Imperium Putina. Rozmowa z Pawłem Kowalem
14 listopada 2021Paweł Kowal* ostrzega, że brak realnej perspektywy członkostwa dla Ukrainy, Gruzji i Mołdawii w UE może skończyć się powstaniem nowego rosyjskiego imperium, bezpośrednio graniczącego z Polską.
Deutsche Welle: Wygląda na to, że Unia Europejska nie bardzo sobie radzi z państwami na wschód od jej zewnętrznej granicy…
Paweł Kowal: Prawda jest taka, że Partnerstwo Wschodnie odniosło sukces, ale jedynie w odniesieniu do Ukrainy, Gruzji i Mołdawii. Każde z tych państw podpisało trzy umowy: stowarzyszeniową, o wolnym handlu i o zniesieniu wiz. Tym samym stały się one częściowymi członkami Unii Europejskiej, a w każdym razie jej bliskimi kuzynami.
Co z pozostałą trójką?
Powinien powstać program Partnerstwa Wschodniego 2.0, biorący pod uwagę, że Armenia, Azerbejdżan i Białoruś nadal są naszymi partnerami. Powinniśmy mieć dla nich propozycje w sferze społecznej. Natomiast państwom stowarzyszonym trzeba przedstawić wizję stopniowego wchodzenia do Unii w sensownej perspektywie kilku, może kilkunastu lat, ale na pewno nie 30 czy 40, jak mówią niektórzy. Jeśli takiej oferty zabraknie, alternatywną propozycję złoży Rosja. Aż w końcu będziemy mieli nowy Związek Sowiecki, ponieważ Rosja dobierze się także do Ukrainy, Gruzji i Mołdawii.
Czy takie oferty należy składać niezależnie od tego, że Azerbejdżan i Białoruś rządzone są co najmniej autorytarnie?
Wobec Armenii, Azerbejdżanu i Białorusi musimy wypracować indywidualne podejścia, bo sytuacja każdego z tych państw jest odmienna. Ale propozycje dla nich powinny już być na stole. W wypadku Białorusi i Azerbejdżanu będą się pewnie odnosić do ludzi na emigracji, do opozycji i do społeczeństwa obywatelskiego. Armenia przeżywa natomiast specyficzny okres smuty politycznej i potrzebuje wyraźnego impulsu z Zachodu, żeby jej społeczeństwo nie pogrążało się w osamotnieniu, czy to w kontekście Górskiego Karabachu, czy uzależnienia od polityki rosyjskiej.
A jakie byłoby miejsce pierwszej trójki w nowym Partnerstwie?
Ukraina, Mołdawia i Gruzja są państwami demokratycznymi, ale obarczonymi różnymi wadami, i potrzebują oferty, która wzmocniłaby trendy demokratyczne w społeczeństwie.
Mam wrażenie, że mało osób w Europie dzisiaj dostrzega, że sytuacja jest naprawdę jak na ostrzu noża. Ukraińcy są bardzo zawiedzeni po podpisaniu porozumienia między USA a Niemcami w sprawie Nord Streamu 2. Poświęcili bardzo dużo, stracili kawał terytorium, są w stanie wojny, a tu, w sprawie dla nich najważniejszej, bezpieczeństwa energetycznego, doszło do zdrady. Tak to zostało przyjęte na Ukrainie. I to może się zmienić w przekonanie, że Kijów powinien prowadzić politykę wielowektorową.
To znaczy?
Że to nie musi być zwrot wprost w kierunku Rosji, ale może być inny pomysł, który Rosja wykorzysta. Zawsze znajdzie się ktoś, kto wezwie do prowadzenia polityki równego dystansu do wszystkich. W tej części świata oznacza to zaś rychłą dominację Rosji.
Być może w ogóle jest to ostatni dzwonek, bo żyjemy w przekonaniu, że skoro niektóre państwa na Wschodzie są powiązane z Unią, to jest to już pewna stabilizacja. Ja stawiam tezę, że to jest pozorna stabilizacja, dla nas zabójcza.
Bo może oznaczać utratę wpływów na Wschodzie?
Bo oznacza drogę ku trzeciemu imperium rosyjskiemu, o którym marzy Putin. Chciałby znów zintegrować to, czym było Imperium Romanowów, a potem Związek Sowiecki. Chciałby stworzyć Imperium Putina, które by łączyło z Rosją dawne republiki sowieckie z powrotem w jedno państwo. Szczególnie zaś chodzi mu o Ukrainę, Białoruś i Kaukaz.
A wtedy UE i NATO będą graniczyć z Rosją…
Wtedy Polska będzie znów graniczyć z imperialna sferą rosyjską…
…na dystansie ponad tysiąca kilometrów.
Dokładnie. Taki paradoks po trzydziestu latach od rozpadu ZSRR. I będziemy mieć kompletnie nową sytuację strategiczną i dla NATO, i dla UE. Chciałbym obudzić ludzi, żeby zaczęli myśleć o tym, co się wydarzy, jeśli w kierunku Ukraińców, Gruzinów i Mołdawian nie pójdą jasne sygnały.
Jakie?
