Jak będzie wyglądała przyszłość Gazy po wojnie?
15 stycznia 2024Ostatnie trzy miesiące to jedna wielka odyseja i poszukiwanie bezpieczeństwa, którego nie ma w Gazie. Muhammed Ali i jego rodzina wiele razy musieli szukać nowego schronienia – ich dom w Strefie Gazy został zniszczony w wyniku izraelskich ataków. „Najpierw szukaliśmy ratunku w pobliskim szpitalu Al-Quds. Kiedy powiedzieli, że musimy stąd uciekać, ruszyliśmy do Nusajrat [w centrum Strefy Gazy]. Teraz jesteśmy w Rafah” – napisał w SMS-ie.
Trzy miesiące po wypowiedzeniu przez Izrael wojny ekstremistycznemu Hamasowi 35-letni inżynier budownictwa lądowego martwi się nie tylko o codzienne przetrwanie, lecz także o to, jak będzie wyglądać jego przyszłość w Gazie. Dlatego że niektórzy izraelscy politycy, w tym ministrowie w ultraprawicowym rządzie premiera Benjamina Netanjahu, kwestionują to, czy mieszkańcy Gazy w ogóle powinni tu powrócić.
– Mamy nadzieję, że nie dojdzie do przymusowych wysiedleń, że wojna się skończy i wszyscy będą mogli wrócić do domu. Wystarczy to, co się stało – trzeba to zakończyć – powiedział Ali w rozmowie z DW.
Ani gabinet Netanjahu, ani Izraelski Gabinet Bezpieczeństwa nie osiągnęły jeszcze oficjalnie zgody co do tego, jak będzie wyglądała przyszłość Strefy Gazy po wojnie i co się stanie z około 2,2 mln mieszkańców. Dyskurs polityczny koncentruje się wokół „eliminacji” Hamasu, który jest odpowiedzialny za ataki terrorystyczne na Izrael z 7 października 2023, w których zginęło ponad 1200 osób, oraz wokół uwolnienia ponad 130 izraelskich zakładników, którzy nadal przetrzymywani są w Gazie.
„Dobrowolny eksodus” Palestyńczyków z Gazy
Prawicowi ekstremistyczni politycy, tacy jak minister finansów Becalel Smotricz i Itamar Ben-Gewir, minister bezpieczeństwa narodowego, nie ukrywają, że wyobrażają sobie przyszłość Gazy bez większości jej palestyńskich mieszkańców – i zbudowanej z nowych izraelskich osiedli.
– To, co należy zrobić w Strefie Gazy, to zachęcić do emigracji – powiedział Smotricz w niedawnym wywiadzie dla izraelskiego radia wojskowego. – Jeśli w Gazie będzie 100 tys. lub 200 tys. Arabów, a nie dwa miliony, cała dyskusja będzie zupełnie inaczej wyglądała. Ben-Gewir wezwał także do propagowania „dobrowolnej emigracji” Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Podobne poglądy wyrazili inni parlamentarzyści i członkowie gabinetu.
Izraelskie media donosiły o negocjacjach z państwami trzecimi, które byłyby skłonne przyjąć Palestyńczyków, m.in. z Demokratyczną Republiką Konga, Rwandą i Czadem. Wszystkie trzy kraje odrzuciły te informacje jako fałszywe.
„Nie chcemy okupować Gazy w dłuższej perspektywie”
Izraelski minister obrony Joaw Galant zdecydowanie odrzucił pomysły swych prawicowych kolegów z koalicji rządowej. Zgodnie z planem dotyczącym przyszłości Gazy, który przedstawił na początku stycznia tego roku, „nie będzie żadnej obecności cywilnej [izraelskiej] w Gazie”. Gazą powinni rządzić Palestyńczycy, podczas gdy Izrael będzie sprawował kontrolę nad bezpieczeństwem. Także premier Benjamin Netanjahu jasno do zrozumienia, że Izrael „nie ma zamiaru okupować Strefy Gazy w dłuższej perspektywie ani wypędzać ludności cywilnej”. Izrael zlikwidował swoje osiedla w Strefie Gazy w 2005 roku. Zachował jednak kontrolę nad granicami lądowymi i morskimi oraz przestrzenią powietrzną po brutalnym przejęciu władzy w Gazie przez terrorystów Hamasu w 2007 roku.
