1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: America First, czyli Oscar dla "Green Book"

25 lutego 2019

Oscarowa noc przyniosła niespodziankę. Za najlepszy film uznano „Green Book“. Faworyci musieli odejść z kwitkiem. To dobry wybór, ale z nieoczywistego powodu – uważa Jochen Kuerten.

https://p.dw.com/p/3E2eP
Oscarverleihung 2019 | Bester Film -  Green Book
Zdjęcie: AFP/K. Winter

Członkom amerykańskiej akademii filmowej najwyraźniej przejadła się globalizacja. Grek albo Meksykanin na oskarowym tronie? W najważniejszej kategorii – najlepszy film – o statuetkę walczyły aż dwie nieanglojęzyczne produkcje: „Faworyt” greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa oraz „Roma” meksykańskiego twórcy Alfonso Cuarona. Oba filmy uważano za murowanych kandydatów do nagrody, oba zgarnęły po 10 nominacji.

Ale czy Oscary to światowa nagroda filmowa? Wygląda na to, że członkowie akademii zadawali sobie to pytanie. I znaleźli na nie odpowiedź. I zapewne właśnie to przesądziło, iż statuetka za najlepszy film powędrowała do twórców filmu „Green Book” – typowego, amerykańskiego obrazu, wystarczająco dobrego na Oscara, uchodzącego za rodzaj Feel-Good-Movie. Film opowiada poruszającą historię, jest dobrze zagrany, porusza aktualny i ważny politycznie temat (rasizm), a do tego oparty jest na prawdziwych wydarzeniach.

Oscar nie jest globalną nagrodą filmową

No i jest to film amerykański. Oscar wciąż i od zawsze jest bowiem wyróżnieniem anglojęzycznego świata filmowego. Dlaczego zatem nagrodę miałby odebrać film nieanglojęzyczny? Fakt, że akademia za każdym razem nominuje kilku twórców spoza swojego obszaru językowego, jest w zasadzie przejawem braku konsekwencji.

Wśród szerszej publiczności powstaje przez to wrażenie, że Oscary to rzeczywiście nagroda światowego kina. Wzmacnia to jej własne znaczenie i trzeba przyznać, że skutecznie. Cały świat, w tym wiele poważnych mediów, produkuje masę oscarowych wiadomości: o nominacjach, przygotowaniach do gali, o gwiazdach, które odmówiły jej prowadzenia, o gwiazdach na czerwonym dywanie i tak dalej.

Jochen Kuerten - redakcja kultury DW
Jochen Kuerten - redakcja kultury DW

Przybrało to w międzyczasie absurdalne rozmiary. Rozdaniu Oscarów, czyli przede wszystkim wieczornej gali, nadano takiego znaczenia, jakby każdego roku rozstrzygano na niej wszelkie istotne sprawy społeczne. Z pewnością to dobrze, że twórcy kultury mogą zwrócić uwagę na pewne tematy i wypowiedzieć się na scenie, w obliczu wielomilionowej widowni, w kwestii rasizmu, równouprawnienia, Obamy, Trumpa, czy czegokolwiek, co jest akurat aktualne i dyskutowane.

Ale Oscary to wciąż głównie ładne, kolorowe show dla garstki szczęściarzy z Hollywood i dla publiczności przed ekranami telewizorów. Nie bez kozery oscarowy wieczór jest dla wielu firm najskuteczniejszą metodą zareklamowania na czerwonym dywanie nowych wieczorowych kreacji czy biżuterii. Przerwy reklamowe podczas gali to biznes za miliony dolarów. Już samo rozwinięcie czerwonego dywanu, na kilka dni przed samą galą, staje się medialnym wydarzeniem, śledzonym przez dziesiątki ekip telewizyjnych.

Oscary fimowo-estetycznie przecenione

Tak, oczywiście chodzi także o filmy. Ale pokuśmy się o następujące porównanie. Czy ktoś traktowałby poważnie nagrodę literacką, która wyróżnia angielskojęzyczne powieści, literaturę faktu, poezję, dramaty, a w jednej osobnej kategorii zamyka całe literackie życie reszty świata? Spycha francuskie, rosyjskie, włoskie, hiszpańskie i niemieckie książki do pobocznej kategorii? Raczej nie. I czy ktoś traktowałby poważnie nagrodę, która zestawia ze sobą w tej samej kategorii powieść, na przykład Jonathana Franzena z książką Johna Grishama?

Oscary są po prostu przecenione. Nie chodzi o samo wydarzenie - wieczorną transmisję z gali. Ta jest wielkim, bardzo profesjonalnym show. Nie chodzi też o wymiar biznesowy. Nagrodzonymi filmami da się zarobić w Hollywood dużo pieniędzy. Nie bez powodu, jeszcze przed ogłoszeniem nominacji, producenci inwestują miliony dolarów w promocję i marketing. Niedocenianie tego wymiaru Oscarów byłoby naiwnością.

Ich znaczenie przecenia się jednak w wymiarze filmowo-estetycznym i globalnym. Dlatego w zasadzie powinniśmy być niemal wdzięczni członkom akademii, że nie nagrodzili „Romy” albo „The Favorite” statuetką dla najlepszego filmu, tylko przyznali ją ujmującemu, przyjemnemu, holywodzkiemu „Green Book”. W przeciwnym razie można by dojść do wniosku, że Oscary rzeczywiście mają cokolwiek do powiedzenia o kinie światowym jako sztuce.