Po zajściach w sylwestrową noc w Kolonii i innych miastach, wszędzie słychać postulaty zaostrzenia prawa azylowego. Przede wszystkim powinno się ułatwić deportację osób, które dopuściły się przestępstwa. Jednocześnie krytycy zwracają uwagę na to, jak trudne jest to w praktyce, nawet jeśli cudzoziemiec usłyszał wyrok skazujący albo jego podanie o azyl zostało odrzucone.
Ale to tylko dygresja. Zasadniczy problem to to, że niemiecki rząd nadal umożliwia niekontrolowany napływ uchodźców. Każdego dnia granicę Niemiec przekracza 3000 imigrantów. Mamy środek zimy. Można sobie wyobrazić, co się będzie działo, gdy na "szlaku bałkańskim" znowu będzie cieplej i uspokoi się także morze. Nie wspominając już w ogóle o problematyce łączenia rodzin.
Każdy może przyjechać
Gdyby napływali jedynie Syryjczycy i Irakijczycy uciekający przed wojną (i władze mogłyby to ustalić ponad wszelką wątpliwość) możnaby mieć zrozumienie. Jednak wielu imigrantów w ogóle nie ma przy sobie dokumentów, a podają się za Syryjczyków. Wielu przybywa z Maroka, Algierii, Tunezji, Bangladeszu, Sri Lanki, żeby tylko wymienić niektóre kraje ich pochodzenia. Nie są to ani bogate, ani demokratyczne państwa. Tylko niewielu z nich może rzeczywiście udowodnić, że są prześladowani i w ten sposób uzyskać azyl polityczny w Niemczech. Pomimo to - kto raz już stanął na niemieckiej ziemi, ten ma spore widoki na pozostanie tu na zawsze.
A przecież kanclerz Merkel chciała znacząco ograniczyć liczbę migrantów. Jednak ani Turcja nie wywiązała się ze swojego przyrzeczenia, by uniemożliwiać przekraczanie europejskiej granicy, ani też nie ma widoków ma odciążenie ze strony innych państw UE. A Merkel chce, by granica była otwarta.
Jak długo to jeszcze będzie trwało, skoro nawet politycy chadeccy nie mają odwagi ani woli, by sprzeciwić się kanclerz? O innych reprezentowanych w Bundestagu partiach w ogóle nie wspominając, bo przecież SPD, Zieloni i Lewica są za jeszcze bardziej liberalną polityką.
Konstytucjonaliści przestrzegają
Być może do myślenia politykom dadzą wypowiedzi konstytucjonalistów, którzy w zadziwiająco ostry sposób zabrali głos w tej sprawie. Twierdzą oni bowiem, że państwo znalazło się w niebezpieczeństwie. Były prezes Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Hans-Jürgen Papier mówił w wywiadzie dla dziennika "Handelsblatt" o "skandalicznym fiasku polityki". Państwo konstytucyjne nie może być "ruszane w posadach przez polityków" i musi przeciwstawiać się "niebezpieczeństwom, które mogą powstać w skutek stałej, nieograniczonej i niekontrolowanej imigracji". Były sędzia Trybunału Konstytucyjnego Udo di Fabio pisze w swojej ekspertyzie, cytowanej przez tabloid "Bild", że niemiecka konstytucja nie jest po to, by zapewniać ochronę wszystkim ludziom na całym świecie "przez udzielenie faktycznego lub legalnego zezwolenia na przyjazd". Rząd Niemiec jest zobowiązany, by "przywrócić na granicach państwa skuteczne kontrole". Michael Bertrams z kolei, były prezes Trybunału Konstytucyjnego kraju związkowego Północna Nadrenia-Westfalia, zarzucił Merkel, że bez zgody Bundestagu "w akcie samowoli" wpuściła do Niemiec setki tysięcy uchodźców.
Na inny aspekt zwrócił uwagę na początku października hamburski filozof prawa Reinhard Merkel. W wywiadzie dla Deutsche Welle powiedział on wtedy, że wkrótce nadejdzie moment, kiedy potrzebne będą "albo przyśpieszone wybory, albo referendum na ten temat". Bo przecież nikt nie pytał o zdanie obywateli.
Wszystkie te zarzuty brzmią logicznie. Jednak politycy, obywatele czy dziennikarze, którzy je dotąd formułowali, byli w większości okrzykiwani zwolennikami skrajnej prawicy. Być może teraz, kiedy krytyka pochodzi z ust niektórych najwyższych przedstawicieli państwa prawa, będzie ona miała inny ciężar gatunkowy.
Christoph Hasselbach
tł. Bartosz Dudek