Ultraprawicowi koalicjanci są ważni dla utrzymania koalicji rządzącej Netanjahu, ale ich wpływ na decyzje strategiczne jest raczej wątpliwy. – Izrael jest bardziej zależny od USA niż wcześniej. Dotyczy to zarówno dyplomatycznego wsparcia w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, jak i bezpieczeństwa narodowego Izraela – mówi Udi Sommer, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Tel Awiwie i pracownik naukowy w John Jay College na Uniwersytecie Miejskim Nowego Jorku. – Jeśli chodzi o perspektywę realistycznego scenariusza powojennego w Gazie, raczej słuchałbym tego, co mówi amerykański sekretarz stanu, a nie lekkomyślnych oświadczeń ekstremistów w rządzie Netanjahu.
Krytyka nakręcania nastrojów
Inni kwestionują publiczną debatę w Izraelu, która nie zajmuje się losem palestyńskich cywilów w Gazie. Część byłych parlamentarzystów i pracownicy naukowi wystosowali list otwarty, w którym krytykują rosnące nakręcanie nastrojów przez polityków, dziennikarzy i parlamentarzystów przeciwko Palestyńczykom w Gazie.
Kontrowersyjne wypowiedzi izraelskich polityków i ministrów są także częścią pozwu wniesionego przez Republikę Południowej Afryki do Międzynarodowego Trybunału Karnego. Republika Południowej Afryki oskarża Izrael o ludobójstwo dokonywane w Strefie Gazy. Pierwsze przesłuchania w tej sprawie odbyły się w zeszłym tygodniu.
Stany Zjednoczone i inne kraje, w tym Niemcy, skrytykowały oświadczenia prawicowych ekstremistów jako „nieodpowiedzialne i podżegające”. Podczas swojej wizyty w Izraelu kilka dni temu sekretarz stanu USA Antony Blinken zapowiedział wysłanie do Gazy specjalnie stworzonej misji ONZ, która ustali warunki, na jakich Palestyńczycy będą mogli wrócić do domu.
Około 1,9 mln mieszkańców Gazy musiało uciec
Potencjalna przymusowa relokacja Palestyńczyków z Gazy jest również nie do przyjęcia dla państw arabskich. Prezydent Egiptu Abd al-Fattah as-Sisi dał jasno do zrozumienia, że jego kraj nie planuje osiedlania Palestyńczyków na egipskim półwyspie Synaj.
Według szacunków Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA) 1,9 mln ludzi, czyli około 85 proc. populacji, uważa się za przymusowo wysiedlonych. Setki tysięcy uciekinierów szuka obecnie schronienia w Rafah, najbardziej na południe wysuniętym mieście Strefy Gazy, położonym przy granicy z Egiptem.
– Ogromne zniszczenia w samej Strefie Gazy każą przypuszczać, że Palestyńczycy nie wrócą tu szybko – wyjaśnił w telefonicznej rozmowie z DW palestyński działacz na rzecz praw człowieka Mustafa Ibrahim, obecnie przebywający w Rafah. – Niedawne oświadczenie Smotricza, które zostało potępione przez Europę i Amerykę, brzmi jak koncepcja przymusowego wysiedlenia – powiedział. – W Rafah zostało stłoczonych już 1,5 mln Palestyńczyków.
Ibrahim podkreśla, że kwestia ucieczki i przymusowego wysiedlenia nie jest dla Palestyńczyków niczym nowym. Dużo ludzi ma w pamięci traumę wojny arabsko-izraelskiej z 1948 roku – „Nakbę” (po arabsku: katastrofa), gdy setki tysięcy musiało uciekać bądź zostało wypędzonych ze swojej ojczyzny. Do dzisiaj nie udało im się wrócić. Według UNRWA około 70 proc. mieszkańców Gazy jeszcze przed ostatnią eskalacją uznawano za uchodźców lub ich potomków.
Jednym z nich jest Amer Abdel Muti. Pochodzi z Dżabaliji , miasta w północno-wschodniej części Gazy, od wybuchu konfliktu wielokrotnie musiał uciekać – najpierw do Chan Junus, a ostatnio do Rafah. „Gdyby państwa zachodnie otworzyły przed nami drzwi i pozwoliły nam na krótki czas wyjechać, gwarantując możliwość powrotu po zawieszeniu broni, to ja bym wyjechał, bo boję się o swoje życie” – napisał 30-latek w SMS-ie do DW. „Ale gdybym miał wyjechać na zawsze, tobym nie wyjechał. Wtedy zostałbym w swojej ojczyźnie”.
Współpraca: Hazem Baloush (Amman)
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW.