Jak Pasawa dzielnie radzi sobie z uchodźcami
29 grudnia 201550-tysięczne miasto powiatowe w Dolnej Bawarii przy granicy z Austrią, położone u styku trzech rzek: Dunaju, Innu i Ilz nazywa się często „bawarską Wenecją”. Pasawa przyciąga turystów uroczą starówką, brukowanymi uliczkami, barokową katedrą oraz idylliczną, prawie śródziemnomorską atmosferą. Ponieważ leży tuż przy granicy z Austrią to tu od wiosny 2015 zaczęli napływać wyczerpani uchodźcy: matki z dziećmi na ręku, młodzi mężczyźni, całe rodziny. Przemytnicy ludzi wysadzali migrantów na autostradzie, tuż za austriacko-niemieckim przejściem granicznym.
Wiosną policja federalna informowała o około 600 imigrantach dziennie, a jesienią już o 10 tysięcach. W żadnym innym miejscu liczba uchodźców przekraczających granice Niemiec nie była tak wysoka, jak w Pasawie. Niektórzy z mieszkańców porównują swoją miejscowość do włoskiej Lampedusy. Ale mimo ogromnego obciążenia, w Pasawie hasło: ”damy radę” powtarzane jest obecnie z takim samym przekonaniem, jak kilka miesięcy temu.
Burmistrz miasta Jürgen Dupper (SPD) przyznaje, że Pasawa przeżyła w tym roku „interesującą sytuację, która wymagała wiele zaangażowania”. Ale w ostatecznym rozrachunku, jak twierdzi polityk, „wszystko przebiega zgodnie z planem”. Pasawa jest dla imigrantów pierwszym przystankiem w drodze do innych krajów związkowych Niemiec. Tutaj są po raz pierwszy rejestrowani, otrzymują posiłki, coś do picia. Bywa, że w nocy policja zabiera ich z ulicy i przewozi do tymczasowych schronisk. Niekiedy mieszczą się one nawet w salach wykładowych lub koncertowych.
Policja stale w akcji
Rejestracją migrantów na granicy zajmuje się policja federalna. We wrześniu i październiku po haśle kanclerz Angeli Merkel ”damy radę” policjanci znaleźli się kresu sił, pracując na zmiany, które niekiedy trwały po 13 godzin przez 7 dni w tygodniu. Jednak, jak zapewnia burmistrz Dupper, miasto ani przez moment nie pogrążyło się w chaosie. Nawet wtedy, kiedy pod koniec października, bez uprzedniego porozumienia władze austriackie dowoziły uchodźców autobusami do niemieckiej granicy.
23-letni policjant Ulrich Gönczi pracuje w Pasawie od września br. Wydaje uchodźcom jedzenie, pilnuje porządku, odpowiada na pytania. Przyznaje, że "to wyczerpujące zajęcie” i częściowo pomoc jest źle zorganizowana. Wielu zastraszonych imigrantów zwraca się do niego z prośbą po angielsku: „don't beat me” (proszę nie bić). Ulrich Gönczi usiłuje ich uspokoić i zapewnia, że niemiecka policja nie użyje przeciwko nim ani pałek, ani armatek wodnych.
Dla młodego policjanta i jego kolegów kontakt z imigrantami stał się automatycznie konfrontacją z problematyką kryzysów światowych. I trudno wraz ze zdjęciem służbowego munduru zapomnieć niektóre z historii. Nie da się zapomnieć widoku mężczyzny, który postrzelony w ucieczce przybył do Pasawy z otwartą raną w nodze. Albo trudno wyprzeć z pamięci historię rodziców, na oczach, których tonęła w Morzu Śródziemnym dwójka ich dzieci. „Jesteśmy tylko ludźmi i takie przypadki poruszają do głębi”, przyznaje policjant.
Pragmatyzm zamiast narzekania
Fakt, że tak małe miasto jak Pasawa radzi sobie z ogromną liczbą imigrantów budzi zdziwienie. W innych miejscowościach przy granicy z Austrią reakcje mieszkańców są mniej przyjazne. Burmistrz miasteczka Freilassing wysłał do kanclerz Angeli Merkel alarmujący list, utrzymany w tonie groźby. Informował, że fala uchodźców zmieniła nastroje wśród mieszkańców.
Tymczasem burmistrz Pasawy jest pragmatykiem i uważa, że „narzekanie nic nie pomoże”. – Musimy pogodzić się z tym, że będzie do nas przybywać coraz więcej ludzi.
Jak dotąd żaden z ośrodków dla imigrantów w Pasawie nie został podpalony. W opinii policji nie przybyło też włamań do domów czy mieszkań w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku. Naturalnie są wśród mieszkańców tacy, którzy martwią się o swoje miejsca pracy, o brak mieszkań, o oświatę . Burmistrz Jürgen Dupper rozumie te obawy i przyznaje, że są one uzasadnione. Polityk jedno wie na pewno, że gmina musi uczynić wszystko, by imigrantów jak najszybciej zintegrować.
Doświadczenia Pasawy
Optymizm i wiara burmistrza jest zaraźliwa. Setki czy nawet tysiące mieszkańców Pasawy angażują się w pomoc uchodźcom. Między policją, miastem i wolontariuszami działa coś na kształt „niezwykłego przymierza”. Przykładem jest Afgańczyk Ahmed Sarbani, który sam jako azylant przybył do Pasawy przed wielu laty. Obecnie pomaga, jako tłumacz imigrantom z Afganistanu, Iranu i Bangladeszu.
Nawet w najtrudniejszych momentach burmistrz Pasawy nie ma wątpliwości, co do tego, że jego miasto poradzi sobie z uchodźcami. Tylko czasem, kiedy widzi ich z „plecakami pełnymi nadziei”, zadaje sobie pytanie, czy uda się te nadzieje spełnić. Jedno, co może zagwarantować, to pomoc w nagłej potrzebie.
– My, mieszkańcy Pasawy mamy już doświadczenie, jak radzić sobie z wyzwaniami – zapewnia Jürgen Dupper. I ma na myśli powódź sprzed dwóch lat, kiedy starówka znalazła się pod wodą. Może to jest właśnie klucz do sukcesu pomocy dla uchodźców, przypuszcza burmistrz.
Vera Kern / Alexandra Jarecka