1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Kobiety w Bundeswerze. "Tata był ze mnie dumny"

12 stycznia 2010

Dziesięć lat temu wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE umożliwił żołnierkom Bundeswehry służbę z bronią w ręku. Jedną z nich jest Stefanie Linsener, która ma już za sobą cztery miesiące na misji w Afganistanie

https://p.dw.com/p/LR1i
"Buty siedmiomilowe" należą do polowego umundurowania

Stefanie nigdy nie poznała osobiście Tani Kreil. Trochę tego żałuje, bo to ona wywalczyła Niemkom prawo do służby w formacjach bojowych. Spowodowała nawet zmianę w konstytucji! Dzięki niej do szeregów Bundeswehry wstąpiło z miejsca prawie dwy tysiące dziewcząt. Przedtem młode Niemki mogły służyć tylko w jednostkach sanitarnych oraz w orkiestrach wojskowych. Od 11 stycznia 2000 roku mają prawo służyć także z bronią w ręku.

Stefanie zgłosiła się ochotniczo do wojska dokładnie w rok po orzeczeniu Trybunału. "Tata był ze mnie od początku bardzo dumny - wspomina - za to mama miała pewne wątpliwości, które jednak minęły, kiedy zobaczyła, że daję sobie radę".

Na rozkaz pada, czy to wypada?

Na początku nie było łatwo. Koszarowe życie, wojskowy dryl na każdym kroku i ostry ton podoficerów, wydających rozkazy rekrutom, bardzo różniły się od rodzinnej atmosfery w domu. Mundur też niezbyt przypominał modne ciuchy, noszone wcześniej, w cywilu.

"Mundur? Owszem, jest praktyczny i nawet wygodny, ale niezbyt modny" - mówi z uśmiechem Stefanie. Mimo munduru od razu widać, że mamy do czynienia z młodą i wielce urodziwą damą. Pierścionek i kolczyki nosi podczas codziennej pracy w biurze służby kwatermistrzowskiej w Wahn pod Kolonią.

Podczas "unitarki" na biżuterię nie było ani miejsca, ani czasu. Kolczyki i tak nie pasują do hełmu, a pierścionki na palcach tylko przeszkadzają podczas ćwiczeń w terenie, na których Stefanie wraz z czterema koleżankami-rekrutkami pokonywała poligonowe błoto "czołganiem przez pełzanie". Kopanie okopów do strzelania w pozycji stojąc też nie jest najlepszym zajęciem dla kobiet, a ważący 30 kg plecak dużo mniej wygodny w noszeniu niż zgrabna, damska torebka.

Wtedy całkiem na serio myślała o tym, żeby wycofać się z tego interesu. Szkolenie było tak pomyślane, żeby doprowadzić rekrutki na skraj wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Trzeba przyznać, że akurat to się instruktorom Bundeswehry udało! Sytuacji nie poprawiała też napięta atmosfera w grupie siedmiu dziewczyn-rekrutek, które potrafiły skakać sobie do oczu.

"Pomyślałam sobie wtedy, że trzeba zacisnąć zęby i... przetrwać. Ambicja nie pozwalała mi zrezygnować ze służby, do której nikt mnie przecież nie zmuszał. Poza tym uważam, że kobiety są bardziej wytrzymałe i chyba w sumie twardsze, choć może trochę inaczej, od mężczyzn" - mówi.

Koszarowa emancypacja i równouprawnienie

 

Major Jürgen Fischer może temu tylko przytaknąć. Wie z własnego doświadczenia, że obecność paru dziewczyn w grupie rekrutów znakomicie wpływa na atmosferę w zespole i dobrze pojętą rywalizację. Dziewczęta często są w niej górą, bo uważają, że muszą udowodnić sobie i innym, że w niczym nie ustępują chłopakom pod względem wytrzymałości i odporności na początkowe trudy wojskowej kariery.

Kariera nie jest tu słowem użytym przypadkiem. Major Fischer jest przekonany, że tylko kwestią czasu jest pierwszy awans żołnierza-kobiety na stopień majora i podpułkownika w służbie liniowej. Nastąpi to za jakieś pięć-sześć lat. W sumie szybko, jeśli pomyślimy, że pierwsze panie, gotowe służyć z bronią w ręku, pojawiły się w niemieckich siłach zbrojnych dokładnie przed dziesięciu laty. Dziś jest ich już 17.000. Wiele, wśród nich także Stefanie, ma za sobą misje zagraniczne.

Autor: Karin Jäger /Andrzej Pawlak

Red. odp.: Małgorzata Matzke.