Jak pryska mit o niemieckim eldorado
29 lipca 2011Od czasu kryzysu wielu mieszkańców Europy Południowej myśli o wyjeździe do pracy za granicę. Niemiecki rynek pracy szuka natomiast na gwałt wykształconych fachowców. Agencje pośrednictwa pracy chcą skojarzyć obie strony, ale napotykają na trudności.
"Nie ma żadnego >braku rąk do pracy< na niemieckim rynku" - to tylko jedno z wielu podobnych twierdzeń czytelników, którzy komentowali online artykuł "Sueddeutsche Zeitung" o deficycie fachowców w Niemczech. "Firmy biadolą nad sytuacją, do której same doprowadziły. Niech zajrzą do poczekalni w pośredniaku, a spotkają tam ludzi, których same zwolniły." - pisze inny czytelnik.
Od ubiegłego tygodnia wszystkie gazety rozpisują się o zabiegach Federalnej Agencji Pracy, poszukującej fachowców w Hiszpanii, Portugalii i Grecji.
Zwyczajny Angst
Wydział Agencji Pracy zajmujący się pośrednictwem dla pracowników z zagranicy, ZAV działa już od prawie 20 lat. W przeszłości pomagał on przede wszystkim Niemcom znaleźć prace za granicą lub organizował pośrednictwo dla pracowników sezonowych, np. z Polski. Teraz głównym zadaniem stał się werbunek fachowców z zagranicy. Ale reakcje samych Niemców na te zabiegi są mało przychylne. Szara masa nie życzy sobie napływu dalszych obcokrajowców w obawie przed tym, że mogliby wyprzeć z rynku pracy Niemców, albo spowodować dumping zarobków.
W cotygodniowej audycji radiowej jednej z rozgłośni redaktor przed mikrofonem zachęca słuchaczy, by wypowiadali się o werbunku fachowców za granicą. Nie długo czeka na pierwsze reakcje. Dzwoniąca do studia kobieta mówi, że ma "mieszane uczucia", kiedy słyszy o staraniach Agencji Pracy. Jakiś inny słuchacz utyskuje, że "Niemcy sami powinni poradzić sobie z narybkiem fachowców, bez obcej pomocy z zagranicy". Trzeci dzwoniący jest przekonany, że cudzoziemcy tylko obniżą poziom zarobków - co bardzo byłoby po myśli przedsiębiorców" - jak zaznacza.
Negatywna konotacja imigracji
ZAV udało się znaleźć 17 tys. Hiszpanów, którzy w zasadzie byliby gotowi przyjechać do pracy do Niemiec. Zgiodzili się na wciągnięcie swoich danych do bazy danych. W uszach przeciętnego Niemca owe 17 tysięcy to lawina obcokrajowców czyhających na ich miejsca pracy. Hilmar Schneider, dyrektor odpowiedzialny w Instytucie Badań nad Przyszłością Pracy (IZA) za politykę rynku pracy jest zrozpaczony taką postawą Niemców. "·Żaden fachowiec z zagranicy nie zabiera nikomu miejsca pracy! - twierdzi. Ci fachowcy powodują raczej, że zwiększa się popyt." Czuje się, że to twierdzenie musiał już powtarzać wielokrotnie.
Znawcy rynku pracy z IZA wychodzą z założenia, że wykwalifikowany pracownik nie tylko generuje zatrudnienie dla dalszych fachowców, lecz sprawia również, że pracę znajdują także ludzie o niższych kwalifikacjach. Nie ma to też żadnego negatywnego wpływu na poziom płac.
Niemcy opóźnieni
Z tego względu Hilmar Schneider uważa, że 17 tysięcy Hiszpanów to wręcz za mało, a nie za dużo. Przypuszczalnie tylko półtora tysiąca z nich zdecyduje się faktycznie przyjechać do Niemiec. "To kropla w morzu potrzeb" - twierdzi Schneider, wychodzący z założenia, że w okresie następnych 30 lat w Niemczech rokrocznie będzie brakować 300-500 tys. rąk do pracy. W wyszukiwaniu wykwalifikowanych obcokrajowców Niemcy ocknęły się zbyt późno. Uprzedziły je już Wielka Brytania i kraje skandynawskie - twierdzi. "Nie starczy już dla nas tych fachowców, którzy byliby nam potrzebni" - zaznaczył w rozmowie z Deutsche Welle.
Beate Raabe z ZVA jest co prawda przekonana, że Niemcy mają jednak duże szanse znalezienia pracowników w Europie Południowej, ale także i ona przyznaje, że w przyszłości będzie jeszcze trudniej. Już dziś widać, że potrzeby rynków pracy we wszystkich krajach europejskich są podobne. Pominąwszy państwa targane kryzysami, wszyscy inni szukają pracowników z sektora opieki zdrowotnej, informatyków i inżynierów. "A to oznacza, że ludzie ci mają szanse zatrudnienia także we własnym kraju i nie będzie im się chciało przeprowadzać gdzieś indziej".
Mało pomocna polityka
Nie będzie łatwo uporać się z tym problemem - jest przekonany Hilmar Schneider z IZA. Nie wierzy on, żeby w sukurs rynkowi pracy przyszła polityka. Kto będzie chciał umieścić temat rekrutacji obcokrajowców w swym programie wyborczym, ryzykując niezadowolenie wyborców? - pyta.
Sami Niemcy uważają swój kraj za eldorado. Inne jest natomiast spojrzenie na Niemcy z zewnątrz. Już dawno poszła fama, że Niemcy niezbyt przychylnie traktują obcokrajowców. Język niemiecki nie jest też w szkołach za granicą tak popularny, jak angielski czy francuski, a w niemieckich przedsiębiorstwach bez niemieckiego ani rusz. Podczas gdy w Wielkiej Brytanii czy w Skandynawii nowo przybyłym fachowcom pomaga się znaleźć mieszkanie czy miejsce dla dziecka w przedszkolu, w Niemczech muszą oni radzić sobie sami.
Beate Raabe jest przekonana, że w przyszłości firmy zabiegające o pracowników będą musiały oferować im taki serwis. "Tylko w ten sposób będą bardziej atrakcyjne od konkurencji". Hilmar Schneider nie jest natomiast pewien, że sprawy mogą potoczyć się tak pomyślnie. Jego zdaniem, jeżeli firmy będą miały aż takie problemy z werbunkiem pracowników, przeniosą się same tam, gdzie ci pracownicy są.
Jutta Waserrab / Małgorzata Matzke
red.odp.:Alexandra Jarecka