Być może trzeba przyjąć nowy model stopniowego rozszerzania Unii Europejskiej. Być może powinno to polegać na wymyśleniu jeszcze jakichś „stopni wtajemniczenia” między stanem umowy stowarzyszeniowej a stanem pełnego członkostwa. Trzeba znaleźć kompromis między oczekiwaniami tych państw Europy Środkowej, które myślą strategicznie, a tym, na co mogą się dzisiaj zgodzić Francja czy Niemcy.
Czyli członkostwo na raty?
Na raty, stopniowe, pokazujące tym społeczeństwom, że to jest proces, który trwa i w który mogą wejść już teraz…
…i który daje perspektywę pełnego członkostwa?
Tak. Powtarzanie obywatelom tych państw, że będą w Unii za 20 czy 30 lat jest politycznym samobójstwem, dlatego że w życiu politycznym demokratycznych państw nie wiadomo, co będzie po tak długim czasie.
Bruksela przećwiczyła to już na przykładzie Turcji.
To bardzo dobry przykład, że przeciąganie spraw w nieskończoność może się skończyć tak, jak w Turcji. Czyli Erdoğanem.
Czy to dotyczy także Bałkanów Zachodnich?
Polityka wschodnia ma tę specyfikę, że występuje w niej gracz w postaci Rosji. W wypadku Bałkanów Zachodnich tak wyraźnego gracza nie ma, problemów jest więc znacznie mniej.
A jednak Belgradowi zawsze było blisko do Moskwy.
Ale to jest już inny rodzaj nacisku rosyjskiego, który nie dotyczy istoty imperium. W wypadku Ukrainy zaś to jest zawsze o tym, co jest samym jądrem myśli wielkoruskiej, rosyjskiego nacjonalizmu.
Ale jak mówi Carl Bildt, w którą stronę by na Bałkanach Zachodnich nie spojrzeć, zawsze przed oczami jest Unia. Uzyskanie takiego przyczółka może być dla Moskwy kuszące.
Dzisiaj Rosja szuka takich miejsc zarówno na Bałkanach, jak i nawet w Ameryce Łacińskiej. Na to musimy być przygotowani. Ale to wciąż nie jest ta sama sytuacja, co ścisły obszar postsowiecki.
A tam ta pierwsza trójka?
A w tej trójce z kolei Ukraina, newralgiczny element całej układanki.
Potrafi Pan sobie dziś wyobrazić zwrot Ukrainy na wschód?
Tu nie chodzi o prosty zwrot ku Rosji, bo na to na Ukrainie nie ma atmosfery politycznej i jeszcze jakiś czas jej nie będzie. Są jednak doświadczenia długotrwałej wojny i obcowania ze śmiercią oraz przekonanie, że to wszystko nie zostało docenione i że Europa tej ofiary nie przyjęła. Taka jest percepcja społeczeństwa ukraińskiego, która może skutkować poczuciem osamotnienia, czy wręcz zdrady. A wtedy może pojawić się pomysł na rozstanie z Zachodem, na budowanie polityki wielowektorowej, czy też czegoś w rodzaju neutralności, jak to miało już miejsce za czasów prezydenta Leonida Kuczmy. W praktyce zaś oznacza to otwieranie pola, na którym będzie mogła buszować Rosja.
Dlaczego ważne są również Gruzja i Mołdawia?
Gruzja jest polem rozgrywki ze względu na jej tradycyjne, symboliczne znaczenie dla Rosji. Mołdawia jest w innej sytuacji, bo poprzez Rumunię ma fizyczną łączność z Unią. Z punktu widzenia Brukseli kluczowe jest utrzymanie osi Ukraina-Gruzja, która łączy wschodnią granicę UE z Kaukazem.
Jak prawdopodobna jest perspektywa, że to się uda?
Dziś państwa stowarzyszone mają już infrastrukturę prawną, by się zbliżyć do Zachodu. W sensie politycznym i wojskowym blisko współpracują z NATO, niekiedy bardzo blisko. Społeczeństwa są nastawione bardzo prozachodnio. Trzeba jeszcze tylko skłonić do pracy elity, a jednocześnie przedstawiać oferty i wysyłać sygnały, że drzwi są otwarte.
Gdy myśli Pan o Wschodzie, jest w tym więcej optymizmu czy pesymizmu?
Nie traktuję tego w tych kategoriach, lecz jako zadanie do odrobienia. Trzeba obudzić zachodnie elity i pokazać im, że na fali zmiany geopolitycznej w polityce amerykańskiej, czyli koncentracji na Azji Południowo-Wschodniej, może stracić Europa Wschodnia. I że to jest moment, w którym nie można odpuścić, lecz trzeba wysyłać sygnały.
Bo warto być z tą Europą Wschodnią?
Bo to jest kwestia naszego bezpieczeństwa
Rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol
Rozmowa została przeprowadzona 4 listopada 2021 roku podczas Trzeciego Niemiecko-Polskiego Okrągłego Stołu o Europie Wschodniej, zorganizowanego przez Kolegium Europy Wschodniej w Wojnowicach pod Wrocławiem.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
* Historyk i politolog Paweł Kowal (rocznik 1975), profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN, zajmuje się transformacją państw Europy Środkowej i byłych republik ZSRS. Do 2010 roku należał do PiS, którego był posłem, wiceministrem spraw zagranicznych i europosłem. Potem współtworzył partię Polska jest Najważniejsza. W 2015 roku wycofał się z polityki, po czterech latach jednak powrócił i został posłem Koalicji Obywatelskiej.