Jak zwabić sceptyków do strzykawki
22 maja 2021W USA kampania szczepień idzie wielkimi krokami naprzód. Prawie połowa populacji otrzymała już pierwszą dawkę szczepionki. 38 procent jest już w pełni zaszczepionych.
Podczas gdy na początku roku istniały jeszcze trudności z udostępnieniem wszędzie wystarczającej ilości szczepionki, teraz sytuacja w punktach szczepień uległa radykalnej zmianie. W wielu miejscach podaż szczepionek przewyższa popyt. Coraz częściej nie można podać dostępnych dawek szczepionki, bo nie ma chętnych. Aktywiści, agencje rządowe i firmy wymyślają rozmaite zachęty, aby skłonić maruderów do podstawienia ramienia pod strzykawkę.
Skorupiaki, jointy, burrito - za jedno ukłucie
Amerykański stan Ohio rozlosowuje milion dolarów tygodniowo wśród tych, którzy się zaszczepili. W Nowym Jorku, przez jeden dzień pod koniec kwietnia, każdy, kto przyjął pierwszą dawkę szczepionki, mógł odebrać darmowego jointa. Maine kusi darmowymi licencjami myśliwskimi, a zaledwie kilka dni temu decyzja biura promocji miasta Nowy Orlean wywołała poruszenie, rozdając funt langusty za każde podanie szczepionki.
Także w innych częściach świata istnieją niezliczone kreatywne pomysły, aby zwabić ludzi: w Rajkot w Indiach jubilerzy rozdawali zaszczepionym złote kolczyki do nosa, w Rosji i Serbii chętni do szczepienia otrzymują bony na zakupy, a w Transylwanii w Rumunii można przyjąć szczepionkę w zamku Drakuli - z dyplomem nieśmiertelności włącznie.
Sceptycyzm tak stary jak szczepionka
Choć niektóre z tych zachęt mogą wydawać się dziwaczne, nie są one nowe. – Już na początku XIX wieku było podobnie ze szczepieniem przeciwko ospie – wyjaśnia historyk medycyny z Muenster, Malte Thiessen. – Również w tamtych czasach szczepienia były nowością i początkowo panował duży sceptycyzm. Dlatego urzędnicy przynosili jedzenie, rozdawali słodycze, a nawet przyznawali medale szczepień - jako zachętę do dobrowolnego zaszczepienia się – wyjaśnia.
Tak więc zastrzeżenia wobec szczepień są tak stare, jak same szczepienia - i dlatego zawsze stanowiły problem. Jeszcze pod koniec 2018 r., przed wybuchem pandemii koronawirusa, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała „brak gotowości do szczepień" za jedno z dziesięciu największych zagrożeń zdrowotnych na świecie.
Życie w epoce szczepień ochronnych
Zdaniem Thiessena ma to wiele przyczyn. – Z jednej strony, szczepienia same w sobie przeczą zdrowemu rozsądkowi: wstrzykuje mi się coś, od czego w zasadzie mogę się nawet rozchorować, i to ma mnie chronić – . Szczepienia są często postrzegane jako sztuczna ingerencja w bieg natury. – Istnieją koncepcje mówiące, że hartowanie się czy przebycie choroby jest lepsze dla naturalnego procesu rozwoju organizmu – mówi badacz.
Ponadto, wiele kampanii szczepień, zwłaszcza w krajach uprzemysłowionych, stało się „ofiarami własnych sukcesów”. – Żyjemy dziś w epoce, w której jesteśmy uodpornieni – mówi Thiessen. Odra, dur brzuszny, polio czy ospa: – Myśl, że choroby zakaźne są czymś groźnym, prawie całkowicie zniknęła z naszej świadomości – właśnie dlatego, że od lat 50-tych, 60-tych w dużej mierze wyparliśmy je z naszego świata poprzez skuteczne kampanie szczepień –.
Szczepienia są również postrzegane jako częściowo narodowe programy polityki zdrowotnej. Dlatego – zdaniem Thiessena – szczepienia są zawsze także „ekranem projekcyjnym” zaufania społeczeństwa do własnych instytucji państwowym. Jest to widoczne na przykład we Francji, gdzie nieufność do instytucji jest tradycyjnie większa niż w Niemczech. – Szybko okazało się, że gotowość do szczepień jest również niższa niż w tym kraju – konkluduje Thiessen.
Dokładnie te argumenty znajdują również odzwierciedlenie w ankiecie United States Census Bureau, według której ponad 20 procent Amerykanów nadal waha się, czy się zaszczepić. Nieufność do szczepionek, ale także do rządu, jest jednym z najczęściej wymienianych argumentów. A ponad 20 procent respondentów odpowiedziało: „Po prostu nie sądzę, że jest mi to potrzebne.”
Zaprzeczanie, sceptycyzm, lenistwo
Często brak chęci do szczepień nie wynika z ugruntowanych zastrzeżeń wobec szczepień jako takich. Konieczne jest rozróżnienie trzech grup. – Istnieją szczepionkowi maruderzy, dla nich to jest po prostu kwestia wygody; są sceptycy, którzy w zasadzie nie odrzucają szczepień, ale chcą najpierw dowiedzieć się dokładnie, na czym to polega; wreszcie są tacy, którzy odrzucają szczepienia całkowicie i używają argumentów zaczerpniętych z teorii spiskowych. Ale ci stanowią najmniejszy odsetek – tłumaczy historyk medycyny.
We wszystkich dotychczasowych kampaniach szczepień odsetek osób bezwzględnie odmawiających przyjęcia szczepionki wynosił zaledwie od dwóch do pięciu procent. Apele i edukacja nie zawsze wystarczają. – Z naszych badań wynika, że ludzie nie mają przychodzić na szczepienia, ale szczepienia mają przychodzić do ludzi – mówi Thiessen. Dodaje, że chodzi o mobilne zespoły szczepień, punkty szczepień w supermarketach lub w ratuszach.
Albo nawet o tak niezwykłe działania, jak te, które podjęły władze miasta Nowy Orlean. W ciągu zaledwie trzech godzin udało im się sprzedać 125 funtów homarów i podać odpowiednio dużo dawek szczepionki. – Na początku może się to wydawać banalne i niedorzeczne: kilogram owoców morza za szczepionkę – komentuje Thiessen. Dodaje, że to wskazuje na bardzo ważną kwestię: że ludzie są wygodni. A to z kolei pokazuje: Im prostsze rzeczy robimy, tym bardziej są one udane. I często już właśnie to jest rozwiązaniem.