Karta Wypędzonych: pojednanie czy relatywizacja?
5 sierpnia 2010Na uroczystości obchodów 60. rocznicy ogłoszenia Karty Niemieckich Wypędzonych ze Stron Ojczystych przybyli do Stuttgartu m.in. minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere (CDU) oraz szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle (FDP).
Minister spraw zagranicznych, który pół roku temu zablokował kandydaturę przewodniczącej BdV, Eriki Steinbach do rady państwowej fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” został powitany długim buczeniem obecnych na sali uroczytości.
Pojednanie czy rewizjonizm?
Opinie na temat roli i znaczenia Karty Wypędzonych są mocno podzielone. Steinbach podkreśliła w przemówieniu na uroczystości, że dokument z 1950 roku był "historycznym aktem pojednania", gdyż "odrzucił rewanż i przemoc". Przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert (CDU) uznał ważną rolę karty jako jednego z podstawowych dokumentów w czasie powstawania RFN.
Część polityków jest jednak odmiennego zdania. Opozycja zarzuca, że Karta Wypędzonych relatywizuje historię, a Steinbach idealizuje dziś dokument. Główny zarzut dotyczy pominięcia w treści karty nazistowskiej dyktatury jako głównej przyczyny wypędzeń. Politycy lewicy nazwali kartę "dokumentem rewizjonistycznym". Komentatorzy zauważają, że karta jest napisana z perspektywy, jakby historia Niemiec rozpoczynała się od wypędzeń i cierpień narodu pozbawionego prawa do ojczyzny (Recht auf Heimat) oraz pomija m.in. poprzedzające je zbrodnie Holokaustu.
Micha Brumlik, autor niedawno wydanej książki “Wer Sturm Sät. Die Vertreibung der Deutschen” ("Kto sieje burzę. Wypędzenie Niemców") przypomina, że co trzeci sygnatariusz karty wypędzonych był zadeklarowanym nazistą, a wielu czynnie uczestniczyło w realizacji planów Hitlera.
Sumienie Niemców przeciwko relatywizacji
Podobnego zdania jest również publicysta żydowskiego pochodzenia, który jeszcze przed kilkoma laty wspierał Erikę Steinbach w jej dążeniach do centrum wypędzonych, Ralph Giordano. Publicysta nazywany "niemieckim sumieniem" zauważa, że „w karcie nie ma ani słowa o Hitlerze, Buchenwaldzie czy Auschwitz. Nie wspominając już o jakimkolwiek geście ubolewania z powodu cierpień mordowanych narodów”.
Giordano nazwał dokument "przykładem niemieckiej sztuki wypierania się prawdy". "Fakt, że karta kompletnie pomija przyczyny wypędzeń pozbawia ją jakiejkolwiek wartości", napisał Giordano w gazecie "Hamburger Abendblatt". Publicysta zaproponował też aktualizację dokumentu, na co Steinbach odpowiedziała podczas uroczystości słowami: "Takiego dokumentu się nie zmienia po prostu tak, by pasował do ducha nowego czasu".
Wypędzeni nie chcą rozrachunku z własną przeszłością
Przewodnicząca Związku Wypędzonych odrzuca argumenty krytyków mówiąc, że "takie argumenty są nie do przyjęcia, bo są oparte na ocenie przeszłości z dzisiejszego punktu widzenia”. Dodała także w rozmowie z mediami, że "narodowosocjalistyczna ideologia zawsze była obca jej organizacji".
Także w przemówieniu Eriki Steinbach nie było słowa o wydarzeniach poprzedzających wysiedlenie Niemców. Nie padło nazwisko Hitlera, natomiast była mowa o Stalinie, który “miał nadzieję, że miliony wypędzonych zdestabilizują pokonane Niemcy”.
Prowokacja w przeddzień uroczystości
Zaostrzenie dyskusji na temat wypędzeń sprowokował na dwa dni przed uroczystościami w Stuttgarcie funkcjonariusz BdV, Arnold Toelg, który reprezentuje BdV w radzie państwowej fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". Toelg powiedział w wywiadzie dla radia Deutschlandfunk, że pozbycie się Niemców było "długofalowym planem Polski i częściowo Czech" oraz że wojna wywołana przez Hitlera dała tym krajom okazję do realizacji planu. Toelg mówił otwarcie o „winie po drugiej stronie”. Jak dodał, „to Francja i Anglia wypowiedziały wojnę Niemcom, a nie odwrotnie”.
Politycy niemieckiej opozycji zażądali dymisji Toelga. Dietmar Nietan z SPD zarzucił Toelgowi rewizjonizm, a Angelika Schwall-Dueren, wiceprzewodnicząca frakcji SPD w Bundestagu, skomentowała, że jego „wypowiedzi są relatywizacją zbrodni nazistowskich i policzkiem dla sąsiadów”. Toelg jest jednym z trzech przedstawicieli BdV we władzach fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”, która ma zarządzać powstającą w Berlinie placówką upamiętniającą losy wypędzonych.
Politycy przeciwko dniowi pamięci
Erika Steinbach zażądała podczas swojego przemówienia wprowadzenia Dnia Pamięci Wypędzonych. Minister spraw wewnętrznych Niemiec, Thomas de Maiziere (CDU) oraz przewodniczący Bundestagu, Norbert Lammert (CDU), odrzucili jednak taki pomysł. Zdaniem Lammerta żądania Związku Wypędzonych nie są wprawdzie zupełnie pozbawione podstaw, ale w Niemczech istnieje już "wiele rutynowych dni pamięci". Jak powiedział w wywiadzie dla radia RBB "taki dzień nie przyczyniłby się do wzmocnienia wrażliwości społecznej" i zasugerował, że wystarczą okrągłe rocznice. De Meziere przypomniał, że Niemcy obchodzą już Dzień Żałoby Narodowej, co roku w listopadzie.
Uroczystości w Stuttgarcie rozpoczęły się w czwartek 5.08 w południe od złożenia wieńca przez ministra spraw wewnętrznych Badenii-Wirtembergii Heriberta Recha (CDU) przy pomniku wypędzonych w Bad Cannstatt. Tam właśnie 60 lat temu doszło do podpisania Karty Niemieckich Wypędzonych ze Stron Ojczystych. Dokument był pierwszym wspólnym oświadczeniem niemieckich organizacji wypędzonych po II wojnie światowej i do dziś stanowi podstawę dla działalności związków wypędzonych, w tym BdV.
Róża Romaniec
red.odp.: Małgorzata Matzke