop”.
"Dla nich jestem bratnią duszą"
Mimo trudności i wyzwań Lucyna i Edyta nie wyobrażają sobie, by robić w życiu coś innego. - Lubię tu przychodzić. To bardzo sympatyczna grupa, a ta praca daje ogromną satysfakcję. Ci ludzie przyszli do mnie i nie znali litery A, teraz potrafią napisać caly alfabet - wyznaje nauczycielka z Bergisch Gladbach.
Także Edyta ma szczęście. Grupa, która prowadzi darzy ją wielkim szacunkiem. - Często dostaję od nich w podziękowaniu coś do jedzenia, np. domowo przyrządzony humus czy baklawę - mówi. Nie bez znaczenia jest też fakt, że pochodzi z Polski. To bardzo pomaga jej w nawiązaniu kontaktu z grupą. - Dla nich jestem bratnią duszą, a nie panem tej ziemi. Oni boją się Niemców. A jak opowiadam o moich problemach z niemieckim, to to jeszcze bardziej ich motywuje - dodaje nauczycielka.
Szanse na pracę?
Lucyna i Edyta zgodnie szacują, że połowie ich kursantów uda się nauczyć niemieckiego i znaleźć pracę. Niektórzy już mogą pochwalić się pierwszym zatrudnieniem. Kilka osób z grupy Edyty za 450 euro miesięcznie zmywa naczynia albo pracuje przy wyładunku towarów w sklepach.
- Każdy imigrant ma nadzieję na lepszy byt w Niemczech i chce coś w życiu osiągnąć. Czy ta integracja w pełni się powiedzie? O tym przekonamy się za parę lat. To zależy od ich chęci i możliwości, jakie dostaną on państwa. My z naszej strony robimy, co możemy - podsumowuje Lucyna i spogląda na zegarek. Koniec przerwy. Zaraz kolejne zajęcia.
*- imię i nazwisko zostało zmienione